poniedziałek, 30 lipca 2012

Rozdział 68

Towarzystwo trzymało się dość długo na nogach. Niall praktycznie nie pił nic wraz z Emmą i Harrym. Wypili może po dwa lub trzy kieliszki i na tym poprzestali. Ja, Liam i Zayn postawiliśmy na ostrą zabawę więc piliśmy do upadłego. Pamiętam, że na początku nikt nie pałał do rozmowy. Po dwóch kolejkach alkohol rozwiązał języki i każdy zadowolony od ucha do ucha śmiał się, rozmawiał i śpiewał.
- Zayn starczy już na dziś, chodź położysz się- prosiła chłopaka dziewczyna.
- Przykryj go. Niech śpi na dworze, nie jest zimno więc nie zmarznie- krzyknął Liam i podał jej koc. Dziewczyna zrobiła to z niebywałą troską i wróciła do swojego chłopaka siadając mu na kolana. Niegdyś to ja mogłem śmiało nazwać się jej chłopakiem ale teraz to nieaktualne. Kolejne co pamiętam to… No właśnie nic. Film się urywa.

* Harry*
- Spójrzcie. Louis już odpada- powiedział Niall i po ogrodzie potoczyła się fala śmiechu
- Zimno Ci Em?- zapytałem dziewczynę siedzącą na moich kolanach
- Nie- odparła i pociągnęła kilka łyków piwa
- Przecież widzę, że masz gęsią skórkę. Ubierz ją- zdjąłem bluzę i dałem mojej towarzyszce.
- Dziękuję- wtuliła się we mnie i odetchnęła głęboko. Po chwili Niall wyjął gitarę i zaczął grać Gotta Be You. Zacząłem cicho śpiewać a Em spoglądała głęboko w moje oczy. To był magiczny moment. Blask ognia, jej oczy, mój śpiew, Niall & gitara. Magiczne połączenie.
o czymś takim zawsze marzyłem. Śpiewać jej i spoglądać w oczy. Moja Em. W końcu mogłem ujrzeć w jej oczach to co niegdyś było nieobecne. Pałała miłością do mnie, do tego domu i była szczęśliwa. W końcu była szczęśliwa.
- Wiesz, że Cię kocham mocno, mocno, mocno, mocno?- zapytała a uśmiech nie schodził z jej twarzy
- A wiesz, że ja Ciebie kocham mocniej, mocnie, mocniej?- pocałowałem ją delikatnie
- I właśnie dlatego nie mogę siedzieć z parami. Czuję się taki samotny- zajęczał Niall
- przysuń się- powiedziała Em do Niall’a a gdy chłopak to zrobił pocałowała jego policzek
- To się rozumie- uśmiechnął się i uniósł kciuki w górę.
- Niall na gitarę wyrwiesz każdą dziewczynę. Mówię Ci. Każda będzie Twoja. Taki mały sekret o.- powiedziała Em i uśmiechnęła się do chłopaka.
- Dzięki za radę. A teraz wypijmy za te moje przyszłe kobiety- powiedział chłopak i uniósł szkło do góry. Wszyscy wypiliśmy po jednym i udaliśmy się do domu .

- Wstawaj! Wstawaj leniu! Twoi rodzice przyszli!- krzyknęła mi do ucha Emma a ja natychmiast zerwałem się z łóżka i spojrzałem w lustro. Włosy, które zawsze były niesforne tym razem okazały się jedną wielką kulką włosia, oczy zapuchnięte i przekrwione, twarz blada jak kreda i na dodatek wczorajsze cuchnące dymem ubrania.
- Ale jak to rodzice? Co oni tu robią?- zapytałem lekko wstrząśnięty
- Nie wiem Harry ale leć szybko pod prysznic i doprowadź się do porządku. Ja zajmę się chłopakami i resztą. No już!- krzyknęła i zbiegła po schodach.
Wskoczyłem pod prysznic i chcąc jak najszybciej myć z siebie wczorajszy dzień a raczej wieczór zacząłem szorować całe ciało.

* Emma*
No to zrobili nam niespodziankę. Najpierw mówią Harry’emu aby się wyprowadził ode mnie, mówią mu jak to ja nie jestem mimo iż mnie nie znają a teraz ta niezapowiedziana wizyta. Cały ogród pokryty jest puszkami po piwie, butelkami po alkoholach różnego rodzaju a wśród nich leży Zayn i Liam! Zgroza!
- Zayn! Zayn! Proszę obudź się- szturcham chłopaka śpiącego na krześle. Mruczy coś pod nosem ale nawet nie śni mu się podnieść z tego krzesła. Nie mogę pozwolić aby jego rodzice pomyśleli, że mamy tu jakąś melinę lub coś w tym rodzaju więc sięgam po węża ogrodowego i polewam chłopców lodowatą wodą. Od razu przypomina mi się James i jego wczorajsze lub też przedwczorajsze polewanie mnie wodą.
- Zwariowałaś?!- krzyczą chłopcy spadając z krzeseł.
- Biegiem na górę ale to już! Tylko cicho, be żadnych wygłupów bo zabiję! Potem wam wyjaśnię, jazda!- mówię im a oni pośpiesznie kierują się na górę. W tym czasie ja chwytam worek i zbieram do niego wszystko w zasięgu wzroku. Po 20 minutach ogród lśni a ja mogę spokojnie otworzyć drzwi.
Gdy chcę już nacisnąć klamkę Harry chwyta mnie za ramię i odsyła na górę.
- Tak będzie lepiej- mówi a ja wbiegam po schodach.
- Harry no w końcu, ileż można czekać-  zaczyna jego mama i wchodzi do domu. Jej obcasy stukają o płytki, którymi wyłożony jest korytarz
- Jest Emma?- pyta męski głos
- Jest ale śpi. Nie sądzicie, że wizyty powinno się zapowiadać? Może mieliśmy inne plany?-
- Harry nie mieliście planów to widać. Przed chwilą brałeś prysznic bo mas mokre włosy a na dodatek czuć od Ciebie alkohol czyli ona już zaczęła Cię sprowadzać na złą drogę- powiedziała kobieta przejętym głosem a ja miałam ochotę zejść i jej dowalić za te wszystkie głupoty na mój temat.
- Mamo! Przypominam Ci, że to jest Emmy dom i ja nawet nie życzę sobie traktowania w taki oto sposób mojej dziewczyny!- wykrzyczał Harry
- synu, mama  chce Twojego dobra ale swoją drogą….. nie rozumiem dlaczego ty tak nie lubisz tej dziewczyny. Przecież było wszystko dobrze i nagle już jej nie tolerujesz. Powiesz nam dlaczego?-
- Bo ta dziewczyna to zło. Ona sprowadzi naszego Harry’ego na złą drogę! Spójrz co się stało z jej matką…-
- Zamilcz albo zaraz Cię stąd wyrzucę!- wrzasnął Harry aż podskoczyłam- Ona miała i ma trudne Zycie a ty jako moja matka powinnaś nam pomagać! Myślałem, że uda nam się stworzyć dla niej normalną rodzinę za którą zawsze tęskniła bo takiej nie miała! Myślałem, że bycie rodzicem to akceptowanie wyborów dziecka a nie krytykowanie ich na każdym kroku. W ogóle teraz zastanawiam się czy Ty aby na pewno jesteś moją matką.- usłyszałam trzask a potem ujrzałam chłopaka z zaczerwienioną twarzą. – Nienawidzę jej… nienawidzę jej – szeptał i wszedł do sypialni. Odetchnęłam głęboko i ruszyłam na dół.
- Sądzę, że będzie lepiej jak już Państwo pójdą-
- Witaj Emmo- przywitał się jego tata
- Dzień dobry Panie Twist.- uśmiechnęłam się do mężczyzny
- Ty.. Ty zła dziewucho! Oddaj nam naszego syna! Od kiedy Cię poznał zmienił się!-
- Pani Anno niech Pani nie wyciąga pochopnych wniosków. Morfina, którą Pani ujrzała w analizie krwi Lucy działa uspakajająco. Dla Pani informacji nie jest to tylko narkotyk więc nie musi się Pani martwić, że jestem narkomanką. Brzydzę się tym i nie zażyję nigdy tego. Skłonność do samobójstwa? Każdy ją ma tylko nie wie o tym. Może Pani mnie nie akceptować, może Pani zabronić mi widywać się z Pani synem ale nie zmieni to faktu, że ranią Harry’ego Pani słowa. On ma rację. Powinniście akceptować jego wybory a nie krytykować. Na Pani miejscu byłabym dumna, ze macie takiego syna i ma w miarę normalne życie. Gdy Pani powiedziała, że mogę śmiało nazwać was rodzicami poczułam ciepło w sercu którego nigdy nie zaznałam. Byłam zbyt naiwna sądząc, że Pani mnie tak łatwo zaakceptuje. Jest mi teraz przykro ale to nie ważne. Powinniście teraz martwić się co z waszym synem bo Harry jest bardzo delikatny. A teraz naprawdę będzie lepiej jak Państwo pójdziecie już. Do widzenia- odprowadziłam parę do drzwi i poszłam do kuchni. Nalałam sobie szklankę soku, wypiłam ją za jednym zamachem i poszłam zobaczyć co z chłopakiem.
Siedział na łóżku i płakał. Tak, chłopak, który wystrzegał się łez siedział teraz i płakał.
Podeszłam do niego i chwyciłam za dłoń, która bezwiednie zwisała. Nie mówiłam nic bo słowa były zbędne. Nawet jakbym chciała coś powiedzieć nie wiedziałabym co bo nigdy nie byłam w takiej sytuacji. Jasne, że gdy mieszkałam w Polsce kłóciłam się z rodzicami i to nie raz czy dwa ale w takiej sytuacji jeszcze nie była. Rodzice zawsze mówili, że człowiek uczy się na własnych błędach więc uczyłam się podejmować własne decyzje i ponosić ich konsekwencje. Rozumiałam mamę chłopaka, martwiła się o niego, jego życie, karierę ale są ważniejsze sprawy niż pieniądze! Nigdy mi ich nie brakowało ale wiedziałam czym jest bieda. Miałam w klasie chłopaka, który nie miał co do ust włożyć więc zawsze dzieliłam się z nim kanapkami a na święta robiłam paczki. Patryk też nie miał wesołej sytuacji. Musiał pracować zamiast cieszyć się życiem nastolatka. Życie nigdy nie miało dla mnie taryfy ulgowej ale zawsze jakoś sobie radziłam więc tym razem też sobie poradzę.
Chłopak ścisnął mocno moją rękę i wtulił się w kolana. Głaskałam jego wilgotne włosy i od czasu do czasu do czasu całowałam jego dłoń. Ból i żal przepełniał moje serce bo nie potrafiłam pomóc temu chłopakowi. Nie chciałam powtarzać bezsensownego słowa
,, Wszystko będzie dobrze” bo wiedziała, że nie będzie. Matka nie powinna zachowywać się w taki sposób.
- Em ja Cię przepraszam za nich. Ona nie jest sobą-
- Wiem Harry ale uwierz ona w końcu to zrozumie swój błąd i będzie chciała go naprawić. Ja porozmawiałam z nią i teraz wiem, że to wynika z troski o Ciebie. Słońce moje nie płacz bo nie mogę się patrzeć jak cierpisz. Proszę….- powiedziałam i przytuliłam go- to wszystko przeze mnie. Powinieneś teraz cieszyć się latem a nie siedzieć w domu i płakać.-
- Em to zaraz minie. Zdrzemnę się trochę i gdzieś wyjdziemy dobra?- zapytał chłopak
- Jasne. Może chcesz coś specjalnego na obiad?- zapytałam
- Zjadłbym rosołku z domowymi kluskami- chłopak zrobił błagalną minę a ja kiwnęłam na znak zgody- Śpij dobrze- pocałowałam go w czoło, przytuliłam kołdrą i wyszłam cicho zamykając drzwi.

- A co to za walizki? Co wy robicie?- zapytałam chłopaków gdy zeszłam na dół aby zrobić nam śniadanie
- Em nie możemy wam siedzieć na głowie. Macie dużo swoich spraw więc nie chcemy wam dokładać nowych. Wracamy do domu, trochę odpocząć od imprez od was- zaśmiał się Liam
- Tak Em. Tak będzie najlepiej- odezwał się Zayn a ja mimowolnie spojrzałam na jego usta.
- Zostawicie nas?-
- Oj Emmo. Nie marudź. Jeszcze się spotkamy- powiedział Louis i uśmiechnął się. Chwycił walizkę, uścisnął mnie i wyszedł. To samo zrobił Liam no i Zayn
- Jak coś to dzwoń. Zawsze przyjadę gdy będziesz mnie potrzebować- pocałował mój policzek i udał się do reszty. Pomachałam im gdy odjeżdżali i nagle zdałam sobie sprawę, że brakowało Horana.
- Myślałaś, że Cię opuszczę?- zapytał gdy weszłam do kuchni. Siedział i wcinał płatki a ja uśmiechnęłam się
- Nie. Wiedziałam, że na Ciebie mogę liczyć- uściskałam przyjaciela- ale musisz jechać ze mną na zakupy. Tego nie podaruję- powiedziałam a chłopak powiedział coś w rodzaju ,, Fuck jeah’’ i był gotowy do podróży. Pobiegłam szybko na górę zmieniłam ubrania, rozczesałam włosy, poprawiłam co nieco, chwyciłam torebkę, klucze i już byłam gotowa do wyjścia. Postanowiłam wziąć auto Harry’ego bo moje było w garażu i stanowczo nie było w stanie. Po obiedzie umyję zarówno moje jak i jego ale tymczasem jazda na zakupy. Po produkty do rosołu.

* Niall*
Nie chciałem jechać do domu. Nie opłacało mi się bo i tak za niecałe 4 dni zaczynamy wywiady, zdjęcia i nagrania na płytę. Niby potrwa to tylko dwa tygodnie a potem w końcu mamy upragnione wakacje. Do września.
Przykro było mi słuchać kłótni Harry’ego z jego mamą a potem Emmy z nimi. Nie wiem dlaczego ta kobieta tak jej nie cierpiała. Przecież Em była uczciwa, kochana, słodka, cudowna, urocza, troskliwa i śmieszna. Cierpiała zbyt wiele w swoim życiu więc naprawdę nie rozumiem jak można dobijać leżącego.
Ucieszyła mnie wiadomość, że jedziemy na zakupy bo powoli lodówka robiła się pusta a ja i mój brzuszek nie chcemy chodzić głodni.
- Robisz coś na obiad?- przerwałem ciszę trwającą w samochodzie
- Tak. Robię rosół z kluskami własnoręcznie robionymi no i może pieczone udka z frytkami i jakąś sałatką np. grecką?-
- Brzmi cudownie- odpowiedziałem uśmiechając się do zmęczonej dziewczyny. Po chwili znaleźliśmy pod supermarketem i z największym wózkiem ruszyliśmy na zakupy.
- Macie jakieś plany na najbliższe dni?- zapytała mnie Em
- To Harry Ci nie mówił? Zaczynamy nagrania do płyty, wywiady i zdjęcia. To tylko 2 tygodnie a potem wakacje.-
- Wakacje? Macie plany?- zapytała ponownie
- Chyba nie ale zawsze możemy coś zaplanować- uśmiechnąłem się do niej i ruszyliśmy na wielkie zakupy.

