* 4 tygodnie później, 23. grudnia*
Stan Emmy pod koniec
listopada gwałtownie się pogorszył. Po głębszych i dokładniejszych badaniach
okazało się, że rak zaczął atakować jej organy wewnętrzne.
Spędzałem przy jej łóżku każdego dnia kilka, kilkanaście
godzin. Zdarzało się, że spędzałem przy jej łóżku całe noce i całe dnie. Nie
mogłem znieść widoku jej łez, krzyku, który symbolizował ból, i tego jak
próbowała mi wmawiać, że wszystko będzie dobrze. Lekarz powiedział mi, że może
tak być, ze przyjdę do niej a jej już nie będzie wśród żywych. Bolało mnie, tak
bardzo mnie to bolało. Ból mieszał się ze strachem a ten z obłędem w jaki
wprowadzał mnie jej stan. Nie chciałem przyjąć tego do wiadomość, ze ona umrze,
i to już za niedługo, a może właśnie teraz…
Może dlatego spędzałem przy niej tyle godzin? Może dlatego
ciągle do niej mówiłem aby nie mogła pójść spać? Bałem się, ze jeśli uśnie to
już nie wstanie i nie powita mnie swoim głosem i nie powie: Cześć kochanie.
Mówiłam Ci abyś szedł do domu a nie siedzisz tutaj całą noc. Ja jeszcze żyje….
Od kilku dni Em leżała przykuta do łóżka. Całkowicie
straciła siły i praktycznie nie mówiła nic. Siedziałem i płakałem patrząc jej w
oczy a ona płakała razem ze mną. Zaczęła pisać ze mną listy. Wyrażała w nich
wszystkie swoje obawy, strach, dzieliła się ze mną swoimi przemyśleniami i
udało nam się wybrać imię dla małej- Lennie.
Chłopcy często wpadali do nas. Wspierali zarówno mnie jak i
Em, mówili jej, że będą mnie pilnować, będą mi pomagać, że będą zawsze przy
mnie. Zawsze w takich chwilach uśmiechała się do mnie i szeptała, że takich
przyjaciół jak oni to tylko ze świecą szukać i tak by się nie znalazło. Serce
mi pękało na części widząc smutek na jej twarzy. Obiecałem jej, że nie będę
miał innej kobiety prócz ona. Wiedziałem na co się decyduję ale to właśnie Em
była moją ukochaną na całe życie.. Na dobre i na złe. W zdrowiu i w chorobie….
- Harry idź do domu. Wyśpij się porządnie…- wyszeptała
dziewczyna przesuwając swoją dłoń tak by dotknąć mojej. Oczy ciągle miała te
same… Były pełne szczęścia i miłości. Nie zmieniły się od dnia naszego ślubu.
Nawet gdy cierpiała ciągle miała w oczach tę beztroską radość. Gwałtownie
szturchnęła moją dłonią.
- Co się dzieje?- zapytałem wystraszony
- Idź po lekarza… Chyba zaczynam rodzić…- wyszeptała
spanikowana. Przestraszony nie na żarty wybiegłem z Sali i pognałem do dyżurki
lekarzy
- Ja… Moja żona… My… Boże ona chyba zaczyna rodzić!-
krzyknąłem przerażony. Lekarze natychmiast się zerwali i pobiegli do jej Sali.
- Proszę to połknąć- pielęgniarka podała mi jakieś dwie
tabletki i kubeczek wody- To tabletki na uspokojenie się spokojnie- jej pogodny
uśmiech sprawił, że wszystkie troski odeszły w dal. Połknąłem je i pobiegłem do
345.
- Miał Pan racje Panie Harry. Emma zaczęła rodzic. Zabieramy
ją na porodówkę. To może trochę potrwać. Jeżeli po 10 godzinach nic nie ruszymy
do przodu robimy cesarkę- powiedział jej lekarz prowadzący i ujrzałem moją Em.
Leżała na swoim łóżku i patrzyła na mnie z uśmiechem na twarzy.
- Chodź ze mną!- machnęła ręką. Po chwili stałem tuż obok
niej i trzymałem jej dłoń. Za chwilę mogłem stać się ojcem.
Byłam niesamowicie przejęta tym co miało się za chwilę stać.
