wtorek, 22 maja 2012

Rozdział 31


- Czy Ty podsłuchiwałeś naszą rozmowę?- zapytała mnie będąc jeszcze w lekkim szoku.
- To nie było tak, że chamsko stałem pod drzwiami i słuchałem. Po prostu przechodziłem obok drzwi i tak wpadło samo w ucho- posłałem jej najładniejszy uśmiech na jaki było mnie stać w tym momencie- Em przecież zdajesz sobie sprawę, że wkrótce i tak przyszedłby czas na taką rozmowę-
- Na taką rozmowę? Może zacznij w końcu nazywać rzeczy po imieniu- rzuciła beznamiętnie
- Dobrze. W końcu przyszedłby czas na rozmowę o naszej wspólnej przyszłości i o naszym ślubie- powiedziałem na jednym wydechu i czekałem na reakcję dziewczyny. Siedziała odwrócona twarzą do ściany i podziwiała oczami zdjęcia chłopaków- Em?-
- Tak Louisie masz rację- chyba jest zła bo użyła całego imienia- Trzeba taką rozmowę przeprowadzić więc?- spojrzała na mnie tymi cudownymi
- Więc ja Em… Ja- zacząłem się jąkać. Przecież to wszystko jest oczywiste i nie ma się czego bać. Dodawałem sobie otuchy w myślach i w końcu zacząłem- Emmo.- Ująłem jej dłoń i spojrzałem prosto w oczy- Jesteśmy ze sobą na tyle długo abym mógł w końcu powiedzieć co do Ciebie czuję. Gdzieś w głębi serca czuję, że jesteś tą jedyną, tą o której marzy się całe życie. Gdy usłyszałem jak dziewczynki pytają Cię o ślub wraz ze mną zrozumiałem, że moje uczucie jest jednak większe niż sądziłem. Dlatego chciałem z Tobą porozmawiać o naszej przyszłości. Musisz wiedzieć, że jesteś najważniejszą osobą w moim życiu i warto było czekać na Ciebie całe 20 lat. Gdybyś mogła ujrzeć moje uczucie musiała byś iść wiele kilometrów a i tak nie znalazłabyś końca- powiedziałem i sam się sobie dziwiłem, że potrafię używać takich słów. Em nie robiła nic tylko spoglądała mi w oczy.
- Bardzo się cieszę, że kochasz mnie ponad wszystko ale Lou… Ja mam dopiero 17 lat- odezwała  się w końcu Em- Ja również Cię kocham i pragnę spędzać każdą wolną chwilę z Tobą ale nie śpieszmy się z takimi decyzjami. Porozmawiajmy za 4 lub 5 lat. Wtedy już będziemy dojrzalsi i pewniejsi swoich uczuć.- poczułem ból rozdzierający moje serce. Nie miałem do niej żalu więc tym bardziej dziwny był ten ból. W oczach zaczęły mi się zbierać łzy a ja nie chciałem przy niej się rozkleić. No jakby to wyglądało… Jednak ból na tyle był silny, że w końcu jedna po drugiej zaczęły wypływać z kącika oka.
- Lou ja nie chciałam Cię skrzywdzić. Nie miałam tego na myśli-
- Em to nie Twoja wina. Po prostu….- nie mogłem złapać powietrza. Poczułem, że zaczynam się dusić i spojrzałem tylko na Em
- Louis! Louis! Co się dzieje!!!- krzyczała. Chciałem jej powiedzieć o owym bólu ale zrobiło mi się czarno przed oczami i upadłem.
* oczami Em*
Wszystko było dobrze aż nagle Lou odwrócił ode mnie twarz. Nie rozumiałam tego gestu, więc nie mówiłam nic. W końcu znów odwrócił się do mnie a jego twarz była czerwona a w oczach miał łzy. Myślałam, że było to spowodowane moimi słowami, ale bardzo się myliłam. Po kilku słowach, które wydobył z trudem spojrzała na mnie i upadł. Byłam w szoku. Zaczęłam wołać Jay, która zjawiła się naprawdę bardzo szybko.
- Matko! Co się stało?- Zapytała podbiegając do syna
- Ja nie mam pojęcia. Rozmawialiśmy i nagle on upadł- tłumaczyłam nerwowo szukając telefonu. Gdy go znalazłam od razu wykręciłam numer na pogotowie a każdy sygnał wydawał mi się wiecznością
- Słucham?- Odezwał się w końcu głos mężczyzny. Przedstawiłam się i z grubsza opisałam całą sytuację
- Oddycha?- Zapytał. Sięgnęłam ręką do tętnicy szyjnej, ale pulsu nie wykryła