* Harry*
Że niby normalna rodzina? Że niby życie sławnej osoby jest łatwe? Nigdy.
Wszyscy widzą tylko nasze uśmiechnięte twarze i same zadowalające odpowiedzi. Nie wiedzą, że my też cierpimy, przeżywamy kryzysy w związkach, rodzinie. Nie zdają sobie sprawy odnośnie naszych uczuć. Wszyscy sądzą, że jesteśmy skazani na sukces i szczęście. Nie prawda. Ostatnie dni pokazały mi jak naprawdę boli życie. Śmierć Lucy, załamanie Emmy a teraz kłótnia z rodzicami.
Próbując zasnąć myślałem o tych chwilach w których żyliśmy beztrosko, nie martwiliśmy się o kolejny dzień tylko cieszyliśmy się każdą sekundą razem. Tęsknię za tymi chwilami w których mogłem cieszyć się z nią z byle czego. A teraz nawet nie widzę jej szczerego uśmiechu, nie słyszę śmiechu i śpiewu. Wszystko się zmieniło.
Kino. To przygotowałem na dzisiejszy wieczór. Zostawiamy chłopaków i pójdziemy do kina potem na kolację. Wypijemy po lampce wina może nawet po dwie i będzie dobrze. Alkohol trochę rozluźni atmosferę i będziemy się śmiać jak za dawnych lat.
Wkrótce zasnąłem ale nie powiem, że był to przyjemny sen. Czułem się przerażony i opuszczony. Nie wiedziałem co tego było przyczyną ale sen był złym rozwiązaniem. Gdy przebudziłem się od razu skierowałem się do łazienki. Cała wanna wody, sól do kąpieli która niby ma odprężać i czysty relaks.

* Emma*
- Niall pomóż mi!- krzyknęłam nie mogąc poradzić sobie z drzwiami. Chłopak od razu przybiegł i pomógł mi z siatkami. Nie lubiłam robić zakupów. Zawsze okazywało się, że coś zabrakło lub zapomniałam. Oprócz naszych zakupów znalazłam ostatnie zakupy Harry’ego. Jakieś farby, kwiaty i różnego rodzaju inne rzeczy.
- Dziękuję- szepnęłam gdy weszłam do kuchni i położyłam zakupy na stole. Zaczęłam je rozpakowywać a Niall znosił resztę. Gdy w końcu udało mu się skończyć ową robotę przyszedł do kuchni i jak gdyby nigdy nic pomagał mi.
- Nie ma radia tutaj?- zapytał
- Jest ale Harry tak podłącza, że nie może tego zrobić.- powiedziałam siłując się z papierową torbą
- A gdzie ono jest?- zapytał ponownie rozglądając się po pokoju
- Leży na parapecie o tam- wskazałam mu marchewką miejsce a on od razu tam się udał. Po kilku minutach gdy w końcu uporałam się z torbami z rogu kuchni popłynęła muzyka a chłopak zaczął śmiesznie się kręcić, wywijać nogami i rękami oraz robić śmieszne miny. Zaczęłam się śmiać bo nie potrafiła być w takiej chwili poważna. Wiem, że nie powinna czuć ani radości ani szczęścia podczas żałoby ale pozytywna energia rozsadzała mnie i moje ciało. Radość i szczęście samo cisnęło mi się na usta ale jakoś jej powstrzymywałam ale w tym momencie nie potrafiłam.
- No w końcu się śmiejesz!- krzyknął blondynek a ja wyjęłam kurczaka z lodówki i zaczęłam przygotowywać obiad. – Zostaw to. Chyba nie odmówisz mi jednego tańca prawda?- jego niebieskie tęczówki zajaśniały z radości.
- Nie mogłabym- powiedziałam odkładając drób i chwytając ręce chłopaka. Akurat repertuar zmienił się na nieco wolniejszy a ja kładąc policzek na jego barku odsapnęłam
- Radzisz sobie jakoś?- zapytał w końcu chłopak
- Jak widać. Jest ciężko ale muszę sobie radzić. Mam Ciebie, Harry’ego resztę chłopaków więc nie mogę narzekać. Wasza obecność pomaga mi nie myśleć o tym wszystkim ale boję się o Loczka. Kłótnia z rodzicami nie wpływa na niego zbawiennie. Jest naprawdę przygnębiony a ja nie potrafię mu pomóc. – szepnęłam
- Może ja z nim porozmawiam?- zaproponował
- Jakbyś mógł. W końcu jesteś jego przyjacielem i na pewno jako mężczyzna bardziej mu pomożesz niż ja ale teraz muszę robić obiad więc wybacz- odsunęłam się i dokończyłam to co zaczęłam. Po chwili w domu niósł się zapach pieczonego kurczaka, rosołu i frytek. Niall postanowił zrobić sałatkę więc miałam troszkę pracy mniej. Wkrótce gdy nakryłam do stołu na dół zszedł Harry. Wyglądał jak nowo narodzony a po porannej kłótni nie było znaku. Podałam obiad i zasiedliśmy do stołu jak jedna wielka rodzina.
------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Haj :)
Jak wam się podoba?
Nie wiem jak wy ale ja chciałabym być na miejscu Harry'ego (patrz obrazek obok). Moje marzenia :)
No i czy chcecie kilka informacji o mnie???
Pozdrawiam, Magda

sobota, 28 lipca 2012

Rozdział 67

* Liam*
Wszystko działo się tak szybko. Nagła śmierć Lucy sprawiła, że zbliżyliśmy się do siebie nie jako zespół ale jako przyjaciele, rodzina. Marry od kilku dni nie miała dla mnie czasu a to wszystko za sprawą zakończenia roku szkolnego, który nieuchronnie się zbliżał. Koniec liceum daje się jej we znaki, chodzi ciągle przemęczona, smutna no i przepracowana. Ku mojej rozpaczy nie może znaleźć dla mnie czasu ale pociesza mnie to, że na zakończenie roku zabiera mnie ze sobą. Na after party również.
Podziwiałem Harry’ego za jego troskę, szczerość, stanowczość a przede wszystkim za to, że nie daje się zwariować. Potrafi odnaleźć się w tak dramatycznej sytuacji czego ja nie mógłbym zrobić. Poddałbym się na starcie. Sądzę, że jesteśmy dla niego swego rodzaju oparciem. Sprawy nabierają obrotu. Kłótnia Harry’ego z Emmą nie była miła dla naszych uszu. Oni chyba o nas zapomnieli…

* Louis*
Trafiony zatopiony! Ha! W końcu Harry dostaje kosza i to na moich uszach! Nie powinno mnie to cieszyć, nie tak zachowuje się przyjaciel ale mi to sprawiło pewnego rodzaju satysfakcje. Nie potrafię tego wyjaśnić ale wydaje mi się, że wiąże się to z uczuciem jakim darzę Emmę. Miałem ochotę wyjść z pokoju gdy Harry zaatakował słownie Em ale powstrzymał mnie Zayn. Miał rację bo jakbym ruszył na niego to zapewne kłótnia by ustała i nie wiedzielibyśmy co jest dalej a były to naprawdę pikantne szczegóły.
W końcu w chwili ciszy Zayn kichnął tak głośno, że nasz kamuflaż trafił szlag.

* Zayn*
Kłótnia kłótnią ale Harry przegiął. Jak mógł ją tak zranić? Co to miało być? Czy on jej nie ufa? On zawsze mówiący, że zaufanie jest podstawą związku nagle daje pokaz swojej zazdrości i braku zaufania? Co się dzieje?!
Louis myśli, że nie widzimy jak się cieszy ale my mamy uszy i oczy dookoła głowy więc widzimy jego zadowolenie, że Harry dostał kosza od Em.
Moja Em… Tak mi jej szkoda. Matka naszego Loczka nie akceptuje jej bo myśli, że zrani jej synka. Ale on  w końcu jest dorosły i ma prawo wybierać to co chce. Jak im się nie uda to dostanie po tyłku i tyle. To on będzie cierpiał a nie ona. Ludzie uczą się na błędach. Ale wiem, że w ich przypadku nie będzie takiego końca. Oni są sobie przeznaczeni to widać.
Pewnie zastanawiacie się co jest między mną a Jenną? Cóż… Jakoś nie potrafimy się dotrzeć. Nie podoba jej się ta cała zabawa w sławę, ma dość  życia w świetle fleszy i reflektorów. Gdy poszliśmy raz do kawiarni na kawę i ciastko fotoreporterzy nie mogli od nas odstąpić. Wymyślili sobie, że jesteśmy parą a my przecież zapewnialiśmy ich, że jesteśmy dobrymi przyjaciółmi. Ona wie, że ja ciągle coś czuję do Emmy i jej to nie przeszkadza. Wiem, że ona ma też problemy miłosne i staram się jej pomóc jak potrafię. Jesteśmy naprawdę dobrymi przyjaciółmi. Oczywiście nie tak dobrymi jak ja i Emma, żadna dziewczyna jej nie dorówna ale Jenna jest niesamowita.
Liam kręcąc się spowodował, że w powietrzu znalazło się zbyt dużo kurzu i… APSIK!
Cały misterny plan podsłuchiwania kłótni trafił szlag.

* Emma*
- Słyszałeś?- zapytałam pociągając nosem. Stałam przytulona do klatki piersiowej Harry’ego i ani śniło mi się od niej odklejać.
Jedyne czego nie rozumiałam to mama mojego chłopaka. Co ja jej takiego zrobiłam, że mnie nie lubiła? Przecież jak byliśmy u nich to było wszystko pięknie, ładnie a teraz nagle wyjeżdża z podatnością na narkotyki i samobójstwa. Cholera jasna! Nie dałam poznać tego po sobie ale troskę przestraszyłam się tego co on mi powiedział. A jeśli to była prawda i jest to jakoś genetycznie uwarunkowane i skończę tak jak ona?
Nie chcę zostawić Harry’ego, chłopaków i całej reszty. Nie tak wyobrażałam sobie moje życie.
- Gdzie są chłopaki?- zapytał mnie chłopak
- Kto?-
- No Liam, Zayn i Lou. Gdzie oni są?- uderzyłam się ręką w głowę i po cichu podeszłam do drzwi sypialni w której oni spali. Gdy z zaskoczenia otworzyłam drzwi wysypała się nasza wesoła gromadka.
- Cześć wam- zaczął Zayn uśmiechając się głupio
- Wiecie, że nie ładnie jest podsłuchiwać?- zaczął Harry
- Ale my nic nie słyszeliśmy!- zaczął kombinować Liam. Po chwili róż wypełzł mu na policzki a my wiedzieliśmy, że kłamie.
- Liam co jak co ale kłamać to nie potrafisz- powiedziałam uśmiechając się rozbawiona całą sytuacją- Jak dużo słyszeliście?-
- Tyle co i nic. Tylko troszeczkę- odezwał się Louis leżący na Zayn’ie i zaczął gładzić go po policzku
- To znaczy?- Harry wydawał się spięty
- No od momentu w którym zaciągnąłeś Em do domu i zacząłeś zalewać ją pytaniami- odpowiedzieli chórkiem jakby się umówili co powiedzieć
- Ja nie mogę- powiedział stojący za mną Harry, uderzył o coś ręką i zbiegł na dół.
- Harry nie unoś się! To nic takiego!- krzyknęłam ale chłopak najwyraźniej mnie nie słyszał.- W sypialni w szafie na drugiej półce od dołu są ręczniki. Weźcie sobie i idźcie się umyć. Zaraz coś ugotuję- powiedziałam i zbiegłam za chłopakiem.
Nie było go w salonie, w kuchni ani nawet na zewnątrz. W końcu dostrzegłam, że drzwi prowadzące na taras są uchylone. Podeszłam i pośród wysokiej trawy i nie przycinanych od lat krzaków siedział Harry i spoglądał w niebo.
- Wiesz nie myślałem, że tak będzie wyglądało moje życie. W życiu nie spodziewałem się, że spotkam grupkę tych idiotów i będę sławny, nigdy nie pomyślałem, że zakocham się na zabój w rudowłosej dziewczynie o pięknych oczach- spojrzał na mnie a ja mimowolnie uśmiechnęłam się i nieśmiało podeszłam do niego. Podałam mu dłoń, on chwycił ją i wstał. – Nigdy nie myślałem, że moja matka okaże się egoistką jakich mało na tym świecie i będzie rozpowiadała takie rzeczy. Nigdy też nie myślałem, że moi przyjaciele będą musieli słyszeć jak kłócę się z Tobą. Przepraszam Cię Emmo.-
- Harry. Daj spokój. Nie masz za co przepraszać mnie. Raczej to ja powinnam to zrobić bo trochę przesadziłam z James’em ale on mnie rozśmieszył. Brakowało mi tego od kilku dni. Prawdziwego śmiechu, szczęścia i beztroskiej radości.-
- A propo beztroskiej radości. Chodź, mam coś dal Ciebie- powiedział Harry, puścił oczko i pociągnął za rękę.
W zawrotnym tempie znaleźliśmy się w kuchni a Harry wyjął ogromne pudełko lodów waniliowych.
- Lody?- zapytałam piskliwym głosem, który przepełniony był radością.
- Taaak!- krzyknął Harry a jego oczy pomniejszyły się przez uśmiech, który zagościł na jego twarzy.
Zaczął nakładać je do pucharków. Po chwil na dół zeszli chłopcy a ja przypomniałam sobie, że nie mam nawet obiadu dzisiaj dla nich.
- Dzisiaj zaczniemy obiad w dosyć niekonwencjonalny sposób bo zaczniemy od lodów- powiedziałam i widziałam jak ich mordki uśmiechają się do mnie. Przeszłam obok Harry’ego przesuwając dłonią po jego tyłku na co on spojrzał na mnie i uśmiechnął się w dwuznaczny sposób.
- Ja to nie wiem co wyście brali ale nie zachowujecie się normalnie- zaśmiał się któryś z chłopaków
- My nigdy nie byliśmy normalni- zaczęłam i wyciągnęłam naczynia- Harry gdzie są zakupy?- zapytałam
- W samochodzie. Zaraz pójdę- powiedział i zaczął wycierać dłonie o spodnie
- Gdzie o spodnie?!- krzyknęłam i pogoniłam go z kuchni. Chłopcy zaczęli się śmiać a Harry wyszedł po zakupy. Po chwili wróciły z kilkoma siatkami. Czego ja w nich nie znalazłam. Zdecydowałam się na zupę krem z pomidorów i placki ziemniaczane z sosem węgierskim.
- Ta daaaa!- krzyknął Harry i odsunął się. Lody wyglądały cudownie! Świeże owoce, dużo polewy malinowej, żelki, wiórki, wafelki mój Panie czego tam nie było!
- Kocham Cię!- krzyknęłam i wskoczyłam mu na ręce. Pocałowałam go delikatnie w usta
- Tylko tyle za taki trud?- zapytał
- Więcej będzie potem- uśmiechnęłam się tajemniczo
- uuuuuu- zaśpiewali nam chłopcy na co my wybuchliśmy śmiechem. Podałam im łyżeczki do lodów i usiedliśmy aby móc je zjeść. Siadłam chłopakowi na kolana. Było mi dosyć dziwnie bo potrzebowałam więcej bliskości z nim kiedykolwiek indziej. Powinnam się cieszyć ale coś było nie tak. Harry robił śmieszne miny a wszyscy co chwilę wybuchali śmiechem. Gdy zjadłam lody chłopaki siedzieli dalej a ja poszłam przygotowywać obiad. Nie poszło tak źle. Wszystko mi smakowało a ja miałam wilczy apetyt.
- Ale ładnie pachnie- zaczął Louis i zaczął zaglądać do naczyń. Strzeliłam go po palcach- A to za co?- zapytał
- Za ciekawość- powiedziała opanowana. Wyjęłam z szafki obrus w śmieszne cytryny i nakryłam do stołu. Gdy postawiłam wazę z zupą na stole usłyszałam dzwonek do drzwi.
- Siadajcie do stołu ja otworzę- powiedziałam i rzuciłam fartuszek w róg pokoju
- Tak?- zapytałam bez spoglądania kto stoi przed drzwiami
- Em proszę o coś zjadliwego do jedzenia bo w tych samolotach to nic nie da się zjeść-
- Niall!- krzyknęłam i przytuliłam blondyna. Chyba był w szoku bo przez chwilę nic nie robił ale potem wczuł się i przytulił mnie delikatnie ale na tyle mocno abym poczuła zapach kurczaka- Masz wyczucie czasu bo akurat siadamy aby zjeść obiad- pocałowała jego policzek i zaprowadziłam do jadalni
- Cześć!- wszyscy zerwali się ze stołu i przytulali chłopaka. Bałam się aby nie wylali zupy i ku mojej radości nic takiego się nie stało.
- Dobra, dobra siadajcie i jemy- zaczęłam głodna jak mało kto. Nalałam każdemu pełen talerz zupy i po chwili nie było słychać nic innego jak szczęk sztućców. Potem przyszła kolej na drugie danie i tu atmosfera się nieco rozluźniła. Niall opowiadał o tym jak samolot mu uciekł, jak babcia nauczyła go lepić pierożki i wiele, wiele innych.
Po obiedzie Zayn zaproponował mi pomoc w posprzątaniu naczyń a chłopaki poszli na spacer. Na spacer? Nieźle to wymyślili. Poszli po alkohol bo na wieczór planowali ognisko w ogrodzie ale raczej nic  tego bo ogród był w opłakanym stanie.
- Już dobrze?- zapytał mnie chłopak gdy reszta wyszła
- Tak. Wszystko dobrze. Małe kłótnie czasem potrafią zdziałać cuda- uśmiechnęłam się
- Em… To nie była mała kłótnia. On przegiął i dobrze o tym wiesz-
- Wiem i za to dostał w twarz-
- Uderzyłaś go?!- Zayn zaczął się śmiać
- Bo zaraz i Ty możesz dostać- ścisnęłam ręce w pięści a chłopak wykonał unik. Zaczęłam się śmiać i zamknęłam zmywarkę.
- Pomożesz mi posprzątać ogród?- zapytałam
- Jasne- powiedział a gdy wyszliśmy na taras złapał się za głowę- zdajesz sobie sprawę, że bez miotacza ognia nie damy rady?-
- Damy ,damy- powiedziałam i odpaliłam kosiarkę. Zayn chwycił za sekator i przycinał krzaki. W przeciągu kilku godzin ogród zmienił się nie do poznania a ja lepka od potu poszłam pod prysznic.