Harry wyglądał na przerażonego ale ja…. Ja była szczęśliwa jak nigdy dotąd. W
końcu miałam urodzić moje pierwsze dziecko. Nasze dziecko….
Będąc już na Sali porodowej lekarz podał mi znieczulenie i
ból, który rozdzierał moje ciało zaczął powoli ustępować.
Widziałam jak Harry stoi przy drzwiach i rozmawia przez
telefon. Kazałam mu powiadomić o tym fakcie mamę i chłopaków. Chciałam mieć
pewność, że będą przy mnie, że będą przy nas gdy urodzę. Chciałam aby byli przy
Harrym gdy….
Wiedziałam z jakim ryzykiem wiąże się ten poród. Mogłam
urodzić Lennie i od razu umrzeć nawet jej nie zobaczywszy ale też mogłam
urodzić ją i pożyć jeszcze kilka dni… Nie chciałam aby Harry został sam w
takiej przykrej sytuacji.
- Jak się czujesz?- zapytał mnie chłopak gdy w końcu
przyszedł do mnie. Nasze dłonie od razu się ze sobą skrzyżowały
- Jak na zbliżający się poród czuję się wyśmienicie-
uśmiechnęłam się. Radość można było zeskrobywać mi z twarzy. To naprawdę
niesamowite uczucie…. Dziecko które nosi się pod sercem tyle czasu w końcu
spocznie na Twoim brzuszku….- Zadzwoniłeś do mamy i chłopaków?-
- Tak, mają tu być najpóźniej za godzinę- spojrzałam na
zegarek. 16.00. Chłopakowi zaburczało w brzuchu
- Harry idź do stołówki i zjedz coś sycącego. Nie możesz mi
paść.- powiedziałam
- Nie zostawię Ci tu samej-
- Mam powiedzieć mamie, że od kilku dni nie jadłeś nic treściwego?
Chcesz aby poszła z tobą na stołówkę i nakarmiła synia?- zaśmiałam się
- Ty to wiesz jak mnie podejść..- chłopak leniwie podniósł
się
- W końcu jestem Twoją żoną- pocałowałam go w usta i
odprowadziłam go wzrokiem do samych drzwi. W końcu mogłam spokojnie płakać bez
obawy o to, że on to zauważy.
Usłyszałem jej szloch. Bez wahania wszedłem do Sali w której
leżała. Leżała i zanosiła się płaczem.
- Em! Dlaczego płaczesz? Boli Cię?- zapytałem obiegając do
jej łóżka
- Niall!- przytuliła mnie mocno- Płaczę bo wiem co się
stanie… Ja nie chcę go zostawiać…-
- Och Em…- poczułem łzy napływające do jej oczu- Ja wiem, że
się boisz, nie chcesz go zostawiać…. Ja wiem o tym kochanie… Wiem dokładnie o
tym…- tuliłem ja do swojej piersi zaczynając płakać. Nie wiedziałem co mogę jej
powiedzieć, nie wiedziałem co mogę zrobić aby poczuła się lepiej. Wiedziałem,
ze ona może w każdej chwili umrzeć ale nie dopuszczałem do siebie tej myśli.
- Em nie umrzesz, nie teraz. To jeszcze nie jest Twój
czas….-
- Niall…- szlochała- Ja już jestem jedną nogą na tamtym
świecie… To nieuniknione że umrę….-
- Nie możesz tak mówić!- spojrzałem na nią- Nie możesz się
już poddać! Nie teraz! Spójrz, masz zaraz urodzić dziecko, masz mieć z Harrym
swoje 5 minut! Nie możesz się poddać. Musisz żyć dla mnie, dla niego, dla
Lennie…- powiedziałem ocierając jej łzy.
- Nie płacz Niall…. – uśmiechnęła się przez łzy- łzy do
Ciebie nie pasują- otarłem twarz.
- Nie będę płakał jeśli Ty też nie będziesz- kiwnęła głową.
Po chwili do Sali weszła reszta chłopaków, rodzice Harry’ego, Gemma i Rosie…
Chociaż w taki sposób mogliśmy sprawić jej trochę radości… Mogliśmy z nią
rozmawiać.
- (…) No dalej Emmo! No dalej!- krzyczał lekarz- Dasz radę.