- Nie! Niech ktoś w końcu przyjedzie! On umiera! – Mówiłam do telefonu. Łzy toczyły się po mojej twarzy a facet powiedział, że postarają się jak najszybciej przyjechać. Jay siedziała na łóżku i zanosiła się płaczem. Opanowałam łzy i zaczęłam racjonalnie myśleć.  Przypomniał mi się kurs medyczny, który potrzebny był do szkoły baletowej. Ułożyłam Louisa na łóżku i jeszcze raz zbadałam puls. Nic! Nie pozostawało mi nic innego jak sztuczne oddychanie. Na podjeździe usłyszałam karetkę. Wszystko toczyło się w zawrotnym tempie. Młoda kobieta sprawdzała źrenice i zadawała mnóstwo pytań, na które odpowiadałam tak lub nie.
- Zatrzymanie akcji serca- Tyle udało mi się zrozumieć. Kobieta używała medycznych określeń odnośnie stanu Louisa. Podała jakieś leki uspakajające Jay a ja w tym czasie powiedziałam, Fellicitie, aby zajęła się mamą i domem. Złapałam płaszcz i ruszyłam za sanitariuszami do karetki. Z każdą minutą było coraz gorzej. Lou ciągle nie dawał oznak życia a ja nie chciałam uwierzyć w to, że mogę ponownie stracić to, co tak bardzo kocham. Nie dopuszczałam do siebie tej myśli. Jechaliśmy bardzo szybko i w krótkim czasie znaleźliśmy się w szpitalu. Biegłam za nimi, ale drzwi zostały mi zamknięte przed nosem. Nie wiedziałam, co mogę zrobić. Szukałam telefonu w kieszeni, ale go tam nie było. Nie znałam numeru do żadnego z chłopaków, więc o telefonie do nich mogę zapomnieć. Zrezygnowana siadłam tuż pod drzwiami i czekałam na przebieg całej akcji.
Po blisko 10 minutach z Sali wyszła ta sama kobieta i spojrzała na mnie.
- Co z nim? Żyje?- Zapytałam podnosząc się z ziemi
- Spokojnie, zapraszam do mnie- Odpowiedziała i ruszyła przed siebie. Cóż innego mogłam zrobić jak tylko iść za nią? Nic. W końcu weszliśmy do małego białego gabinetu- Proszę usiąść – Powiedziała i wskazała krzesło. Usiadłam.
- Więc jest Pani siostrą tak?-
-  Nie, jestem jego dziewczyną- odparłam
- W takim razie nie mogę Pani udzielić informacji na temat stanu Pana Tomlisona.-
- Ale jak to? Niech Pani postawi się w mojej sytuacji. Proszę- powiedziałam a po mojej twarzy spłynęły łzy
- No dobrze. Więc Pan Tomlison miał zapaść. Zapaść na tle alergicznym. Proszę się nie obawiać. Jego życiu już nic nie zagraża. Jednak przez kilka najbliższych dni będzie utrzymywany w stanie śpiączki farmakologicznej. -
- A wiadomo, co wywołało tę reakcję?-
- Tak, był to imbir.- Odpowiedziała lekarka
- To bardzo możliwe. Piliśmy herbatę z imbirem. Czy mogę go teraz zobaczyć?- Zapytałam
- Tak, ale proszę niech to będzie krótka wizyta. Pokój 13- wyszłam a raczej wybiegłam z gabinetu bardzo szybko. Pognałam pod 13 i ujrzałam śpiącego Lou. Wyglądał naprawdę jakby spał i nie przejmował się niczym. Zaczęłam płakać. Podeszłam do niego i chwyciłam zimną dłoń. W chwili, kiedy ją ujęłam zdałam sobie sprawę, że mogłabym już tego nigdy nie zrobić. Uświadomiłam sobie, że mogłam go stracić na zawsze. Nie wiem ile czasu tam siedziałam, ale w pewnym momencie poczułam czyjąś dłoń na barku. To był Zayn.
- Zayn jak dobrze, że jesteś!- Zerwałam się i przytuliłam mulata.
- Nie musisz dziękować. Chodź. Jedziemy do domu. -
- Nie ma mowy a Lou?-
- On już nigdzie nie pójdzie ani nic mu się nie stanie. On tak samo jak Ty potrzebuje odpoczynku- powiedział chłopak wziął mnie na ręce. Na korytarzu ujrzałam resztę cudownej piątki i ruszyliśmy do wyjścia. Na dworze padał śnieg, który mieszał się z moimi łzami. Nie wiedziałam jak mam teraz postąpić.
----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
No tak... Smutno mi bo jest was coraz mniej.:[ Dzisiaj tylko 44 wyświetlenia. To mało. Nie wiem czy będę dalej pisać bo wydaje się to bez sensu. Ja tu się staram a wy co? :] proszę, komentujcie to chociaż... Dajcie mi powód do pisania :]