* Zayn*
Zawsze zastanawiało mnie to jak by to było gdybym był chłopakiem Emmy. Tak niewiele brakowało, tak niewiele trzeba było nam abyśmy byli szczęśliwi. I nagle Harry wyjechał z tym co czuje i nagle zakończył się związek z Louisem i nagle stałem się dla niej TYLKO przyjacielem. Akceptowałem to bo ją szczerze kocham ale nie mogę przeboleć tego, że między nami nic więcej nie będzie.
Siedziałem na dworze i podziwiałem słońce. Co prawda było na tyle nisko, że widziałem jego koniec ale nie przeszkadzało mi to. Miejsce na ognisko było przygotowane a  w opuszczonej szopie na tyłach domu znaleźliśmy ławki i stolik więc nie musieliśmy bawić się w noszenie krzeseł z domu.
I pomyśleć, że niecałe 2 godziny temu śmiałem się z Emmy jak jej kosiarka zgasła i nie mogła jej odpalić. Ona śmiała się ze mnie bo nie wiedziałem do czego służy motyka a obydwoje wybuchliśmy śmiechem jej wynosiliśmy stolik z szopy. Chciałbym się naleźć z nią w takim miejscu gdzie nikt nie będzie nam przeszkadzał, gdzie nikt nie będzie nam stawiał zakazów i mówił, że tak nie można bo tak nie wypada. Byłem zły, że to nie ja mogę ją dotykać przed sen, cieszyć się jej uśmiechem i patrzeć całe 24 godziny na ten uśmiech. Chyba nie będę potrafił kochać nikogo tak jak Emmę.
- Zayn! Zayn! Możesz mi pomóc?- zawołała mnie dziewczyna z góry
- Już idę!- powiedziałem i pobiegłem na górę
- Nie mogę zapiąć łańcuszka, pomożesz mi?- dziewczyna odgarnęła włosy z szyi i podała łańcuszek na którym wisiał srebrny wisiorek.
Zapinając zawieszkę na szyi dotykałem jej bladej skóry. Była rozpalona i pachniała jak zwykle poziomkami. Gdy dziewczyna wstała podziękowała mi i pocałowała rozpalony policzek
- Dziękuję Zayn- szepnęła i zaczęła się oddalać
- Em czy Ty robisz to specjalnie?- zapytałem lekko poirytowany
- Ale o co chodzi? O to, że poprosiłam Cię byś zapiął mi łańcuszek?- instynktownie złapała się za szyję
- Nie. Chodzi mi o tego buziaka. Ja Em już tak nie mogę. Patrzeć się na Ciebie i Harry’ego zakochanych, zapatrzonych w siebie. Nie potrafię udawać, że to mnie nie rusza bo rusza i to bardzo! Nie potrafię się wyzbyć uczuć do Ciebie. Nie potrafię Em…..- mój głos lekko się załamał
- Zayn. Ja wiem, przepraszam nie powinnam tego robić. Myślisz, że mi jest łatwo? Kochać Harry’ego, mieć w głowie Ciebie a w sercu nadal Louisa? To nie jest łatwe! Nie przewidywałam, że moje serce będzie tak wariować. Nie przypuszczałam, że przyjdzie mi się zakochać w członkach sławnego zespołu. Nie przypuszczałam, że będę musiała kochać kogoś innego niż Patryk!-
- Em, Em już spokojnie. Wiem, że jest Ci ciężko a ja tylko to wszystko komplikuje. Zapomnij o tym co powiedziałem przecież w Sylwestra mówiliśmy, że przyjaźń jest lepsza niż związek bo jak się pokłócimy to i tak zaraz do siebie wrócimy a w związku różnie bywa. Tak więc zapomnijmy o tej rozmowie i chodźmy szykować jedzenie.-
- Tylko tyle? Nic więcej?- zapytała dziewczyna cicho. Odwróciłem się do niej twarzą i powiedziałem:
- Nie, to nie wszystko. Zapomniałem o tym- podszedłem, uchwyciłem jej twarz w dłonie i pocałowałem ją. Pocałunek przyniósł ukojenie dla mojej duszy i ciała. Była taka delikatna ale zdecydowana. Wiedziałem, że ona potrzebuje tego równie mocno jak ja. Gdy usłyszeliśmy szczęk zamka w drzwiach odkleiliśmy się od siebie.
- Em! Już jesteśmy!- zawołał Harry- Gdzie jesteś?-
- Na górze, już schodzę. Zayn idzie się wykąpać i możemy zacząć ognisko- powiedziała i już miała schodzić gdy podbiegła do mnie i pocałowała po raz ostatni moje usta
- Nie wiem dlaczego ale nie mogę wyrzucić Cię  głowy. Kocham Cię ale ta miłość nie może istnieć. Nie może Zayn rozumiesz? Tylko przyjaciele nic więcej. Nic- i pobiegła na dół. Oparłem się o drzwi po czym wszedłem pod prysznic, który uśmierzył moje emocje, które targały całym ciałem.

* Emma*
Co ja narobiłam? Co ja głupia narobiłam? Czy ja już wariuję? Czy ja jestem poważna? Mam chłopaka a całuje jego przyjaciela. Jak nie Louis to on. Jest źle. Stanowczo źle ale Zayn tak cudownie całuje, że ja się rozpływam przy nim a te jego… STOP! Nie mogę o nim tak myśleć.
- Co się stało z ogrodem?- zapytał Harry
- A więc ja i Zayn wiedzieliśmy, że wasz spacer ma drugie dno i wiedzieliśmy, że idziecie po alkohol. Zrobiliśmy miejsce na ognisko i cóż… Bawimy się dzisiaj wieczorem Panowie- uśmiechnęłam się na co cała czwórka krzyknęła o tak! I pobiegli na górę się stroić.
Zaczęłam powoli wyjmować talerze, kubki, sztućce gdy ktoś stanął obok mnie.
- Pomóc?- zapytał Zayn
- Chętnie- uśmiechnęłam się i podałam mu talerze. – Chodźmy- ruszyłam na zewnątrz i położyliśmy rzeczy na stole. Podczas gdy on rozpalał ogień ja rozłożyłam rzeczy tak aby to wszystko miało ręce i nogi. Gdy skończyłam usiadłam i nalałam sobie soku. Po chwili przyszli chłopcy niosąc alkohol i zabawa zaczęła się na dobre.
-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Hej :)
Nie mogę z tego rozdziału!
Ostatnio dostałam kilka wiadomości, które na prawdę nie były miłe. Ja nie rozumiem dlaczego ludzie coś takiego robią. Sprawia im to przyjemność? Mieszanie innych z błotem? Zapewniam Cię moja droga koleżanko, że blog jest w pełni moje autorstwa i proszę Cię nie wymyślaj, że jest inaczej.
Pfff... Nie powinnam się tym przejmować ale to jest wkurzające! No ludzie bądźmy poważni.

Może powicie mi coś o sobie? Kilka słów?
Pozdrawiam, Magda

czwartek, 26 lipca 2012

Rozdział 66

WIELKI COME BACK!!!



Było wcześnie rano gdy obudził mnie Harry.
- Em wstań już. Przyszła Pani Psycholog. – powiedział chłopak i zabrał mi kołdrę. Pośpiesznie wskoczyłam pod prysznic ubrałam się w ciuchy leżące na koszu. Nie chciałam nosić czerni i eksponować mojej żałoby. Wolałam przechodzić to wewnątrz mnie.
- Dzień Dobry- powitałam kobietę siedzącą w salonie i pijącą kawę
- Witaj Emmo- podała mi rękę i uśmiechnęła się
- To ja pojadę do mamy i po zakupy a wy porozmawiajcie- powiedział Harry po czym pocałował mnie w policzek i wyszedł  domu
- Uroczy chłopak- powiedziała kobieta i spojrzała na mnie- Powiedz mi Emmo jak się czujesz?-
- Wydaje mi się, że już znacznie lepiej niż kilka dni temu- odpowiedziałam- Było mi ciężko ale za sprawą przyjaciół i Harry’ego powoli wracam do siebie-
- Rozumiem..- kobieta ciągle coś notowała- a powiedz mi…. Ty niedawno się dowiedziałaś o tym, że Lucy była Twoją mamą tak?-
- Tak.-
- I jak się czułaś gdy dowiedziałaś się o tym?-
- Cóż. Czułam i czuję ciągle do niej złość. Nie potrafię zrozumieć i pojąć dlaczego ona mnie oddała ale chyba się nie dowiem. Chciałabym móc z nią porozmawiać o tym na spokojnie a nie tak jak wtedy. Wykrzyczałam jej niepotrzebnie tyle rzeczy i ten wypadek.. to samobójstwo to przeze mnie wszystko-
- O czym Ty mówisz dziecko?- kobieta spojrzała na mnie
- No bo ona napisała mi, że zrobiła to bo bała się, że jej nie wybaczę, bała się samotności a poza tym nie chciała być ciężarem dla nas w przyszłości. No i gdyby nie moja wyprowadzka i ten cały zamęt nie doszłoby do tego.-
- Emmo, nie możesz sądzić, że Lucy odebrała sobie życie przez Ciebie. Wyniki badań krwi wskazały, że była ona pod wpływem mocnych środków uspakajających. Być może to przyczyniło się do takiej decyzji. Trudno mi stwierdzić ale wydaje mi się, że ona była niepoczytalna w tamtym momencie. Naprawdę. Jedyne co możesz pożytecznego dla siebie zrobić to nie obwiniać się. Powiedz mi czy miewasz stany lękowe?-
- Kilka razy tak miałam. Bałam się ale nie umiałam wytłumaczyć dlaczego-
- A myśli samobójcze?-
- Nie. Muszę żyć choćby dla Harry’ego-
- No właśnie. A Harry? Czy on sprawia, że czujesz się jeszcze bardziej winna jej śmierci?-
- Nie, nigdy. To właśnie dzięki niemu teraz siedzę tu z Panią i normalnie rozmawiam- powiedziałam lekko oburzona jej pytaniem
- Dobrze, dobrze…. Płaczesz często? Śpisz dobrze?-
- Ostatnio tak. Na początku nie uroniłam ani jednej łzy ale teraz to się zmieniło i to pomaga. A spać śpię dobrze. Nawet za dużo!- uśmiechnęłam się
- A powiedz mi jak ogólnie się czujesz?-
- Jak osoba, która straciła kogoś bliskiego. Czuję smutek, ból, żal, pustkę, niechęć do wszystkiego no i zmęczenie tą całą sytuacją ale powoli to ustępuje. Powoli to zastępują pozytywne uczucia. Powoli wracam normalna ja-
- Rozumiem.- kobieta zamknęła zeszyt i spojrzała na mnie- Te objawy o których mówisz wyglądają mi na początkowe stadium depresji. Przepiszę Ci tabletki, które pomogą Ci z tego wyjść i cóż. Za niedługo znów wpadnę z wizytą i ponownie porozmawiamy i zadecydujemy czy dalej je brać czy też nie dobrze?-
- Dobrze- powiedziałam i przyglądałam się jak wypisuje receptę
- Życzę szczęścia i szybkiego powrotu do zdrowia Panno Novak- powiedziała kobieta, podała mi receptę uśmiechając się przy tym i wyszła. Odetchnęłam z ulgą. Pierwsze o czym pomyślałam to lodówka.

* W tym samym czasie w domu Harry’ego*
- Harry nalegam abyś wrócił do domu!- krzyczała starsza kobieta na  cały głos
- Mamo zostaw go! On jest dorosły!- wtrąciła się jej córka
- Nie wtrącaj się smarkulo bo zarwiesz szlaban- uciszyła ją starsza- A Ty młody chłopcze masz wrócić do domu jeszcze dziś!-
- Nie ma takiej opcji. Bo co? Bo Lucy się zabiła? Dlatego jej nie nawiedzisz? A jakoś na pogrzebie potrafiłaś okazja trochę współczucia i wyrozumiałości. Coś się zmieniło?-
- A zmieniło się! Ona pogrąży Cię rozumiesz? Ona te może mieć skłonności do tego aby popełnić samobójstwo lub też ćpać jak jej matka!-
- O cym Ty mówisz?! Nawet nie znałaś Lucy a opowiadasz takie rzeczy!- krzyknął chłopak bliski łez
- Biegły przedstawił mi analizę krwi i znaleziono w niej duże ilości morfiny. Harry otrząśnij się! Ta rodzina i ta dziewczyna to zło!-
- Nie mamo. Nie będziemy w ten sposób rozmawiać. Na razie- powiedział chłopak i wychodząc trzasnął mocno drzwiami.

* Harry*
Czego ona ode mnie oczekiwała? Że porzucę marzenie o dotychczasowej miłość dla niej? Dla jej chorych wymysłów o tym, że Emma ma skłonności do samobójstwa? Pfff… Śmieszna, że aż żałosna.
Wychodząc  z domu byłem naprawdę zły na mamę. Złość a raczej agresja sięgały zenitu. Jeszcze chwila a powiedział bym kilka słów za dużo do matki a wtedy… amen w pacierzu.
Martwiło mnie to skąd mama miała opinię biegłego na temat Lucy. Wiedziałem, że jak się postara to zawsze coś wykombinuje ale nie wiedziałem, że posunie się do tego stopnia iż będzie chciała pozbawić mnie szczęścia.
Wchodząc do sklepu miałem nadzieję, że w jakiś sposób to na mnie podziała. Niekoniecznie tak jak na dziewczyny ale zawsze trochę. Kupiłem kilka puszek farb, jakieś elementy dekoracyjne do kuchni, kwiaty i doniczki w końcu mamy czerwiec więc trzeba zadbać o ogród no i oczywiście artykuły spożywcze. Emma miała swoją specjalną szafeczkę, która zawsze musiała być zapełniona słodyczami. Kilka paczek ciastek, czekolady, batoniki, Nutellę no i lody waniliowe  z polewą czekoladową i wiórkami czekoladowymi. Postanowiłem zrobić jej niespodziankę i przygotować deser w postaci lodów ze wspomnianymi wcześniej dodatkami a do tego wszystkiego żelki, wafelki i syrop malinowy. Będzie w siódmym niebie!
Pełen optymizmu zapłaciłem za zakupy i jechałem do domu.