Jeszcze chwila a ujrzysz swoją córkę!- lekarz spojrzał na nas. Ledwo co się
trzymałem… Emma krzyczała i mocno ściskała mnie za rękę. Starałem się jakoś ją
zmobilizować ale nie wiedziałem co mam zrobić
- Już widać główkę! No Emmo! Jeszcze dwa razy i już po
sprawie!- serce podskoczyło mi do góry. Na twarzy dziewczyny, prócz potu dało
się zauważył łzy i uśmiech…. Podziwiałem ją za to, szczerze ją podziwiałem.
Po chwili rozległ się charakterystyczny dźwięk. Nasze
dziecko zaczerpnęło pierwszy oddech i zaczęło żyć śród nas…
Dziewczyna odpadł na łóżko a ja schyliłem się by ją pocałować.
- Byłaś taka dzielna! Spisałaś się na medal!- pocałowałem ją
w rękę. Otarłem pot z czoła i poprawiłem włosy. Po chwili na jej piersi
spoczęła nasza córeczka…
Czy jest bardziej wzruszający moment w życiu każdego
mężczyzny? Nie.. Nagle widzisz przed sobą swoje dziecko i nie wiesz czy jesteś
bardziej wzruszony czy szczęśliwy.
- Lennie… Powiedz cześć do tatusia- powiedziała Emma do
małej a ona spojrzała na mnie swoimi pięknymi niebieskimi oczami. Była tak
bardzo podobna do mojej Em…
- Cześć Lennie..- schyliłem się wyciągając rękę. Mała od
razu chwyciła mój palec i kurczowo trzymała swoją małą rączką
- Harry…. Jesteśmy rodziną. To nasza mała Lennie….- Em
uśmiechnęła się do mnie a ja pocałowałem jej czoło
- Wiem Em, wiem. Kocham was całym sercem.-
- 10 punktów w skali Apgar, 49 cm, 3240 g. Urodzona 24 grudnia
o 00.05- powiedział lekarz
- Harry dziś Wigilia, ona urodziła się w Wigilię-
powiedziała ucieszona Em
- To nasz prezent na święta, najukochańszy prezent jaki
dostaliśmy- popatrzeliśmy na córkę jeszcze chwilę i zabrano nam ją w celu
wykonania reszty badań. Byliśmy najszczęśliwszymi ludźmi na świecie.
- No i jak? No i jak?- zapytała mnie mama gdy tylko
opuściłem salę
- Dostała 10 punktów, 49 cm i waży 3240 g- powiedziałem dumny.
Podeszła do mnie i ucałowała mnie- Z Em wszystko dobrze, dzielnie zniosła
poród, teraz nie ma się najgorzej. Chyba może być tylko lepiej- uśmiechnąłem
się.
- Jedźmy do domu, przyjedziemy rano.- powiedziała Gemma a
wszyscy zgodzili się, niemal w migu opuściliśmy szpital. Jedyne o czym marzyłem
to porządnie się wyspać i zjeść coś treściwego.
Obudziłem się około 15.00 Od razu pobiegłem pod prysznic
chwytając czyste ubrania z szafy. W końcu dziś Wigilia więc trzeba wyglądać jak
człowiek.
Uśmiechałem się do siebie na wspomnienie nocnych wydarzeń. Jestem ojcem, mam śliczną córkę i żonę, która czuje się niebywale dobrze po porodzie…
Uśmiechałem się do siebie na wspomnienie nocnych wydarzeń. Jestem ojcem, mam śliczną córkę i żonę, która czuje się niebywale dobrze po porodzie…
Szybki prysznic rozbudził mnie a mamy kawa jeszcze poprawiła
efekt. Tak, spałem dziś u mamy co było wywołane chęcią zjedzenia treściwego
śniadania.
- O! Synu! Dobrze się spało?- zapytała mnie mama gdy
zszedłem na dół i usiadłem do stołu. Widać było, że od rana krzątała się po
kuchni bo była cała ubrudzona mąką.
- Mamuś spało się niebywale dobrze- uśmiechnąłem się i
zacząłem pochłaniać śniadanio- obiad.