9 komentarzy:

  1. Bez sensu no co ty? Twój blog jest po prostu zajebisty. Już na wstępie muszę przeprosić że przez ostatnie di nie komentowałam. Wyjechałam na parę dni, akórat do miejsca w którym internetu brak. Nie wiem czy mnie posłuchasz, ale proszę, proszę, proszę, proszę nie zamykaj bloga. Wracając do rozdziału jest po prostu świetny chociaż trochę szkoda Lou. I'm yours forever!xxx























    l

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. nie no nie musisz się tłumaczyć. Tylko nie wiem czy opłaca się to pisać jak praktycznie nikt nie czyta tego.... -.-

      Usuń
  2. Mi się bardzo podoba i choć ogranicza mnie ostatnio brak czasy to i tak staram się komentować każdy rozdział :D

    Prooooszę .. niech ona będzie z ZAYNEM !!

    Pozdrawiam : http://youthislikediamondsinthesun.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. Człowieku nawet nie żartuj!!! Ja tego bloga dopiero wczoraj znalazłam i czytałam wczoraj do 2 w nocy i dziś jak tylko mialam wolne i właśnie skonczyłam ;-) to jest po prostu genialne, nawet nie myśl o przerywaniu pisania. A co do komentowania to na własnymprzykładzie to moge powiedzieć że to z lenistwa.:-P ja czytam przykładowo na fonie co już jest dość niewygodne a z komentami to dopiero męka. Ale wracając do tematu to naprawdę zazdroszcze talentu, wciąga jak nie wiem a chwilami to nawet oczy mi się szkliły :-* Błagam pisz dalej <3 z ręką na sercu moge powiedzieć że to najlepszy blog jaki czytałam (a troche ich było ) mimo że nie jest z Zaynem w roli głównej ale jakoś to przeżyję mam nadzieję :-*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nawet nie wiesz jak mnie poruszył Twój komentarz! Kurdę.... Czytam go setny raz i nie mogę się nacieszyć. :] Bardzo mnie cieszy, że podoba się to co pisze ale sama sądzę, że mogłabym się bardziej starać ale jest jak jest. Nie musisz się aż tak poświęcać aby komentować o z fona. Nie jestem aż tak wredna. Bardzo Ci dziękuję za każde słowo. :] xxx

      Usuń
  4. weź nawet nie mów że przestaniesz bo normalnie Cię zabiję ja tu siedzę i czekam aż ty dodasz rozdziały piękny jak zawsze a ty mi tu mówisz że chcesz przestać pisać , nie ma mowy ! :*

    OdpowiedzUsuń
  5. Dziewczyny jesteście tu? Komentujemy dla cudotwórcy tego bloga! Niech pisze pisze nam :)!

    OdpowiedzUsuń
  6. Super rozdział, taki wzruszający... Mam nadzieję, że Loui wyjdzie z tego. Mam też nadzieję, że ten blog tak szybko się nie skończy, bo uwielbiam go czytać.
    Ja ostatnio nie komentowałam, bo ledwo co mogę przeczytać rozdział.
    No wiesz szkoła i inne duperele takie jak lekcje czy nauka. Nie wspominając o pisaniu własnego bloga.

    OdpowiedzUsuń