* Emma*
Chwyciłam szklankę  z sokiem i wyszłam usiąść na ławeczkę przed dom. Musiałam w jakiś sposób odreagować ten stres a pobyt w nasłonecznionym miejscu wydawał się idealny. Na ulicy bawiło się mnóstwo dzieci. Ich krzyki unosiły się w powietrzu, które pachniało dziecięcą fantazją.
Przypomniały mi się lata gdy niegdyś sama biegałam po ulicy przed domem podśpiewują wyliczanki, bawiąc się do późnego wieczora w berka lub też grać w klasy przed domem. Teraz patrzę na to wszystko z innej perspektywy. Ludzie, którzy wychowywali mnie byli dla mnie całkowicie obcy ale to oni dali mi szansę na normalne, szczęśliwe dzieciństwo, to oni sprawowali opiekę nade mną gdy byłam chora, nie spali całe noce czuwając nade mną a teraz ich nie ma. Nie mam jak im podziękować za to wszystko co zrobili dla mnie. Właściwie to już nie pamiętam jak wyglądali. Zamykając oczy widzę tylko zarys sylwetki ale żadnych szczegółów nie mogę ujrzeć.
- Sąsiadeczko szkoda czasu na smutki!- krzyknął James celując we mnie wężem ogrodowym  którego leciała woda. Chłodne krople spowodowały, że wyrwałam się z zamysłu i spojrzałam na chłopaka.
Stał przed domem w krótkich szortach. W jednej ręce trzymał spienioną gąbkę a w drugiej węża. Mył auto.
- Nie jestem smutna tylko zamyśliłam się- powiedziałam uśmiechając się przyjaźnie- soku?- zapytałam machając szklanką
- Jeśli to nie problem- odpowiedział. Weszłam do domu nalałam pomarańczowego soku do szklanki i wrzuciłam kilka kostek lodu. Następnie idąc do chłopaka uważałam aby nie wylać tego jakże cudownie chłodnego płynu
- Do rąk własnych- powiedziałam i podałam mu szklankę. Chłopak przerwał mycie auta i wypił kilka łyków soku robiąc rozmarzoną minę.
- Jak się czujesz?- zapytał w końcu a ja usiadłam na krawężniku. Słońce paliło moją twarz ale nie było to męczące, było to dosyć przyjemne. Wiał chłodny wiatr a moje włosy falowały wokół głowy.
- Dobrze, już dobrze. Dzięki, że pytasz.- powiedziałam wymuszając lekki uśmiech
- Nie Emmo nie uśmiechaj się na siłę. Nie musisz tego robić jeśli nie chcesz. Chciałem Cię przeprosić za to, że nie było mnie na pogrzebie. Nie wiedziałem co i jak Ciebie nie chciałem pytać bo podobno źle się czułaś. A ja jak to ja… Jestem uczulony na ludzką krzywdę.-
- Nic się nie stało. Nie szkodzi James, nawet lepiej, że Cię nie było. – powiedziałam i spojrzałam na niego. Miał piękne miodowe oczy, które połyskiwały w blasku powoli zachodzącego słońca. Spoglądał gdzieś przed siebie powoli pociągając sok. Jego delikatny zarost ,, drapał ’’ szklankę a zamyślenie nie schodziło mu z twarzy. Włosy koloru brąz delikatnie opadały mu na czoło a reszta tworzyła coś w stylu artystyczny nieład.
- Chyba przerwałam Ci prace z tego co widzę- przerwałam mu rozmyślanie i spojrzałam na zapieniony samochód.
- Właśnie myślałem nad karą dla Ciebie i chyba wymyśliłem- powiedział i chwycił węża ogrodowego. Po chwili popłynęła z niego woda a ja mogłam śmiało startować w wyborach miss mokrego podkoszulka. Zaczęłam powoli zmierzać do domu aby się przebrać gdy zostałam polana kolejną partią wody
- Nie daruje Ci tego!- wrzasnęłam i podbiegłam do chłopaka i zaczęłam  nim walczyć o wodę. Po chwili gdy już przechwyciłam owego węża role się odwróciły i zaczęłam polewać chłopaka lodowatą wodą. Jej krople mieniły się różnymi kolorami na jego idealnie wyrzeźbionej klatce piersiowej. Gdy tak stałam i wpatrywałam się w niego on chwycił mnie w pasie a my znaleźliśmy się byt blisko siebie. Stanowczo zbyt blisko.
- I co teraz Panno Zuchwała?- zapytał mnie ukazując rząd białych zębów w idealnym uśmiechu
- A nic. Właśnie o to chodzi, że nic. Idę do domu się przebrać ale obiecuję, że zemsta będzie słodka-
- A co jeśli Cię nie puszczę?- zapytał i przybliżył się jeszcze bardziej. Mogłam praktycznie poczuć jego oddech na chłodnej skórze
- To…..- powiedziałam ale nie mogłam wymyślić sensownego argumentu. On najzwyczajniej w świecie mnie podrywał!
- Przepraszam, że przerywam wam ten jakże niesamowity moment ale Em muszę prosić Cię na słówko- usłyszałam za sobą głos Harry’ego. Przymknęłam oczy, policzyłam do pięciu i odetchnęłam głęboko
- Nic się nie stało. I tak już miałam iść do domu przebrać się prawda?- spojrzałam na chłopaka i wyrwałam się z uścisku.- Do zobaczenia- powiedziałam rozbawionym głosem i udałam się za Harrym. Chłopak miał nie a wesołą minę i nie wróżyło to nic dobrego.

* Harry*
- Możesz mi coś wyjaśnić?- zapytałem ją od razu gdy usłyszałem szczęk zamka w drzwiach
- Tak?- zapytała wyciskając wodę  z włosów
- Co Ty robisz? Ty go podrywasz czy co? Chcesz abym był zazdrosny?- wypowiedziałem ciąg pytań do niej. Ona spoglądała na mnie zdezorientowanym wzrokiem
- Nie wiem dlaczego krzyczysz ale to stanowczo nie jest do tego powód. Ja i James jesteśmy dobrymi sąsiadami i nic w tym dziwnego, że próbował mnie zabawić w jakiś sposób- powiedziała spokojnym i opanowanym głosem. Jej dolna warga zaczęła lekko drgać. Zaczynała się denerwować. 
- A może chciałabyś się z nim zabawić w nieco inny sposób?- wypaliłem nim zdarzyłem się zorientować co mówię. Ujrzałem tylko zbierające się łzy pod jej powiekami a potem TRACH! Dostałem zasłużony policzek. Emma pobiegała na górę trzaskając mocno drzwiami.
***
- Em proszę otwórz. Ja nie chciałem tego powiedzieć. Przecież wiesz, że ja najpierw mówię a potem myślę- prowadziłem monolog pod drzwiami do naszej sypialni. W odpowiedzi usłyszałem szloch. – Em proszę. Porozmawiajmy. – usłyszałem delikatny szczęk zamka.
- Czego chcesz? – zapytała a z jej oczu popłynęły olbrzymie łzy. Była lekko zapuchnięta i czerwona.
- Nie chciałem tego powiedzieć. Wiesz, że jestem zazdrosny o Ciebie i boję się, że taki chłopak jak James może mi Cię odebrać. Przecież znasz mnie i wiesz, że nie jestem taki. Po prostu pokłóciłem się z mamą a potem to no i wybuchłem.-
- Jak to się pokłóciłeś z mamą?- zapytała mnie a łzy ustały, chociaż na moment
- Po prostu coś jej odwala i karze mi się z powrotem do domu wprowadzić. Nie wiem co ona sobie wyobraża tak mówiąc ale ja na to nie pozwolę. Wymyśliła sobie, że skoro Twoja mama popełniła samobójstwo to i Ty też możesz mieć takie skłonności- Emma zdusiła krzyk przyciskając do ust rękę- Em ja wiem, że ona jest nienormalna ale ja ciągle Cię kocham i nie wierzę w to, że masz skłonności samobójcze. To bezsens.- chciałem ją przytulić ale ona odskoczyła
- Nie Harry. Ona ma rację. Musisz wrócić do domu, do mamy, do normalności. Spójrz do jakiego stanu Cię doprowadziłam. Ja Cię psuję, ja nie mogę być dłużej z Tobą…-
- Em przestań! To boli! To mnie rani! Nie zostawię Cię dla jakiegoś wymysłu starej matki, nie zostawię cię bo mnie potrzebujesz a ja kocham Cię taką jaką jesteś! Kij mnie obchodzi czy masz skłonności do samobójstwa, narkomanii, alkoholizmu. Każdy z nas jest na to podatny i jesteśmy tylko ludźmi więc nie świruj tylko chodź tu- przygarnąłem do siebie kruchą postać i poczułem łzy, które zmiękczyły moją koszulkę.
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------



Dom, INTERNET, blogi! Och kochane blogi!
Uwierzcie nie wypoczęłam. No może troszeczkę ale mało :)
Nadrobiłam rozdziały na wszystkich blogach i cóż.... Jestem do kitu. Każda z was jest ode mnie o niebo lepsza i chyba trzeba powoli to kończyć... Prawda?
A ile komentarzy *.*
Camille jedzenia od babci się nie odmawia co? Jednak ja byłam na tyle nie miła, że odmówiłam ale nie bój się. Powoli wszystko wraca do normy :)
Kocham, kocham, kocham!!! xoxo
Pozdrawiam, Magda
P.S mam nadzieję, że was nie zawiodłam tym rozdziałem.

wtorek, 17 lipca 2012

Rozdział 65



Natchnienie na dzisiejszy rozdział *.*
- Ale jak to nie żyje? Co się stało?- zapytałem. Przerażenie mieszało się ze smutkiem i bólem.
- Po prostu umarła. Wszyscy kiedyś umrą. A teraz idź zjeść śniadanie i jedziemy. Muszę zorganizować pogrzeb- powiedziała Em wciąż patrząc w okno. Jej wzrok błądził gdzieś po ścianie ale za nic nie chciała spojrzeć na mnie
- Em niegdzie nie jedziesz. Jak już to jadę sam a Ty zostajesz tutaj. To zbyt wiele jak dla Ciebie-
- Dobrze, w takim razie pojadę sama- powiedziała i wstała. W mgnieniu oka była na dole i łapała kluczyki. Nim zdążyłem krzyknąć ona już wyjeżdżała sprzed domu autem.
Pośpiesznie ubrałem się i wybrałem numer do każdego z chłopaków informując ich o zaistniałej sytuacji. Poprosiłem ich aby przyjechali do nas wieczorem. Jedynie Niall nie mógł tak szybko do nas dotrzeć. Obiecał, że przyjedzie najszybciej jak się da. Chwyciłem w biegu kanapkę i ruszyłem do domu Emmy. Bałem się tego co mogę tam zastać.

* Emma*
Rozumiałam Harry’ego. Nie chciał ze mną jechać ok. Więc musiałam sama wszystko załatwić. O dziwo nie chciało mi się płakać. Czułam wewnętrzną pustkę i coś rodzaju przygnębienia, które pogłębiało się z każdą chwilą.
Gdy dojechałam do starego domu stała tam karetka, radiowóz i samochód Crisa. Bez namysłu ruszyłam prosto do domu ale zatrzymał mnie jeden z policjantów
- Nie można tam wejść, to miejsce zbrodni-
- Panie! To moja mama!- wrzasnęłam i popchnęłam mężczyznę, który odsunął się pośpiesznie ode mnie.
- Jess! Jess!- dobiegłam do zapłakanej dziewczyny siedzącej na sofie w salonie- Co się stało?-
- Ona się zabiła! Rozumiesz to? Ona się zabiła!- dziewczyna wybuchła płaczem w moje ramię.
- Ale jak to? Co się stało?- zapytałam ponownie praktycznie nic nie rozumiejąc
- Przyjechaliśmy rano z Crisem do domu od dziadków. No i myśleliśmy, że nie ma nikogo więc Cris poszedł sprawdzić czy oby na pewno. Słyszeliśmy o Twojej i Lucy kłótni dlatego postanowiliśmy wrócić dwa dni wcześniej. I wtedy Cris poszedł do jej pokoju zobaczyć czy jej tam nie ma. Była tam. Leżała w kałuży krwi. Podcięła sobie żyły- i znów wybuch płaczu
- Ciii… Spokojnie. Wszystko będzie dobrze, zobaczysz.- podeszła do nas kobieta. Miała na oko 40 lat i była ubrana na czarno
- Jesteście dziećmi Pani Lucy? – kiwnęłyśmy jej głowa
- Matylda Smith, psycholog. Pragnę z wami porozmawiać.-
- Niech Pani porozmawia z Jess. Ona ledwo co się trzyma- powiedziałam
- Z Tobą też należy porozmawiać-
- Mi nic nie jest! Jest dobrze!- powiedziałam podniesionym głosem i spojrzałam w druga stronę. Funkcjonariusze wynosili na noszach ciało Lucy. Wystawało kilka palców, które były pokryte szkarłatnym płynem
- Em jedź do domu. Weź to i jedź- Jess podała mi kopertę- to od Lucy. Jedź-
- A Ty i Cris? Możecie u mnie się zatrzymać- powiedziałam chwytając kopertę
- Nie dzięki. Dzisiaj wracamy do dziadków. Cris pojechał załatwić pogrzeb. Damy Ci znać co i jak. Leć kochana- uściskałam siostrę i wyszłam z budynku. Akurat przed dom zajechał Harry
- Em! Proszę jedźmy do domu! Nie powinnaś tego widzieć- powiedział chłopak głosem pełnym bólu i żalu
- Dobrze, jedźmy- wskoczyłam do auta i odpaliłam silnik. Po chwili byłam już w drodze do domu.
Wstawiłam auto do garażu wiedząc, że przez najbliższe dni nie będę go używać.
- Em zjesz coś?- zapytał mnie Harry
- Nie, dziękuję. Pójdę się położę- powiedziałam ściągając buty i wspinając się po schodach. Kilka minut później leżałam na łóżku i rozpakowywałam list
Droga Emmo.
Wiem, że czytając teraz ten list albo jesteś w szoku albo w głębokiej rozpaczy.
Wiedz, że to co zrobiłam wymagało dużej odwagi ode mnie i nie lada wysiłku.
Zadajesz sobie pewnie pytanie dlaczego to zrobiłam? Otóż dlatego, że nie miałam
siły być sama. Ty mnie znienawidziłaś, Cris i Jess wyjechali do dziadków i pewnie już tam zostaną a jeśli nie to i tak wkrótce opuszczą ten dom tak jak Ty.
Nie chcę być na starość samotna. Nie chcę być dla was ciężarem a tym bardziej nie chcę
trafić do Domu Spokojnej Starości.
Emmo, kochałam Cię od dnia w którym przyszłaś na świat. Codziennie myślałam o Tobie i zastanawiałam się czy kiedykolwiek ujawnić prawdę. W końcu gdy tak się stało zrozumiałam jakie to było egoistyczne z mojej strony.
Kariera i możliwość bycia najlepszą pozbawiła mnie dziecka, pozbawiła mnie instynktu macierzyńskiego. Teraz gdy jestem tak blisko śmierci myślę o Tobie i o Twojej rodzinie, którą w końcu założysz z Harry’m. Pamiętaj to dobry chłopak. On zawsze chce dla Ciebie jak najlepiej.
Emmo mam do Ciebie prośbę. Wybacz mi to co zrobiłam 17 lat temu. Kiedyś było inaczej i uwierz mi, gdybym mogła cofnąć czas zrobiłabym to i nie oddałabym mojego największego skarbu jakim jesteś Ty.
Będę zawszę Cię kochać i dbać o Twoje i Twoich przyjaciół bezpieczeństwo.
Będziesz i zawsze pozostaniesz moją córką, którą kocham bezgranicznie.
Kocham, Mama
P.S w kopercie jest również mój testament. To co miałam zapisałam Tobie. Pieniądze z konta podzieliłam między was troje. Nie miej mi tego za złe.