- Jedziesz do Em?- zapytała mnie
- Tak, nie mogę nie pojechać. Chcę się zobaczyć z żoną i
córką- na sam wydźwięk słów uśmiechnąłem się do siebie- No i nie będzie mnie
dziś na kolacji-
- Jak to?-
- Chyba jej nie zostawię tam samej prawda?- zapytałem lekko
nie rozumiejąc jej postawy
- No to… My przyjdziemy z kolacją do niej- kobieta klasnęła
w dłonie i wróciła do kuchni.
Kilka minut po 16. przestąpiłem próg szpitala. Powitałem się
z recepcjonistką i gnałem prosto do moich dziewczyn. W ręku trzymałem róże a
uśmiech nie schodził mi z twarzy.
Czułem się naprawdę niesamowicie szczęśliwy i
podekscytowany.
- Można?- zapytałem stanąwszy w drzwiach. Emma siedziała na
łóżku i trzymała małą na rękach
- Właśnie ja nakarmiłam i teraz usnęła… Słodka nieprawdaż?-
zapytała mnie a ja wziąłem małą i położyłem na łóżku. Kwiaty włożyłem do wazonu
a następnie zdjąłem kurtkę. Podszedłem do mojej żony i pocałowałem ją w usta.
- Wesołych świąt kochanie- powiedziałem i podałem jej małe
pudełeczko
- Harry nie musiałeś…- powiedziała patrząc na mnie spod
byka- Ja dla Ciebie nic nie mam…- zrobiła się smutna
- Ja już dostałem prezent na święta- wzięłam moją córkę na
ręce i spojrzałem na nią. Dziewczyna zaczęła rozpakowywać pudełeczko i po
chwili wyciągnęła to co pragnąłem jej dać.
- Harry jest śliczny..- powiedziała i obejrzała medalion w
kształcie serca
- Otwórz- powiedziałem uśmiechnięty. W środku widniało moje
zdjęcie
- Kocham Cię- powiedziała i wystawiła buzię. Podszedłem i
pocałowałem ją. Dziewczyna położyła się na łóżku i po chwili spała niczym nasza
córeczka.
- Niespodzianka!- krzyknęła mama wraz z Gemmą. Po chwili za
nimi wszedł Robin z siatkami a tuż za nimi… Zayn, Niall, Lou i Liam.
- Ale jak… co wy tu… Harry..- złapałam się włosy i zaczęłam
płakać.- Powinniście być teraz w domu, przy swoich rodzinach a nie spędzać ten
ważny wieczór w szpitalu…- rzekłam ciągle płacząc
- Kochana.. To Ty jesteś teraz naszą rodziną- powiedziała
Ann na co chłopcy przytaknęli.
Ann wraz z Gemm zaczęły rozstawiać jedzenie na stole a
chłopcy donieśli krzesła z innych sal. Byłam niebywale poruszona tym, że oni
tak bardzo się dla mnie poświęcili. Tym bardziej byłam dumna z Niall’a bo wiem
jak ważne są dla niego święta i spędzenie ich w domu rodzinnym do którego tak
rzadko zagląda.
Harry stał z boku i ciągle patrzył na śpiącą Lennie.
- No dalej Harry. Weź Em to zrobię wam zdjęcie- powiedziała
Gemm. Harold podszedł do mnie i pomógł mi wstać. Powolutku, powolutku ale w
końcu doczłapałam się na koniec Sali. Po chwili staliśmy i wraz z nasza małą,
piękną i słodką córką uśmiechaliśmy się do obiektywu.
- Wiesz, że to nasze pierwsze święta z córką?- zapytałam a
on skinął głową. Szkoda, że pierwsze i
ostatnie. Pomyślałam i zasiedliśmy do stołu.
- No to kochani, życzę wam wszystkim tu zebranym dużo
zdrowia, szczęścia, pomyślności…- zaczęła Ann, jednak ja jej nie słuchałam.
Wspomnienia z poprzednich świąt zaczęły napierać na mnie ze zdwojoną siłą. Ja
Lucy, Cris i Jess, rodzina Lou i tyle cudownych słów. A dwa lata wcześniej? Ja,
rodzice, dziewczynki i Patryk… Czy to nie wystarczający powód do smutku i
zadumy?
Zdaje się, że Louisa również zebrało na wspomnienia bo
siedział również nieobecny jak mało kiedy.