List nie wywołał u mnie łez. Byłam obojętna wobec tego co napisała w nim. Nic nie usprawiedliwia jej czynu. Ona się zabiła! Zabiła się przeze mnie. Nie powinnam była tak jej traktować, powinnam zrozumieć ją i jej potrzeby. Po raz kolejny okazałam się bezduszną egoistką.
Testament mówił, że Lucy zapisała mi wszystko. Dosłownie. Dom, inny dom i swoje akcje. Sprzedam to bo nie pozostaje mi nic innego. Z wielkim poczuciem winy wtuliłam się w poduszkę i zasnęłam.

* Harry*
- Wchodźcie- powiedziałem otwierając drzwi. Do przedpokoju weszło 3 chłopaków, którzy mieli niewesołe miny
- Gdzie ona jest?- zapytał mnie Zayn. On chyba najbardziej to przeżywa
- Na górze. Nie odzywa się wcale. Nie wiem co mam robić.- powiedziałem szczerze moim przyjaciołom. Gdy zaglądałem do niej ona ciągle milczała i jak nie spała to wpatrywała się martwo w jeden punkt. Nie wiedziałem co mam robić.
- Możemy do niej pójść?- zapytał Liam
- Jasne. Chodźcie- powiedziałem i ruszyłem na górę- Em masz gości- oświadczyłem dziewczynie zapalając małą nocną lampkę w rogu pokoju. Dziewczyna znów wpatrywała się tempo w okno.
- Cześć Em- powiedzieli chłopcy o ona odwróciła się na chwilę, spojrzała na nich, blado się uśmiechnęła i wróciła do wcześniejszej pozycji
- I tak jest cały czas- powiedziałem nie mogąc znieść jej braku zainteresowania czymkolwiek. Wiedziałem, że śmierć wywiera na człowieku ogromne wrażenie, często jest tak, że popada się w depresję, nie ma się chęci żyć ale… mimo wszystko nie powinna być taka zamknięta w sobie. Wyszedłem z pokoju czując, że zaraz wybuchnę płaczem. Usiadłem w kuchni przy stole i dałem upust emocjom. Nie mogłem dłużej ich dusić w sobie bo brakowało mi miejsca na nowe.
- Nie martw się. Niedawno dowiedziała się, że Lucy nie żyje więc ona jest w szoku. Nie napieraj tak na nią- powiedziała Liam i przytulił mnie. Po chwili do nas dołączył Louis
- A gdzie Zayn?- zapytałem
- Został z nią. Wiesz… On potrzebuje chwili aby to przyswoić- powiedział Louis siadając obok mnie
- Co się właściwie stało?- zapytał w końcu Liam
- Sam nie wiem. Jak spałem to przyszli policjanci i powiedzieli jej, że ona nie żyje. Potem pojechała tam i chyba czegoś się dowiedziała bo wyszła jeszcze bardziej blada niż była. A gdy wróciliśmy do domu poszła na górę i już nie zeszła. Boję się cholernie o nią. A jak ona wpadnie w depresję i z tego nie wyjdzie?-
- Harry jakby nie było pamiętaj nie można Ci się załamywać. Możemy z wami zostać teraz, nie ma problemu. Jutro zadzwonimy do psychologa aby z nią porozmawiał i dowiedział się czegokolwiek a dzisiaj nie wiem.. Napijmy się?- zaproponował Liam
- O tak, to dobry pomysł- powiedziałem i lekko się uspokoiłem.

* Zayn*
Gdy ją zobaczyłem moje serce ścisnął ogromy ból i rozpacz. Leżała tam jakby nie było w niej życia. Jej oczy były puste a całkiem niedawno tańczyła w nich radość.
Wiedziałem, że jeśli Em będzie tak cały czas nieobecna nie wyjdzie z tego nic dobrego. Bałem się o nią bardziej niż o cokolwiek innego w tym momencie.
Gdy chłopcy opuścili pokój, obszedłem łóżko tak aby móc mieć jej twarz przed oczami.
- Em jak się czujesz?- zapytałem chwytając jej rękę
- Nie wiem. Czuję pustkę- powiedziała słabo
- Wiesz, że nie możesz dusić w sobie uczyć prawda? Musisz dać im upust. Nie chcesz chyba się od nas oddalić prawda?- zapytałem ją gładząc delikatnie chłodną dłoń
- Nie, nie chcę ale inaczej nie potrafię. To moja wina. To przeze mnie się zabiła, to ja byłam przyczyną tego co się stało. Zabiłam własną matkę- szepnęła
- Em nie wolno Ci tak myśleć! Nie wolno Ci się obwiniać jasne? To nie jest Twoja wina. Lucy się trochę zagubiła w tym wszystkim. Nie myślała o Tobie w momencie w którym robiła to co zrobiła. Emmo… Wiesz dobrze, że ona Cię kochała tym bardziej, że jesteś jej córką. Nie chciałaby abyś się obwiniała za jej śmierć. Słońce wróć do nas- powiedziałem błagalny głosem. Gdy spojrzałem na nią jej oczy były zamknięte. Spała.

* Tydzień później*
Dopisywał nam gorący czerwiec co było w Londynie dosyć dziwne ale jak najbardziej pożądane.
Emma nie potrafiła normalnie funkcjonować. Ciągle leżała w łóżku wpatrując się w jeden punkt. Doprowadzało mnie to do szału.
Szukaliśmy z chłopakami psychologa dla niej ale żaden nie mógł wcześniej złożyć wizyty niż po 20 czerwca. Dobrze, że dzisiaj był już 17. Był to dzień pogrzebu Lucy.
- Emmo musisz wstać, wykąpać się, zjeść coś i musimy jechać do kościoła- powiedziałem troskliwie do dziewczyny leżącej zwiniętej w kłębek
- Dobrze Harry. Dziękuję, że jesteś- wstała i pocałowała mój policzek. Następnie chwyciła przygotowane ubrani i poszła do łazienki. Zdziwiło mnie to, bo Em unikała kontaktu przez te wszystkie dni. Może coś się zmienia? Mam nadzieję.
Poszedłem na dół i wyjąłem śniadanie przygotowane przez mamę. Tak, mama była tu częstym gościem. Przynosiła nam posiłki ale większość z nich zjadałem ja. Em coś poskubała, poskubała i zostawiła. Nikła w oczach ja zresztą też a była to zasługa stresu, który życie zaserwowało nam ostatnimi czasy.
Gdy dziewczyna zeszła na dół wyglądała jak sto.. nawet tysiąc nieszczęść.
- Dobrze się czujesz?- zapytałem ją gdy usiadła tuż obok mnie
- Tak. Boli mnie lekko głowa ale to nic takiego. Wezmę tabletkę i przestanie. – jej głos był cichy i słaby.
- Wiesz, że we wtorek masz wizytę u psychologa?- zapytałem
- Tak wiem. Dziękuję, że się o mnie tak troszczysz- muszę stwierdzić, że dzisiaj dziewczyna była niesamowicie rozmowna. – Harry ja nie dam rady- powiedziała i spojrzała na mnie ze łzami w oczach- Nie dam rady tam pojechać, być i czuć na sobie te współczujące spojrzenia- wziąłem dziewczynę w ramiona a ona po raz pierwszy od tak dawna wybuchła płaczem. Poczułem ulgę bo wiedziałem, że teraz już pójdzie z górki. Ona powoli wracała do mnie, do chłopaków, do rodziców. Gdzieś w oddali dostrzegałem moją starą Emmę i miałem nadzieję, że razem uda nam się jakoś przez to przejść
- Chcesz zostać w domu?-
- Nie.. Ona tego chce abym tam była. Obiecaj, że gdy Cię poproszę to wyprowadzisz mnie stamtąd-
- Obiecuję- powiedziałem i spojrzałem na zegarek. 11.30
- Musimy się zbierać- powiedziałem i chwyciłem wodę oraz tabliczkę czekolady tak na wypadek gdyby zemdlała lub straciła siły.
Wychodząc z domu promienie słoneczne zalały moją twarz. Musiało minąć kilka minut abym przyzwyczaił się do tak mocnego światła. Za mną wyszła Em. Ubrana była w czarną sukienkę zakrywającą ramiona, niewysokie buty a na głowie miała czarny kapelusz.  Ku mojej rozpaczy musiałem założyć garnitur w którym po upływie 5 minut czułem, że się ugotuję.
Jadąc na cmentarz patrzyłem jak osoby w naszym wieku spacerują sobie po ulicach Londynu i beztrosko się śmieją. Chciałbym być teraz na ich miejscu. Nie mieć zmartwień, nie przejmować się tym co powiedzą inny, całować Em przy wszystkich i widzieć w jej oczach gwiazdy. Chciałbym ale rzeczywistość była zbyt brutalna.

Wokół kościoła zebrał się tłum żałobników. W oddali dostrzegłem chłopaków, Marry, Jennę,  rodziców i Gem, Jess, Crisa i kilka osób, których nie znałem. Gdy tylko zaczęliśmy iść w ich stronę mama przybiegła do nas i zaczęła przytulać Em. Płakała jej w ramię mówiąc jak bardzo jej współczuje i żałuje, że bliżej nie mogła jej poznać. Gdy w końcu odsunęła się od niej przyszli do nas chłopcy i przytulili ją pytając czy wszystko dobrze. Ona tylko przytakiwała głową i ruszyła dalej. Gdy w końcu napotkała na swojej drodze Crisa i Jess rozpłakała się. Wkrótce potem i ja poczułem łzy pod oczami. Nadszedł czas pogrzebu.

-…. Z prochu powstałeś i w proch się obrócisz. Nasza siostra Lucy zbłądziła… - tyle udało mi się zrozumieć z tego co mówił ksiądz. Emma płakała cały czas zresztą ja też nie ukrywałem łez. Gdy spojrzałem na chłopaków oni też mieli mokre oczy co wcale nie było dziwne. Nie było takiej osoby, która by nie płakała. Gdy kwestia księdza dobiegła końca rzucił garstkę piachu na trumnę i odszedł.
To co potem miało miejsce przyprawiło mnie o ciarki. Emma puściła moją rękę i podbiegła do mężczyzn, którzy spuszczali trumnę do środka
- Em stój!- zawołałem za dziewczyną i pobiegłem ile sił w nogach. Dziewczyna położyła twarz na trumnie i płakała.
- Zostawcie ją! To moja mama! Puśćcie to!- mówiła- Mamo nie opuszczaj mnie, nie teraz. Dlaczego to zrobiłaś? Dlaczego byłaś aż tak lekkomyślna?- krzyczała. Chwyciłem jej ramiona a ona próbowała mi się wyrwać.
- Em spokojnie. Już dobrze ciii…- tuliłem ją do siebie- Wszystko się ułoży, wszystko będzie dobrze, wszystko wróci do normy- powtarzałem w kółko te słowa. W końcu dziewczyna odwróciła się i rzuciła białą różę na jej trumnę. Po tym geście jej ciało bezwiednie opadło w moje ramiona

* Emma*
- Budzi się- usłyszałam słowa jakby przez mgłę. Powoli otworzyłam ciężkie powieki i spojrzałam przed siebie. Leżałam w samochodzie Harry’ego na jego kolanach. Jego zielone tęczówki szkliły się od łez
- Harry nie płacz. Już po wszystkim- powiedziałam cicho i dotknęłam jego twarzy. Pod ręką poczułam delikatny zarost
- Napij się- powiedział i podał mi wodę. Wzięłam kilka łyków i podziękowałam za nią- Zjedz chociaż kawałek- powiedział i podał mi czekoladę. Chwyciłam jeden pasek i zaczęłam go gryźć. Nie pamiętałam jak smakuje czekolada. Tak dawno jej nie jadłam, że teraz okazała się lepsza niż dotąd sądziłam.
- Lepiej Ci?- zapytał ktoś a ja spojrzałam do przodu. Ujrzałam niebieskie oczy Niall’a po czym uśmiechnęłam się i przytaknęłam mu. Czułam się o wiele lepiej niż wczoraj lub przedwczoraj. Łzy nie ważne czy obfite czy tez skąpe potrafią zdziałać cuda.
- Harry weź chłopaków i jedźmy do domu- powiedziałam podnosząc się z jego kolan- Mam dość cmentarzy- chłopak uśmiechnął się do mnie i pognał na siedzenie kierowcy. Po chwili byliśmy w domu.

- i jak wam się podoba?- zapytałam chłopaków siedzących w salonie
- bardzo, bardzo ale to bardzo ładny- oświadczył Liam a reszta przytaknęła-
- Cieszę się, że się podoba. – posłałam im nieśmiały uśmiech i podałam herbatę. Na stoliku postawiłam ciastka co wywołało u blondyna szeroki uśmiech i wbiłam się pomiędzy Harry’ego a Liam’a. Siedzieliśmy tak prowadząc rozmowy o niczym. Opowiadali jak było w USA, jak Harry przeżywał każdy dzień beze mnie. Chłopcy śmiali się nie mniej niż ja. Czułam, że powraca do mnie to co ostatnimi dniami zagubiło się we mgle ale niektóre uczucia nie dawały o sobie zapomnieć. Ciągle czułam się śmierci Lucy.
W końcu grupa rozeszła się i zostałam tylko ja i Harry. Gdy chłopak poszedł dać niezdarom ręczniki ja chwyciłam mój kubek i opatulona kocem wyszłam na taras siadając na małej ławeczce.
Noc była ciepła jednakowoż odczuwałam chłód związany zapewne z utratą wagi przeze mnie.
Niebo było bezchmurne więc miałam okazję popatrzeć się w gwiazdy. Już zapomniałam jakie to jest przyjemne. Gdy byłam mała tata nauczył mnie nazw gwiazdozbiorów i każdej bezchmurnej nocy kładliśmy się na trawie w ogrodzie i podziwialiśmy to co stworzyła natura.
Niegdyś gwiazdy wydawały mi się bliższe teraz są coraz dalej ode mnie.
- Tuta jesteś- powiedział cicho Harry siadając obok mnie. Spojrzałam na niego i dopiero teraz dostrzegłam jak bardzo się zmienił. Schudł, jego cera przybrała szary kolor, intensywna zieleń oczu utleniała się do brudnej zieleni a pod oczami pojawiły się cienie. Oparłam głowę o jego ramię a on objął mnie
- Przepraszam Cię za wydarzenia ostatnich dni- powiedziałam cicho
- Nie możesz mnie przepraszać za coś na co nie miałaś wpływu. Ostatnie dni nie należały do lekkich ale teraz mam będzie lepiej. Taką mam nadzieję.- powiedział i pocałował moje włosy
- Widzisz tę gwiazdę? Tam na północy, świeci najjaśniej- powiedziałam i wskazałam ręką
- Tak widzę. Co to za gwiazda?- zapytał chłopak
- Teraz policz od niej 4 gwiazdy w lewo po przekątnej-
- Mhmmm… już i co teraz?- zapytał ponownie
- To nasza gwiazda. Zauważyłam ją wtedy kiedy między nami zaczynało iskrzyć. Jest nasza a ta która była wyjściową gwiazdą to moja gwiazda. Tata zawsze opowiadał mi, że zauważył ją dokładnie wtedy gdy przyszłam na świat-
- Tani sposób na podryw Em- zaśmiała się chłopak
- Wiem, ale próbuje jakoś wynagrodzić Ci ten czas gdy byłam nieznośna a Ty rwałeś sobie włosy z głowy aby to się w końcu skończyło- spojrzałam w jego oczy- kocham Cię Harry- powiedziałam opierając twarz na jego klatce piersiowej
- Ja Ciebie też Em, kocham Cię najmocniej na świecie- powiedział i ścisnął moją dłoń.
------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Kocham was za te 10000 wyświetleń :D Och... Moje oczy się radują gdy patrzą na statystyki :)
No i tak. Kilka spraw organizacyjnych
1. To już OSTATNI rozdział. Tak, ostatni zawieszam bloga.
2. Ha:D Jadę do babci na kilka dni i dlatego wstrzymuję pisanie. Oczywiście gdy wrócę wrzucę nowy rozdział
3. Z okazji zbliżających się moich urodzin ( 16 sierpień) to długo ale powoli się zbliżają :P będzie mały prezent w postaci kilku rozdziałów jednego dnia :D
4. Jestem zachwycona tymi, którzy czytają tego bloga od samego początku jego istnienia i tymi którzy dopiero teraz zaczynają! Przeczytać tyle rozdziałów to nie lada wyzwanie :)
5. Życzę miłego czytania i cóż... Do zobaczenia za niedługo xoxo