- Em…- Zayn szturchnął mnie a ja chwytając biały chlebek
zaczęłam mówić:
- Dziękuję wam za to, że dane nam było spotkać się w takim
gronie. Chcę wam wszystkim, każdemu z osoba podziękować za wszystko co dla mnie
zrobił. To są moje najlepsze a zarazem najgorsze święta. Smutno tak siedzieć w
szpitalu co? Zewsząd emanuje smutek… ale chyba nie w tej Sali. To właśnie tutaj
zgromadzone sa osoby dla mnie najważniejsze. No może nie ma jeszcze tu Rosie i
James’a ale kochani to wy przez cały okres choroby wspieraliście mnie. Jestem
wam bardzo za to wdzięczna! Czego mogę wam życzyć? Przede wszystkim zdrowia bo
to najważniejsze. Dużo miłości i wzajemnego zrozumienia, mało problemów i jak
najwięcej sukcesów- spojrzałam na chłopaków- nie tylko w życiu zawodowym ale
też w życiu prywatnym. Kocham was wszystkich bardzo mocno i proszę was o to….-
wzięłam głęboki oddech- abyście na moim pogrzebie nie płakali…- każdy z
zebranych skrzywił się a ja raptownie zamilkłam
- No to jedzmy bo będzie zimne- zaczęła Ann a wszyscy jak na
rozkaz rzucili się na jedzenie. Mimo iż byliśmy w szpitalu dookoła nas panowała
tak rodzinna atmosfera, że czułam się jak u siebie. Co chwilę wybuchaliśmy
śmiechem z przytaczanych przez każdego z nas jakiś naszych przygód. Było co
wspominać, z każdym z chłopaków łączyło mnie coś co powodowało, że na mojej
twarzy pojawiał się uśmiech.
Około 20.00 przyszła pielęgniarka i zabrała małą do reszty
noworodków. Pożegnałam się z nią czule, tak samo jak i każdy z chłopków, którzy
zdążyli sobie zrobić z nią zdjęcie i ustawić na tapety w swoich telefonach.
Ile minęło czasu nim zostałam sama z Harrym? Nie mam pojęcia
ale wiem, że było grubo po północy gdy położyłam się spać.
- Dobranoc Harry- powiedziałam układając się- Kocham Cię…-
wyszeptałam leniwie ziewając
- Ja Ciebie również kocham Em…- pocałował moją dłoń- Śpij
dobrze….- przymknęłam oczy zaciskając swoją rękę na jego
- Chcę Harry byś wiedział, że byłeś moją największą
miłością. Proszę Cię, opiekuj się dobrze Lennie… Bądź odpowiedzialny za jej
życie i nie bój się korzystać z pomocy przyjaciół…- wyszeptałam uraniając kilka
łez
- Dlaczego się żegnasz? Przecież rano znów się zobaczymy…-
powiedział chłopak drżącym głosem. Czułam, po prostu czułam, że rano nie będę
mogła już z nim porozmawiać. Gdzieś w sercu budziła się we mnie ta cząstka,
która wiedziała, że już umrę, która wiedziała, że koniec już blisko…
- Dobrze wiesz, że żegnam się z Tobą zawsze nim zasnę od
kilku dni… Robię to bo boję się, że nie zdążę Ci powiedzieć, że Cie kocham….-
powiedziałam a chłopak nie śmiał mi niczego odpowiedzieć. Po chwili zasnęłam.
Obudziłem się nad ranem nie do końca pewnym gdzie jestem i
co tak na prawdę tu robie. Dopiero po chwili widząc Em leżącą na boku
uspokoiłem się i spojrzałem na zegar, 7.30. Przespaliśmy całą noc…..
Dotknąłem jej ciała…. Było chłodne. Dłonie zaczęły mi się
trząść a do oczy napłynęły mi łzy. Nie… To nie może być prawda, ona nie mogła…
- Em…- ruszyłem dziewczyną a ona nie zareagowała na mój
dotyk- Em obudź się!- zaszlochałem przerażony- Em powiedz mi, że ciągle tu
jesteś i nie odeszłaś…- poruszyłem ją mocno
- Harry daj mi spać…- wyszeptała a z serca spadł mi ciężar-
Jesteś bezlitosny- odwróciła się z grymasem na twarzy.