poniedziałek, 16 lipca 2012

Rozdział 64

Wena, wena i jeszcze raz wena!
Zapraszam!
***

- Em czy Ty sądzisz, że to naprawdę dobry pomysł?- zapytał mnie chłopak ciągle dziwnie na mnie spoglądając. Jego mina wyrażała wątpliwość, wahanie i może po części strach.
- Sądzę, że to bardzo dobry pomysł. W końcu kiedyś i tak będziesz musiał się wyprowadzić z domu więc czemu nie teraz? Dlaczego nie teraz gdy kupiłam ten dom i chcę w nim żyć z Tobą? To chyba o czymś świadczy- powiedziałam czując się naprawdę źle
- Ja po prostu chcę być realistą. Co będzie jak się pokłócimy? Co będzie gdy nadejdzie taka chwili gdy się rozstaniemy? Co będzie gdy…-
- A co będzie gdy będziemy chcieli żyć ze sobą na zawsze? Ostatnio sam mnie o to pytałeś i było wszystko idealnie. Chodzi Ci o tę dzisiejszą kłótnię? Puść ją w niepamięć, zapomnij i żyj teraźniejszością. Harry nie rozumiesz tego, że ja chcę iść do przodu?-
- Rozumiem i podoba mi się to ale… obawiam się co do tego wszystkiego. Proszę zrozum mnie- powiedział chłopak łamiącym się głosem
- Dobrze, rozumiem. Nie teraz- odwróciłam się i chwyciłam jeden karton w ręce.
- To kiedy mogę się wprowadzić?- zapytał a na jego twarzy pojawił się łobuzerski uśmiech. Nie wiedziałam czy żartuje czy też nie ale nie mogłam powstrzymać uśmiechu i radości, która ogarnęła całe moje ciało. Odstawiłam pudełko na podłogę i rzuciłam się w jego ramiona. Chłopak trzymał mnie a ja poprosiłam:
- Wyjdź ze mną przed dom-
- Ale po co?- zapytał zdziwiony
- No po prostu wyjdź- uśmiechnęłam się. Chłopak zrobił to o co go prosiłam nie kryjąc dezorientacji
- I co teraz?-
- Teraz wejdź do domu i postaw mnie na ziemi- mina Harry’ego wyrażała wszystko. Zaczęłam się śmiać a on nie wiedział co się dzieje.
- Witaj w domu skarbie- powiedziałam gdy stałam już na ziemi. Pocałowałam go w policzek a ten uśmiechnął się dziwnie
- Rozumiem już! To na szczęście tak?- skinęłam głową a uśmiech nie schodził mi z głowy. Chłopak postanowił zostać na noc abym nie czuła się samotna a jutro postanowiliśmy pojechać do niego po jego rzeczy.
Pierwszy dzień nowego życia mogę uznać za udany.

Obudziły mnie usta Harry’ego na policzku. Uśmiechnęłam się ale nie otworzyłam oczu, było mi zbyt dobrze.
- Wstawaj słoneczko- zadźwięczał jego głos- nie warto marnować dnia na spanie-. Przykryłam się cała kołdrą i powiedziałam coś w stylu, że nigdzie nie idę bo tu mi za dobrze a jak chce żebym wstała to musi mnie zanieść do łazienki i umyć. Oczywiście było to wszystko powiedziane w żartach ale jakby ktoś nie znał Harry’ego dla niego nie ma rzeczy niemożliwych.
Chłopak wziął mnie na ręce i zaniósł do łazienki. Potem delikatnie ściągnął koszulkę nocną i wszedł wraz ze mną pod prysznic. Po chwili poczułam lodowatą wodę na ciele, która mnie rozbudziła
- Zwariowałeś?!- krzyknęłam zasłaniając ciało przed chłodną wodą
- Nie.. Sama mnie o to prosiłaś- zrobił minę zbitego pieska a ja podeszłam i przytuliłam go
- No już dobrze, dobrze. Pani się nie gniewa. To tylko szok termiczny a teraz róbmy co mamy robić i jedziemy do Ciebie-
- A śniadanie?-
- A produkty masz? Pragnę Ci przypomnieć, że mieszkamy tu od wczoraj- mówiąc podkreśliłam ostatnie słówko na co chłopak kiwnął głowa na znak zrozumienia
Gdy już byliśmy cali czyści i pachnący wyszliśmy z kabiny i ubraliśmy się w ubrania stosowne do pogodny. Dzień był dosyć pochmurny co w Londynie o tej porze roku było normą. W końcu zebraliśmy się i wyszliśmy przed dom. Po drugiej stronie zauważyłam James’a  siedzącego na ławce na werandzie więc pomachałam mu na co on odpowiedział takim samym gestem.
- Kto to?- zapytał Harry gdy wyjeżdżaliśmy sprzed domu
- To jest James. Nasz sąsiad. Pomógł mi wczoraj znosić pudła do domu. Bardzo miły- wyjaśniałam mu bo nie chciałam aby był zazdrosny- Mam nadzieje, ze Twoja mama mnie nie znienawidzi za to, że zamieszkasz ze mną. Szczerze boję się tej wizyty.-
- Szczerze? To ja też.- zaśmiał się chłopak- ale Ciebie moja droga nie da się nienawidzić. Serio- posłał mi zniewalający uśmiech
- Jak Ci się spało?- zapytałam
- Świetnie. To łóżko jest boskie tylko nie leży mi kolor tej pościeli strasznie gryzie się z moją cerą- powiedział chłopak a ja spojrzałam na niego. Moja mina wyrażała duże zdziwienie i czarną rozpacz.
- Z kim ja się związałam?- zapytałam sama siebie teatralnym głosem
- Z najlepszym mężczyzną pod słońcem!- wykrzyknął Harry śmiejąc się
- Do ideału to jeszcze Ci daleko pragnę zauważyć- zaśmiałam się a chłopak spojrzał na mnie miną ,, Are you kidding me?’’. Od razu przestałam się śmiać bo na miejsce radości pojawił się strach, rozpacz i obawa. Właśnie zajechaliśmy pod dom mojego chłopaka.

- Mamo jesteśmy!- krzyknął chłopak od progu
- O! Jak widzę nasza zguba się odnalazła! Witaj Emmo- powitała mnie kobieta i pocałowała w policzek- Gdzie byłaś gdy Ciebie nie było?-
- Cóż trudno powiedzieć. Szukałam mieszkania ale nie udało mi się ale za to znalazłam dom- uśmiechnęłam się a ona odpowiedziała tym samym
- Jedliście śniadanie?- zapytała na co brzuch Harry’ego zaburczał- wy młodzi nigdy nie zrozumiecie, że porządne śniadanie to podstawa- powiedziała z poważną miną i wróciła do kuchni. Tak naprawdę to było moje drugie spotkanie z mamą Harry’ego. Za chwilę miałam poznać jego ojca i siostrę. Zacisnęłam nerwowo ręce i poszłam za chłopakiem.
- Cześć tato! Cześć Gem!- powitał Harry dwie osoby siedzące w jadalni- To jest Emma, moja dziewczyna- uśmiechnął się do mnie a to dodało mi otuchy
- Dzień dobry! – podałam tacie rękę- Cześć- uśmiechnęłam się do Gem i zrobiłam to samo- Miło mi was w końcu poznać- stanęłam ponownie obok chłopaka i ścisnęłam róg jego marynarki.
- Nam również- odezwał się mężczyzna- Ale Ci się synu trafiła kobieta!-
- Tato!- skarcił mężczyznę chłopak.
- Siadajcie kochani i jedzcie- powiedziała jego mama stawiając przed nami talerz z naleśnikami. Harry od razu rzucił się na nie a ja czułam się lekko skrępowana
- Siadaj i wcinaj- rzucił chłopak znad talerza. Zaśmiałam się pod nosem i usiadłam nakładając sobie jednego. Gdy wróciła mama chłopaka spojrzała na mnie
- Zjadła coś?- zapytała Gemmę.
- Tak, jadła mamo! Daj spokój dziewczynie! Nie widzisz, że stresujesz ją?- kobieta spojrzała na mnie po raz drugi i postawiła przede mną kubek kakao. Opuściła jadalnie i wróciła do kuchni, po chwili chciał nas opuścić i tata ale Harry powiedział żeby zaczekał. Czyli ten moment w którym jego matka mnie znienawidzi zaraz nastąpi. Gdy kobieta przyszła ponownie do jadalni Harry wstał a ja za nim.
- Mamo, tato chcę wam coś powiedzieć…-
- Zaręczyliście się tak?- zaśpiewała kobieta z wielkim uśmiechem na twarzy
- Nie mamo! Chciałem wam powiedzieć, że postanowiliśmy zamieszkać razem z Emmą.-
mężczyzna zakrztusił się sokiem który popijał a kobieta spojrzała na nas jakbyśmy powariowali. Tylko jego siostra wydawała się cieszyć z tego, że w końcu jej brat opuści ten dom.
- Ale jak to? Kiedy? No i oczywiście po co?-
- Mamo jestem już dorosły i musze się usamodzielnić. Jest do tego doskonała okazja. Nie bój się, nie zapomnę o was i będziemy do was przyjeżdżać na obiady w niedzielę. Nie musisz się obawiać, że stracisz mnie na zawsze. -
- Zresztą mieszkamy niedaleko państwa więc nie będzie problemu abyście mogli nas odwiedzać-
- Och moi kochani! – kobieta wstała i zaczęła nas ściskać- niech wam się dobrze układa a Ty Em śmiało zwracaj się do nas mamo i tato- jej uśmiech powalił mnie
- Dobrze mamo- powiedziałam uśmiechając się miło
- No synu- potężny mężczyzna spojrzał na Harry’ego- w końcu nadeszła ta chwili gdy wylatuje się z gniazdka co? Niech wam będzie tam dobrze ale jak coś to pamiętaj, że jesteście mile tu widziani a my z matką chętnie poszlibyśmy na jakieś wesele-
- Dzięki tato ale jeszcze nie teraz- chłopak uśmiechnął się i powiedziała, że idzie po swoje rzeczy. Ja pomogłam w tym czasie posprzątać ze stołu i jak to z matką bywa dowiedziałam się co Harry lubi a co nie.
Około godziny 12.00 opuściliśmy dom Harry’ego i udaliśmy się do naszego. Po drodze wstąpiliśmy do sklepu i zrobiliśmy zakupy. W końcu nie mieliśmy niczego i ponownie zasuwałam z dużym wózkiem do samochodu. Historia lubi się powtarzać.

- Harry nie tu! Tam to postaw!- krzyczałam na chłopaka który wnosił wszystko po kolei i do domu. W końcu doszło do takiej sytuacji, że cały przedpokój zastawiony był kartonami a ja nie mogłam przejść do kuchni lub też salonu.- Nie ma rady. Trzeba zacząć wszystko wnosić na górę i układać w szafkach- powiedziałam w końcu zrezygnowana.
Koło godziny 18.00 byłam zmęczona i cała obolała. Nie czułam rąk od noszenia kartonów i składania ubrań. Nie lubię się przeprowadzać ale Harry na pewno by mnie w tym nie wyręczył. Poza tym on miał inne zajęcia. Naprawiał centralne ogrzewanie i zagospodarowywał garaż. Typowe zajęcia dla mężczyzny.
W końcu gdy udało mi się wszystko uprzątnąć z korytarza musiałam rozpakować zakupy. I znów powtórka. Mycie szafek, obmyślanie co gdzie włożyć aby wszystko było pod ręką i zapisywanie brakujących rzeczy.
- Kochanie nie czuję rąk- powiedział Harry obejmując mnie i składając delikatne pocałunki na mojej szyi
- A co ja mam powiedzieć? Wiesz ile się napracowałam? Wiesz ile pracy przede mną?-
zapytałam ze złością w głosie
- Czemu jesteś zła?- zapytał zaprzestając tak miłej czynności
- Och nie jestem zła- rzuciłam gąbkę na blat- jestem zmęczona a przede mną tyle pracy. Przepraszam Cię- oparłam ręce o blat w geście bezradności
- Wiesz co? Zostawmy to wszystko. Starczy nam dzisiaj. Co Ty na to abym przygotował cudowną kąpiel a potem w końcu pójdziemy spać?-
- Wiesz co? To dobry pomysł- odpowiedziałam uśmiechając się- Leć na górę i mnie zawołaj gdy już wszystko będzie gotowe- powiedziałam patrząc na uśmiechniętą twarzyczkę lokowatego chłopca, który ile sił w nogach pognał na górę do łazienki. Ja tymczasem chcąc dokończyć mycie szafek sięgnęłam po szmatkę i podśpiewując piosenki Boba Marley’a kontynuowałam czynność.
Nie minęło 10 minut a Harry wołał mnie na górę
- Jeszcze chwilkę!- krzyknęłam pośpiesznie wycierając szafkę. Wiedziałam, że chłopak nie da za wygraną i za chwilę tu przybiegnie chwyci mnie na ręce i zaniesie na górę. Po części o to mi chodziło bo nie chciało mi się wchodzić po schodach ale takie wykorzystywanie partnera podobało mi się.
- O nie kochana! Tak to się nie będziemy bawić!- wrzasnął chłopak wpadając do kuchni i biorąc mnie na ręce
- Harry musisz uzbroić się w cierpliwość- powiedziałam spoglądając w jego zielone oczy. Tańczyła w nich radość, szczęście, pożądanie i wielka miłość. Gdy zaczął iść ku schodom krzyknęłam:
- Zgaś światło i zamknij drzwi!- Harry odstawił mnie na ziemię i szybko wykonał owe czynności. Po chwili byliśmy w łazience i zażywaliśmy gorących kąpieli.

* Harry*
- Powiedz mi Em… Czy jeżeli nie doszło by do tego wypadku i byś w końcu zobaczyła, że jesteś w ciąży zdecydowałabyś się na zamieszkanie ze mną i wychowywanie dzieci?- zapytałem dziewczynę opartą o moje ramię
- Wiesz… Ciężko jest mi powiedzieć ale chyba tak. Na pewno bałabym się bo to duża odpowiedzialność ale chciałabym tego bo Cię kocham. Kocham najmocniej na świecie.- odwróciłam się twarzą do mnie i delikatnie mnie pocałowała.- pomożesz znaleźć mi pracę?- zapytała w końcu spoglądając smutnym wzrokiem na mnie
- Ale jak to? A szkoła?- dziewczyna wróciła do wcześniejszej pozycji. Wyraźnie chciała utracić kontakt wzrokowy ze mną.-
- Nie ma już szkoły, nie ma już nic. Wszystkie marzenia musze schować do kieszeni.-
- Ale jak to? Co się stało?- i opowiedziała mi o konfrontacji z dyrektorką szkoły. Było mi przykro, że tak się stało, ona była i jest genialną tancerką a oni ją tak po prostu ze szkoły wyrzucają? Bo co? Bo ma problemy ze zdrowiem?
- Em ale Ty nie musisz mieć pracy. Moje zarobki stanowczo nam wystarczą-
- Chyba żartujesz sobie ze mnie prawda?!- krzyknęła oburzona- Obraziłeś mnie tym wiesz? Że niby ja mam być na Twoim utrzymaniu?! Szczyt chamstwa!- ponownie krzyknęła i wyszła z wanny chwytając ręcznik. Nie wiedziałem co takiego oburzającego było w tym, że powiedziałem jej, że możemy żyć za moje pieniądze. Faktycznie mogło ją to trochę urazić bo kobiety lubią być niezależne ale aż tak?
Po 10 minutach wyszedłem z wanny i umyłem łazienkę. Gdy już znalazłem się w sypialni i kładłem do łóżka Em spała. Pocałowałem ją w ramię i również po chwili zasnąłem.
Gdy przetarłem zaspane oczy ze zdziwieniem stwierdziłem, że jest już prawie 12.00. Dzień trwał w najlepsze podczas gdy ja spałem no ale w końcu wolne miałem więc każdemu się należy. Na stoliku obok znalazłem kartkę napisaną przez Em:
Musiałam wyjść, odetchnąć świeżym powietrzem. Poszłam pobiegać. Śniadanie masz w lodówce. Proszę Cię napraw szafkę w kuchni. Wrócę niebawem
Kocham, Em xoxo
No tak. Em poszła biegać. Od kiedy pamiętam zawsze tak reagowała na stres. Zszedłem na dół nie dbając o garderobę i wyciągnąłem z niej talerz z kanapkami. Na stole stał kubek z kakao, które już dawno wystygło. Chciałem włożyć je do mikrofali ale niestety nie była podłączona. Musiałem zadowolić się zimnym kakao i kilkoma kanapkami.
Gdy zaczynałem jeść usłyszałem śmiech Emmy dochodzący z podwórka. Podszedłem do okna zaciekawiony co ją tak rozbawiło. Niestety powinienem zadać sobie pytanie nie co a kto. Rozbawiał ją młody, przystojny chłopak. Patrzyłem na nich kilka minut. Chłopak opowiadał coś mojej dziewczynie o ona słuchała go bardzo uważnie. Widać było, że doskonale się rozumieją. W końcu nie wytrzymałem i wyszedłem przed drzwi
- Em może wejdziesz w końcu do domu? Jest zimno a Ty masz tylko krótki rękaw na sobie-
- Och James poznaj mojego Harry’ego- powiedziała Em uśmiechając się miło do chłopaka
- Miło Cię poznać, James- podał mi rękę
- Harry- powiedziałem robiąc to samo- Wybaczysz jeśli porwę ją już do domu?- zapytałem
- Nie ma problemu i tak mieliśmy się już zbierać prawda Em? No to cóż. Do zobaczenia w poniedziałek- powiedział chłopak i zaczął się oddalać- na razie Harry!-
- Na razie!- krzyknąłem i wpuściłem dziewczynę do domu- Zobaczysz jeszcze będziesz chora- zacząłem
- Lepiej uważaj na siebie. Przypominam Ci, że jesteś tylko w bieliźnie- spojrzała chłodno na mnie i poszła do kuchni. Z tego wszystkiego zapomniałem, że mam na sobie tylko bokserki
- Em nie możesz być taka chłodna wobec mnie. To mnie boli….- zacząłem. Dziewczyna oparła się o zlew
- Mnie również boli to, że nie wierzysz we mnie-
- Słonko wierzę w Ciebie! Nie chciałem być złośliwy mówiąc tak. Proszę wybacz mi. Oczywiście, że Ci pomogę znaleźć pracę- powiedziałem i przytuliłem ją. Była wyziębiona- a teraz migiem leż pod prysznic musisz się jakoś zagrzać. Będę tu czekać na Ciebie z herbatą.- dodałem i odprowadziłem ją wzrokiem po schodach

* Emma*
Harry narobił mi trochę wstydu z tym napadem zazdrości. A ja przecież nie robiłam nic złego tylko słuchałam jego opowieści i liceum do którego chodzi. Może miałabym szansę dostać się do niego? Umówiłam się na poniedziałek aby tam pójść i zapisać się. Może jakoś w końcu wszystko się ułoży
Gdy wzięłam prysznic i zeszłam na dół chłopak podał mi herbatę a ja usiadłam mu na kolanach
- No mów co Cię gryzie- zaczęłam widząc jego przestraszoną minę
- Ale nie będziesz krzyczeć?- zapytał
- Nic a nic. Obiecuję a teraz mów- powiedziałam i przyjrzałam się mu uważnie
- Bo widzisz my.. ja… my… Kurde jedziemy na dwa miesiące w trasę po USA i nie chcę Cię zostawiać, nawet na minutę i dlatego proszę pojedź ze mną.-
- Harry chyba zgłupiałeś. Nie jadę nigdzie z Tobą. Zostaję tu, w Londynie a ty jedziesz tam i bawisz się jak najbardziej i najmocniej potrafisz. Nie interesuje mnie teraz żadne wymówki. Jedziesz i już. – powiedziałam nie chcąc słyszeć żadnego sprzeciwu
- Ale Em.. To dwa miesiące bez Ciebie-
- Harry ja wiem ale od czego mamy telefony, komputery i Internet? Chłopaku nie łam się każdego dnia dzwonimy do siebie i jest dobrze- pocałowałam chłopaka aby już nic nie mówił i nie widział zbierających się łez w moich oczach. Nie chciałam aby mnie zostawił, nie teraz ale co mogłam poradzić? Przecież taka jego praca i jej nie zmieni.
- A teraz zabieraj się za szafkę a ja zaczynam układać rzeczy- włączyłam radio i zaczęłam wygłupiać się. Po chwili dołączył do mnie Harry i robiliśmy to co wychodzi nam najlepiej czyli bawiliśmy się przy pracy.

* Trzy miesiące później*
Gdy przyjechaliśmy do Londynu było grubo po północy. Nie marzyłem o niczym innym jak ujrzenie Em ale wiedziałem, że śpi więc nawet nie chciałem jej budzić. Rano porozmawiamy. Gdy wdrapałem się na górę, wziąłem chłodny prysznic i położyłem się tuż obok mojej Em. Jak zwykle pachniała poziomkami a jej włosy pachniały miętą. Uśmiechnęłam się. W końcu byłem w domu i mogłem nacieszyć się spokojem. Po chwili zasnąłem.
- Aaaaa!!!  Harry to Ty!- krzyknął mi ktoś do ucha. Byłem na wpół żywy ale nie mogłem się oprzeć aby jej nie przytulić
- Wiesz jak za Tobą tęskniłem?- zapytałem tuląc drobną postać do siebie- To były najdłuższe dwa miesiące w moim życiu. Nie mogłem się doczekać tej chwili- spojrzałem na dziewczynę i pocałowałem ją. To było spełnienie moich marzeń odkąd opuściłem Londyn. W końcu oderwaliśmy się od siebie
- Jak było? Opowiadaj!-
- A mogę potem Em? Jestem teraz bardzo zmęczony i taka godzinka lub dwie snu byłyby dla mnie jak zbawienie- powiedziałem uśmiechając się do niej
- Dobrze śpij słońce. Zrobię Ci coś pysznego na śniadanie- powiedziała i wyszła z pokoju. Po chwili usłyszałem szum wody, który zadziałał na mnie lepiej niż kołysanka babci.

* Emma*
Gdy zeszłam na dół moje włosy  wciąż były mokre. W sercu czułam niesamowitą radość z powodu przyjazdu Harry’ego. Czułam, że nic tego szczęścia nie zepsuje ale jednak bardzo się myliłam.
Około godziny 11.30 usłyszałam dzwonek do drzwi. Zdziwiłam się gdy ujrzałam na zewnątrz dwóch policjantów.
- Mogę w czymś pomóc?- zapytałam otwierając drzwi i wycierając dłonie w ścierkę
- Pani Emma Novak?- zapytał jeden z nich
- Tak, coś się stało?-
- Możemy wejść? Zajmiemy tylko chwilę.-
- Oczywiście, proszę- otworzyłam szerzej drzwi i wpuściłam mundurowych
- Z tego co wiemy jest Pani córką Lucy Novak tak?- zawahałam się a potem lekko skinęłam głową. Miałam złe przeczucie, coś złego się stało.- Dostaliśmy dzisiaj zgłoszenie odnośnie Pani Mamy-
- Coś się stało? Co z nią?!- zapytałam a raczej wrzasnęłam przerażona
- Niestety nie mamy dobrych wiadomości. Pani Matka nie żyje. Miała wypadek. Bardzo nam przykro- usiadłam na krzesło nie zdając sobie sprawy z tego co powiedzieli mi policjanci.- Wszystko dobrze Panno Novak?-
- Tak, jak najbardziej. Coś jeszcze?- zapytałam
- Nie, to wszystko. Do widzenia- powiedzieli i udali się do wyjścia. Odruchowo skierowałam się do sypialni i usiadłam na rogu łóżka patrząc w okno
- Kto to był?- zapytał Harry zaspanym głosem
- Policja- powiedziałam beznamiętnie
- Stało się coś?-
- Lucy nie żyje- powiedziałam i dopiero teraz zrozumiałam powagę tych słów.
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Słowa dosłownie wylewają się ze mnie. Mam napisanych kilka rozdziałów w przód więc powiem, że jestem zadowolona. Dziękuję wam za komentarze!
Pozdrawiam, Magda


piątek, 13 lipca 2012

Rozdział 63


Nie wiem co to miało być. Czy to jakieś emocje wyższe wzięły górę czy już całkowicie straciłam głowę dla tego zespołu? Nie miałam pojęcia. Pocałowałam Louisa… W zasadzie on pocałował mnie ale to nie miało znaczenia bo nasze usta i tak i tak się spotkały. Chłopak dla rozluźnienia atmosfery zaproponował zjedzenie w końcu śniadania, które czekało na nas dobrą godzinę.
Chłopak niczym mnie nie zaskoczył. Przypalone tosty, zepsuty dżem, to wszystko mieściło się w normie.
- Wiesz… Chyba jednak zjemy coś na mieście- zaśmiał się Lou i po chwili ruszyliśmy na śniadanie. W głębi duszy modliłam się abym nigdzie nie natknęła się na Harry’ego bo wtedy byłoby jednak nie za wesoło.
Weszliśmy do jednego z barów mlecznych gdzie zamówiliśmy duże kakao i ciepłe bułeczki z czekoladą. Do baru zaczęło się schodzić coraz więcej ludzi co o tej godzinie było dosyć normalne jednak ja nie przywykłam do takich tłumów i zaczęłam pośpiesznie jeść śniadanie.
- A Tobie gdzie się tak spieszy?- zapytał mnie Louis z uśmiechem na twarzy. Chciałam mu powiedzieć do domu ale zdałam sobie sprawę, że takiego już nie posiadam.
- Za dużo ludzi- powiedziałam gdy przełknęłam kęs. Chłopak śmiesznie poruszył brwiami a ja zaśmiałam się.
Coś wewnątrz mnie podpowiadało mi żebym jak najszybciej rozstała się z  Louisem i ruszyła szukać mieszkania dla siebie. Bałam się, że może mnie zobaczyć Harry i pomyśli, że do niego wróciłam albo coś takiego. Zresztą Louis powiedział mu, że mnie u niego nie było a jakby mnie zobaczył to miał dać znać. Czułam się dziwnie w obecności byłego chłopaka, którego niespełna 1,5 godziny temu widziałam nago. Jego najwyraźniej to bawiło bo nie mogłam wyczytać z jego twarzy emocji. Co jak co ale kamuflować to się umiał.
Czy to możliwe, że on się zmienił? Czy to możliwe, że ,, zawiązek” z Eleonorą nauczył go czegoś innego niż dbania o własny tyłek? Możliwe.
- Louis ja się już będę powoli zbierać- powiedziałam w końcu
- Poczekaj niech pomyśle. Teraz się rozstaniemy bo nie chcesz aby nas Harry zobaczyła razem tak?- spuściłam nisko głowę i oblałam się rumieńcem. Chłopak najwyraźniej zrozumiał to jako,, TAK’’- Nie ma sprawy Em. Ja to wszystko rozumiem. Możesz być pewna, że nie puszczę pary z ust o tym co się stało u mnie w mieszkaniu. Jesteś całkowicie bezpieczna. A gdy znajdziesz już coś do zamieszkania wyślij mi adres ok.?- skinęła głową na znak zgody i uściskałam kolegę. Gdy sięgałam po portfel chłopak złapał mnie za rękę i rzekł coś w stylu
- Chyba jaja sobie robisz. Mam jeszcze trochę klasy i ja za to zapłacę- posłałam mu jeden blady uśmiech i wyszłam z baru. W końcu mogłam zacząć racjonalnie myśleć.

Słońce było coraz częstszym gościem na niebie. Jego promyki delikatnie przypiekały twarz gdy siedziałam na ławce w parku i przeglądałam gazetę z ogłoszeniami o sprzedaży mieszkań. Zaciekawiło mnie kilka ale najczęściej okazywało się, że już ktoś mnie ubiegł. Pełna rozgoryczenia i złości cisnęłam gazetę do kosza stojącego obok ławki.
- Co ja teraz zrobię? Gdzie się podzieję? Jak dam sobie radę? Gdzie spędzę noc?- te i inne pytania krążyły mi po głowie. Ukryłam twarz w dłoniach aby chociaż trochę ochłonąć z pierwszego szoku. Czy już mogę zyskać statut bezdomnego człowieka? Chyba tak skoro nie mam gdzie się podziać.
- Tak ładny dzień a Panienka się martwi?- usłyszałam głos i spojrzałam w górę. Nade mną stała staruszka i spoglądała z troską w oczach
- Życie mnie zawiodło- powiedziałam a ona się uśmiechnęła
- Szukasz mieszkania co?- zapytała a ja od razu podniosłam głowę- widziałam jak czytasz gazetę a potem wrzucasz ją ze wściekłością do kosza. Może umiałabym Ci pomóc-
- Tak?- zapytałam z nadzieją w głosie
- Moja córka właśnie za 6 godzin wyjeżdża z Londynu. Ma do sprzedania mieszkanie z wyposażeniem ale póki co brak chętnych. Jesteś zainteresowana?-
- tak, pewnie- krzyknęłam a na mojej twarzy mimowolnie pojawił się uśmiech
- Proszę tu masz adres. Jest teraz w domu więc nie ma problemu.-
- Dziękuję! Z nieba mi Pani spadła!- krzyknęłam ponownie i uściskałam staruszkę. Chwyciłam moje rzeczy i czym prędzej pognałam pod wskazany adres. To jest chyba jakiś cud.


* Harry*
Nikt jej nie widział, nikt o niej nie słyszał. Rozpłynęła się czy jak? Przecież Londyn nie jest takim dużym miastem aby człowiek znikł bez śladu.
Krążyłem już po mieście dobrych kilka godzin gdy zadzwoniła do mnie Lucy z prośbą abym przyjechał. Oczywiście sądziłem, że Emma się odnalazła więc czym prędzej tam pojechałem. Na miejscu ujrzałem radiowóz. Oblał mnie zimny pot i wtrząchnęły mną dreszcze. Bałem się, że będę musiał zidentyfikować ciało Emmy lub coś w tym stylu. Przed oczami miałem same czarne myśli, które nawet nie chciały dać o sobie zapomnieć.
Podchodząc do drzwi czułem się jak skazaniec idący na śmierć. Czułem, że to będzie dla mnie wyrok, swego rodzaju sądny dzień.
- Proszę wejdź Harry- powitała mnie Lucy dosyć ciepłym głosem. Wszedłem do domu nawet nie rozbierając się. W salonie siedziało trzech policjantów. Jeden z nich zmierzył mnie wzrokiem
- Proszę usiąść- obwieścił jeden dosyć chłodnym głosem
- Imię i nazwisko-
- Harry Styles-
- Zawód?-
- Jestem piosenkarzem. Współtworzę zespół One Direction-
- Jest Pan chłopakiem zaginionej Emmy Novak?-
- Tak.-
- Czyli wszystko jasne. Mogło to być porwanie. Miała chłopaka słodką gwiazdkę więc niech Pani szykuje pieniądze-  powiedział szyderczym głosem jeden z nich
- Wypraszam sobie. Lucy chyba będzie lepiej jak już pójdę- powiedziałem patrząc na kobietę, która była na skraju załamania
- nie. Chyba będzie lepiej jak panowie już pójdą. Proszę nie wszczynać poszukiwań-
- Ale jak to?-
- Rezygnuję z tej usługi a teraz żegnam- powiedziała  silniejszym głosem i przepędziła policjantów. – Wierzyć się nie chce. Niby policjanci powinni służyć inny a oni tylko szkodzą. Odnalazłeś ją?-
- Nie, jeszcze nie ale będę szukać. Jak się Pani czuje?- zapytałem ściągając płaszcz
- Dobrze.. To znaczy źle. Nie mam już siły martwię się o nią czy jej nic nie jest. Mogłaby chociaż dać znak, że żyje, nic jej nie jest. Niekoniecznie musi wracać do domu ale chcę przestać się martwić.-
- Rozumiem Panią doskonale. Może zrobię herbatę a potem się Pani położy?-
- O tak Harry. Dziękuję. Jak możesz to przynieś mi ją do sypialni.-
- Jasne- odpowiedziałem i poszedłem do kuchni zrobić ową herbatę. Dobrze wiedziałem, że w jednej z tych szuflad Cris schował tabletki nasenne. Gdy w końcu udało mi się je odnaleźć, rozpuściłem dwie z nich i dodałem do herbaty. Musiałem jakoś pomóc tej kobiecie. Musiałem za wszelka cenę odnaleźć Em.