- Wiesz jak się wystraszyłem? Kochanie…- pocałowałem ją w
usta- Musze się napić kawy, chcesz coś do picia?- zapytałem wstając i biorąc
portfel ze stołu
- Herbatę- powiedziała przecierając oczy- Wredoto- pokazała
mi język
- Za to mnie kochasz- uśmiechnąłem się
- Wiem…- posłała mi buziaka w powietrzu i wyszedłem z Sali.
Na korytarzu spotkałem lekarza, który życzył mi wesołych
świąt. Wypytał mnie o stan Emmy i inne rzeczy. Gdy w końcu się od niego
uwolniłem było około 8.10 Zjechałem windą na dół prosto do bufetu w którym
zakupiłem moją kawę i Emmy herbatę.
Zadowolony z tego, że moja Em ciągle przy mnie jest wróciłem
na górę. Lekarze akurat mieli obchód więc zaraz powinni zajrzeć i do mojej
ukochanej.
Gdy wszedłem do Sali Em leżała z zamkniętymi oczami.
- Em Twoja herbatka…- powiedziałem wesoły jak mało kiedy.-
Em wstawaj no…- powiedziałem i odłożyłem napoje na stół. Spojrzałem na
dziewczynę… Ona to ma sen… Zaśmiałem się… Zaraz… Coś było nie tak…. Ona nie
była taka blada gdy wychodziłem.
Moje serce znów zaczęło mocniej bić. Podszedłem do niej i
dotknąłem ją..
- Em.. Em obudź się to nie jest zabawne…- szturchnąłem ją a
ona ani drgnęła. – No Em!- łzy stanęły mi w oczach, to już nie była zabawa, to
działo się naprawdę.- Em obudź się!- wrzasnąłem a w drzwiach pojawił się
lekarz. Widząc moją minę od razu do nas podbiegł i odsunął mnie na bok
- Emmo? Emmo słyszysz mnie?- zapytał dotykając jej pulsu.
Wyjął swoja latareczkę i poświecił jej po oczach. Po chwili wybiegł z Sali.
Przecież to nie może być prawda! Ona nie mogła odejść, nie
teraz gdy przyniosłem jej herbatę, nie teraz gdy tak jej potrzebowałem, nie po
tym co przeszliśmy!
- Em!- podszedłem do niej i wziąłem jej bezwładne ciało w
ramiona- Em to nie tak miało być, nie miałaś teraz odejść… Em… Proszę wróć do
mnie, wróć do nas…- łzy sączyły się obficie z moich oczu. Usłyszałem lekarza
więc położyłem jej głowę na poduszce i odsunąłem się. Chwilę badali jej
czynności życiowe po czym jej lekarz odwrócił się i łapiąc mnie za rękę
wypowiedział krótkie i znamienne słowa:
- Tak bardzo mi przykro Panie
Styles. Pańska małżonka odeszła z tego świata.
Chwilę bo Magda płacze...
Och jaka ja wredna bicz jestem! Kurde... Nie sądziłam, ze to się aż tak tragicznie zakończy!
Słoneczka moje nie hejtucie mnie teraz za to :)
Rozdział jest, oczywiście według mnie, nie jest wcale taki smutny... No końcówka może i tak ale tak to sam w sobie nie, prawda?
Na prawdę sama jestem sobą zdziwiona. Och. koniec tych przyjemności.
Jak wiecie wśród was, wśród nas są ludzie, którym nie podoba się to co robię. Wiecie, że były brzydkie słowa no i pewnego razu powiedziałam, że usuwam bloga.
Nie zrobię tego chociażby dlatego, że uświadomiłyście mi, że nie warto uginać się pod presją czyiś słów:)
Blogi zostają ale chyba będę potrzebowała małej przerwy bo ilość napisanych przeze mnie słów w ostatnich dniach nie przekracza 100. Nie mam weny, pomysłów no ale tak się zdarza:D
Te z was, które sądzą, że opowiadanie się na tym momencie kończy są w błędzie! Przed wami jeszcze 3 rozdziały, które będę dodawać codziennie do samej soboty :)
Przykre no ale wszystko musi mieć swój koniec :)
Jak wam mijają dni? Jedynym pocieszeniem jest to, że jutro jedziemy na wycieczkę więc nie mamy zajęć no a piątkowy luz już daje mi się we znaki :D
Zaraz pojawi się rozdział na drugim blogu także ogarniam wszystko ( póki co!)
Życzę miłego wieczoru, Magda
A no i jest taka akcja na TT wysyłanie sobie kartek świątecznych to może my wyślemy do siebie co?
Zainteresowani pisać tu: enjoy17@wp.pl
Aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa!!!!!!!!!!!!!!!
OdpowiedzUsuńChwila, teraz Rose płacze ;(
No ja po prostu nie wierzę!
Ona nie żyje?
Nie no bez jaj :(
Przygotowywałam się na to od pewnego czasu że Emm pewnie umrze, ale i tak to do mnie nie dociera.
Już nawet pominę fakt że muszę odrobić na jutro lekcje itp. itd. a siedzę na Twoim blogu i ryczę.
To po prostu jest tak dobre, że nie sposób nie beczeć ;_;
To wszystko tak pięknie opisałaś.... te święta..
Ty chyba masz talent do opisywania uroczystości rodzinnych bo jak ostatnio opisywałaś Święta to też wyszło Ci tak, że się otrząsnąć nie mogłam :P
Tak bardzo mi smutno że Emm odeszła :(
Jednak cieszę się, że urodziła Lennie. To takie wzruszające...
Jesteś świetna.
Jak pomyślę ile nam tutaj już przekazałaś to płaczę jeszcze bardziej ;(
Podziwiam Cie, że umiesz wszystko tak pięknie opisać.
Pozdrawiam, ściskam i całuję! ;3
http://blue-batterfly-one-direction.blogspot.com/ :)
Nienienie! :(
OdpowiedzUsuńI po co ci było ją zabijać? :(
No ale jeszcze 3 rozdziały, więc liczę na jakiś nagły zwrot akcji i że Harry ułoży sobie z kimś życie i będzie szczęśliwy...
Nie!!! Jak mogłaś ją uśmiercać?! Weź zrób jakiś cud czy co. Błagaaaam
OdpowiedzUsuńTo ja się podpisuje no bo jak można zakończyć życie Em, gdy w końcu jest szczęśliwa, po tym wszystkim co przeszła? Na ale to twój blog:(
Usuńno nie mogę.. najnormalniej w świecie beczę .. ;( tak strasznie mi przykro, że ten blog już się kończy. nawet nie zdajesz sobie sprawy z tego, jak bardzo będę za nim tęsknić . :'( <3
OdpowiedzUsuńWiesz co jest najbardziej zabawne? To, ze w chwili przeczytania ostatniego zdania tak naprawdę oprócz Emmy umarlysmy my - Twoje czytelniczki. No bo chyba większość z nas identyfikowala się z Emma :) I tym sposobem przeżywam te smierć podwójnie...
OdpowiedzUsuńI szczerze? Do końca miałam nadzieje ze stanie się cud. Ze Emma wyzdrowieje. Naprawdę nie spodziewałam się ze ja zabijesz...
Ale mimo wszystko: dziękuje. Czytanie Twojego bloga sprawia mi nie lada przyjemność!
Całuje, Lu
Emily czyta rozdział o pierwszej w nocy i co robi? Oczywiścid beczy, nie moglo byc inaczej, nie wytrzymalam. Rozdzial to po prostu dzieło sztuki, coś niesamowitego. Doskonale wiedzialam.na co Cię stać, ale po tyn rozdziale jestem pewna ze nie jeden znany pisarz nie sięga Ci do pięt! A co gorsza ja nie sięgam Ci do pięt :p Kochanie nawet nie wiesz z jakim uśmiechem czytałam słowa Emmy po przdbudzeniu, mialam nadzieję, ze Harry przyniesie tą herbatę i wypiją ją razem. To był na prawde cudowny fragment. Em kilkanaście mimut przed śmiercią potrafila nazwac męza wredotą, niesamowite. Madziu nawet nie wiesz jaki ogromny mam do Ciebie szacunek i moim marzeniem jest mocno Cię uściakac. Wiedz ze zawsze mozesz na mnie liczyc. Po tych kilku miesiącach spędzonych razem moge Ci powiedziec jak bardzo Cię kocham za to co dla nas zrobilas.
OdpowiedzUsuńTrzymaj się cieplo misiu.
Emily <3