* Emma*
Gdy dotarłam na miejsce moim oczom ukazało się piękne osiedle. Tak, osiedle domków jednorodzinnych. Myślałam, że to mieszkanie będzie w bloku a nie dom jednorodzinny. Stanowczo nie było mnie na niego stać a tym bardziej po co dziewczynie w moim wieku taki duży dom. Jeszcze mieszkać w nim sama? Nie, dziękuję.
Jednak coś mnie podkusiło i chciałam znać cenę i wnętrze tego domu. Coś sprawiło, że zaczęłam myśleć o wspólnym mieszkaniu z Harrym. Ciekawe co by na to powiedział.
Zadzwoniłam do drzwi. Otworzyła je kobieta, która miała około 30 lat i była bardzo ładna. Obdarzyła mnie ciepłym uśmiechem i zapytała:
- W czym mogę pomóc?-
- Witam! Nazywam się Emma Novak i Pani mama wspominała, że ma pani do sprzedania mieszkanie.- oświadczyłam na jednym wydechu
- Och ta mama! Zapraszam Cię!-
- Czy to jest to mieszkanie?- zapytałam upewniając się
- Tak. Wiesz starsi ludzie nie rozróżniają czym jest mieszkanie a czym dom.- przerwała bo podbiegł do mnie mały chłopczyk i mnie przytulił- David przestań! Puść Panią!- krzyknęła kobieta
- Nic nie szkodzi. Kocham małe dzieci- powiedziała i uśmiechnęłam się do chłopaka. On zrobił to samo i uciekł
- Przepraszam Cię. David choruje na autyzm stąd decyzja o przeprowadzce. Do tej pory przed Tobą było tu kilka osób ale nikomu nie przypadł do gustu ten dom. Mój mąż zginął 2 lata temu w wypadku i od tamtego czasu choroba Davida się pogłębia. W końcu zdecydowałam się na kupno domku poza miastem, na wsi blisko zwierząt, koni. Podobno one pomagają dzieciom taki jak on.-
- Bardzo mi przykro. Moi rodzice również zginęli w wypadku- powiedziałam a kobieta chwyciła się za twarz i zdławiła krzyk. Uścisnęła moje ramie i wyszeptała
- Tak bardzo mi przykro- ja kiwnęłam głową i rozejrzałam się po pomieszczeniu. Wszędzie było mnóstwo kartonów
- Pakujemy się. Za niedługo przyjadą po nasze rzeczy i  musimy być gotowi. Chodź oprowadzę Cię.- poszłam za kobietą. Wskazywała mi po kolei  na paterze kuchniejadalnie, salon a następnie na górze łazienkę, toaletęsypialnie i jeden wolny pokój który jak mniemam należał do Davida. Piwnica była bardzo duża zresztą tak samo jak i garaż.
Za domem rozciągał się duży plac, który mógł spokojnie posłużyć jako ogród. Wystarczy trochę nad nim popracować.
Gdy skończyłyśmy zwiedzanie domu zaprosiła mnie do kuchni i zrobiła herbatę.
- Podoba się?- zapytała
- Tak, bardzo. Nie rozumiem dlaczego Pani chce go sprzedać-
- och nie mów do mnie Pani bo się czuję staro. Katherina-
- Emma-
- Więc chciałabyś go kupić?- zapytała w momencie w którym jej dziecko wskoczyło mi na kolana
- Bardzo bym chciała bo znalazłam się w dosyć ciężkiej sytuacji ale zapewnie nie będzie mnie na niego stać- dodałam nieco ciszej
- Nawet tak nie mów. Ten dom jest na każdą kieszeń. Nie chcę za niego więcej niż…- kobieta zaczęła myśleć- 5 tysięcy. Jesteś tak sympatyczna, że to właśnie Tobie chcę go sprzedać. Innym zaśpiewałabym 7 razy tyle ale ty wydajesz się być odpowiednia no i David Cię polubił-
- Na prawdę? Tak tanio? -
- Tak, tylko proszę kup go. Mogę rozłożyć Ci to na raty jeśli chcesz. Nie ma problemu. Dajmy na to teraz dasz mi 700 funtów a potem się dogadamy-
- Dobrze! Tylko muszę skoczyć do bankomatu. Jak ja się cieszę! O której wyjeżdżacie?- zapytałam
- O 16.30 mają po nas przyjechać. Jeśli chcesz to wtedy możesz mi dać pieniądze a ja przekażę Ci klucze-
- Ok. Umowa stoi!- krzyknęła, podpisałam umowę i ruszyłam do bankomatu. Musiałam jeszcze pojechać do domu po moje rzeczy ale to było gorsze niż przepuszczałam. W końcu musiałam kiedyś to zrobić i to był ten czas.

* Lucy*
Obudził mnie dzwonek do drzwi. Pełna nadziei, że to Harry pobiegłam i je otworzyłam. Ku mojemu zdziwieniu w drzwiach stała Emma.
- Przyjechałam po moje rzeczy- powiedziała cicho a ja o mało nie zemdlałam
- Em to naprawdę Ty!- powiedziałam nie wierząc własnym oczom- Gdzie Ty się podziewałaś?-
- Ciociu ja naprawdę nie jestem gotowa na taką rozmowę. Ciągle mam do Ciebie ból i żal o to co zrobiłaś. Znalazłam sobie mieszkanie i póki co tam będę mieszkać. Mogę wziąć moje rzeczy?-
- Tak, oczywiście- powiedziałam idąc za dziewczyną. Gdy znaleźliśmy się u niej w pokoju powiedziałam- mam nadzieję, że kiedyś mi wybaczysz. Ja ciągle mam wyrzuty sumienia o to co zrobiłam jak byłam młoda.-
- Ciociu to i tak nie usprawiedliwia Cię. Jak mogłaś oddać własne dziecko za trochę popularności i karierę? Ja rozumiem, że pieniądze są ważne ale nie są najważniejsze. A właśnie- powiedziała i wyjęła kartę którą jej dałam- jest Twoja-
- Nie Em, zatrzymaj ją. Będę Ci wpłacać pieniądze na utrzymanie. Chociaż tyle muszę- powiedziałam a dziewczyna niepewnie schowała ja  z powrotem . W końcu gdy zapakowała ubrania i wszystkie inne rzeczy zaczęła je znosić na dół do auta a ja jej w tym pomogłam.
- Harry Cię szuka- powiedziałam gdy była już gotowa odjechać
- Proszę nie mów mu, że mnie widziałaś- odparła a ja zauważyłam smutek na jej twarzy
- Dobrze ale zadzwoń w końcu do niego-
- Dobrze. Żegnaj… mamo- wyszeptała Emma i odjechała z piskiem opon
- Żegnaj córeczko- powiedziałam i zdałam sobie sprawę z tego, że straciłam ją na zawsze.

* Zayn*
Harry odchodził od zmysłów. Nie mógł przestać mówić o niej gdy do mnie przyjechał. Wiedziałem, że potrzebuje teraz pocieszenia i wewnętrznego spokoju ale jemu nie dało się tego przetłumaczyć.
Gdy sięgał po kubek z gorącym kakao jego dłonie drżały
- Harry wszystko się ułoży, zobaczysz. Ona żyje i ma się dobrze.-
- A jak ten policjant miał racje i ją porwali? Jak ją zgwałcili a potem zabili? Zayn ja bez niej umrę rozumiesz?- spojrzał na mnie a jego niegdyś błyszczące od radości oczy były teraz przepełnione bólem
- O czym Ty mówisz! Zobaczysz jeszcze do Ciebie dzisiaj zadzwoni! Obiecuję Ci to- podszedłem do niego i objąłem go ramieniem. Miałem nadzieję, że nie okłamuję sam siebie.

* Louis*
Błądziłem po sklepach w poszukiwaniu odpowiednich rzeczy do mieszkania gdy dostałem wiadomość od Em:
Niegdyś bezdomna Em ma w końcu już swoje cztery kąty. Zobaczysz. Będę miała lepszy dom niż ty :P
Uśmiechnąłem się i w głębi duszy poczułem smutek. Miałem nadzieję, że spędzi znów u mnie noc.

* Emma*
Gdy dojechałam już do MOJEGO domu Katherina pakowała kartony do auta. Uśmiechnęła się na mój widok.
- Proszę- podałam jej kopertę z gotówką- Możesz przeliczyć-
- Nie trzeba. Ufam Ci- powiedziała i podała mi klucze do domu. Z radością w oczach uścisnęłam je w dłoni- Na blacie w kuchni zostawiłam Ci mój adres i telefon. Będziesz u nas miłym gościem. Oczywiście Ty i Twój chłopak- znów się uśmiechnęła a ja zaproponowałam jej pomoc z pudłami. Po kilku minutach wszystko była w aucie a ta spojrzała tęsknie na dom
- Tylko nie doprowadź go do ruiny!- pogroziła mi palcem przed nosem i serdecznie uściskała. Potem przytulił się do mnie David i odjechali. Stałam długo na podjeździe patrząc na gasnące światła na końcu ulicy. W końcu weszłam do domu i odetchnęłam z ulgą.
- Witaj w domu- powiedziałam i zabrałam się za znoszenie pudeł.

Świat spowijał mrok gdy zaczęłam taszczyć do domu pudełko za pudełkiem. Nie wiem jakim cudem udało mi się to wszystko tak upchać w tym samochodzie ale stanowczo nie jest to lekkie.
- Może pomogę?- usłyszałam za sobą głos. Gdy odwróciłam się ujrzałam w świetle ulicznej latarni twarz młodego chłopaka. Uśmiechał się przyjaźnie do mnie.
- Tak, poproszę- powiedziałam i odsunęłam się. Chłopak zręcznie wyciągnął pudełko i podał mi je- Za lekkie to ono nie jest. Skarby tam trzymasz?- zaśmiał się i ja również to zrobiłam. Był uroczy i otwarty. Podobało mi się w nim to, że nie boi się nawiązywać kontaktów- Może pomóc Ci to pozanosić do domu?-
- Tak, poproszę- powtórzyłam i chłopak zręcznie zaczął wnosić pudełka do domu. Po około 30 minutach wszystkie stały tuż obok schodów.
- Tak w ogóle to jestem James.- chłopak podał mi rękę
- Emma- odpowiedziałam i uścisnęłam ją. Była lodowata.- Może napijesz się herbaty? Chociaż tyle za pomoc- uśmiechnęłam się a ona powiedział:
- Chętnie- zapaliłam w kuchni światło i zaczęłam szukać herbaty. Dobrze, że pozostawiała mi suche produkty bo wyszłabym na wariatkę. Chłopak wszedł do kuchni i usiadł przy stole.
- Cóż…- odezwał się a jego głos brzmiał jak głos Harry’ego, przeszedł mnie dreszcz- teraz Ty będziesz tu mieszkać tak?-
- Na to wygląda- odpowiedziałam i postawiłam przed nim gorący napój, ciastka i cukier.
- Czyli mam nową sąsiadkę- posłał mi śliczny uśmiech a ja musiałam się opamiętać.
- Przecież mam Harry’ego, kocham go. Zaraz zadzwonię do niego- powtarzałam sobie w myślach
- O! a gdzie mieszkasz?- zapytałam
- Dwa domy od Ciebie. Teraz już będę miała wpadać do kogo na ploty. A nie będziesz się bała sama mieszkać?-
- Nie będę sama mieszkać. Będę mieszkać z chłopakiem-
- Ou…. To fajnie- widać było, że jego uśmiech bladnie. – A co rodzice na to?- i znów oblał mnie zimny pot
- Wiesz….- zawahałam się czy mu wszystko powiedzieć, ale poczułam chęć wyżalenia się komuś i padło na niego- Moi rodzice zginęli w wypadku niecały Rom temu. Od tamtego czasu mieszkam w Londynie i próbuje jakoś sobie życie ułożyć. Pokłóciłam się z ciotką, która się mną opiekowała i postanowiłam usamodzielnić się jako tako. Ona zrozumiała to i powiedziała, że będzie mi pomagać ale to zbyt dużo nawet jak dla mnie-
- Nie wiedziałem, przepraszam. Pochodzisz z Polski zgadza się?- zapytał a ja nie kryłam zdziwienia
- Tak ale skąd wiesz?-
- Tylko w Polsce są takie ładne dziewczyny- spojrzałam na chłopaka wymownie- no ale poza tym masz ten akcent. Kiedyś mieszkał tu Polak i opowiadał nam o tym kraju- zadźwięczał telefon- och sorki ale musze spadać. Mama czeka z kolacją. Może masz ochotę?-
- Nie, nie. Zaraz Harry przyjedzie. Dzięki za pomoc i odrobinę towarzystwa- uśmiechnęłam się i odprowadziłam chłopaka do drzwi.- Było miło mi Cię poznać-
- Mnie Ciebie również Emmo. Do zobaczenia-
- Do zobaczenia- uśmiechnęłam się i zamknęłam drzwi.
Wróciłam do kuchni i włożyłam kubki do zlewu. Usiadłam na krześle i drżącymi rękoma chwyciłam telefon i wybrałam numer do Harry’ego. Po dwóch sygnałach usłyszałam jego głos:
- Na diabła Em gdzieś Ty zniknęła?! Wiesz jak się bałem?! Gdzie jesteś?-
- Spokojnie Harry. Ciągle żyję i nic mi nie jest. Zaraz wyślę Ci adres i jeśli możesz to przyjedź tu ok.?-
- Tak , jasne- rozłączyłam się i szybko napisałam mu adres. Po 20 minutach usłyszałam dzwonek do drzwi.
Gdy je otworzyłam Harry dosłownie rzucił się na mnie. Jego ramiona tworzyły swego rodzaju sieć w której czułam się cholernie bezpiecznie. Gdy odsunął się ode mnie jego oczy były wilgotne od łez.
- Nigdy więcej tak nie rób. Jasne?- kiwnęłam głową i weszłam w głąb budynku. Po chwili Harry stał u mojego boku i patrzył się dziwnie
- Stało się coś Em?-
- Tak. Chciałabym aby nasz związek przeszedł na inny etap.-
- Nie rozumiem- powiedział i potrząsnął burzą loków
- Harry zamieszkasz tu ze mną?- zapytałam a chłopak spojrzał na mnie jak na wariatkę. To chyba nie wróżyło nic dobrego.
------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
James

Nie wiem, sami oceńcie czy nadaje się to do czegoś. Co mogłam to wymyśliłam.
Pozdrawiam, Magda
P.S dzięki za każde słowo wsparcia. To na prawdę wiele znaczy. :)