środa, 21 listopada 2012

Rozdział 107



* 4 tygodnie później, 23. grudnia*
 Stan Emmy pod koniec listopada gwałtownie się pogorszył. Po głębszych i dokładniejszych badaniach okazało się, że rak zaczął atakować jej organy wewnętrzne.
Spędzałem przy jej łóżku każdego dnia kilka, kilkanaście godzin. Zdarzało się, że spędzałem przy jej łóżku całe noce i całe dnie. Nie mogłem znieść widoku jej łez, krzyku, który symbolizował ból, i tego jak próbowała mi wmawiać, że wszystko będzie dobrze. Lekarz powiedział mi, że może tak być, ze przyjdę do niej a jej już nie będzie wśród żywych. Bolało mnie, tak bardzo mnie to bolało. Ból mieszał się ze strachem a ten z obłędem w jaki wprowadzał mnie jej stan. Nie chciałem przyjąć tego do wiadomość, ze ona umrze, i to już za niedługo, a może właśnie teraz…
Może dlatego spędzałem przy niej tyle godzin? Może dlatego ciągle do niej mówiłem aby nie mogła pójść spać? Bałem się, ze jeśli uśnie to już nie wstanie i nie powita mnie swoim głosem i nie powie: Cześć kochanie. Mówiłam Ci abyś szedł do domu a nie siedzisz tutaj całą noc. Ja jeszcze żyje….
Od kilku dni Em leżała przykuta do łóżka. Całkowicie straciła siły i praktycznie nie mówiła nic. Siedziałem i płakałem patrząc jej w oczy a ona płakała razem ze mną. Zaczęła pisać ze mną listy. Wyrażała w nich wszystkie swoje obawy, strach, dzieliła się ze mną swoimi przemyśleniami i udało nam się wybrać imię dla małej- Lennie.
Chłopcy często wpadali do nas. Wspierali zarówno mnie jak i Em, mówili jej, że będą mnie pilnować, będą mi pomagać, że będą zawsze przy mnie. Zawsze w takich chwilach uśmiechała się do mnie i szeptała, że takich przyjaciół jak oni to tylko ze świecą szukać i tak by się nie znalazło. Serce mi pękało na części widząc smutek na jej twarzy. Obiecałem jej, że nie będę miał innej kobiety prócz ona. Wiedziałem na co się decyduję ale to właśnie Em była moją ukochaną na całe życie.. Na dobre i na złe. W zdrowiu i w chorobie….
- Harry idź do domu. Wyśpij się porządnie…- wyszeptała dziewczyna przesuwając swoją dłoń tak by dotknąć mojej. Oczy ciągle miała te same… Były pełne szczęścia i miłości. Nie zmieniły się od dnia naszego ślubu. Nawet gdy cierpiała ciągle miała w oczach tę beztroską radość. Gwałtownie szturchnęła moją dłonią.
- Co się dzieje?- zapytałem wystraszony
- Idź po lekarza… Chyba zaczynam rodzić…- wyszeptała spanikowana. Przestraszony nie na żarty wybiegłem z Sali i pognałem do dyżurki lekarzy
- Ja… Moja żona… My… Boże ona chyba zaczyna rodzić!- krzyknąłem przerażony. Lekarze natychmiast się zerwali i pobiegli do jej Sali.
- Proszę to połknąć- pielęgniarka podała mi jakieś dwie tabletki i kubeczek wody- To tabletki na uspokojenie się spokojnie- jej pogodny uśmiech sprawił, że wszystkie troski odeszły w dal. Połknąłem je i pobiegłem do 345.
- Miał Pan racje Panie Harry. Emma zaczęła rodzic. Zabieramy ją na porodówkę. To może trochę potrwać. Jeżeli po 10 godzinach nic nie ruszymy do przodu robimy cesarkę- powiedział jej lekarz prowadzący i ujrzałem moją Em. Leżała na swoim łóżku i patrzyła na mnie z uśmiechem na twarzy.
- Chodź ze mną!- machnęła ręką. Po chwili stałem tuż obok niej i trzymałem jej dłoń. Za chwilę mogłem stać się ojcem.

Byłam niesamowicie przejęta tym co miało się za chwilę stać. Harry wyglądał na przerażonego ale ja…. Ja była szczęśliwa jak nigdy dotąd. W końcu miałam urodzić moje pierwsze dziecko. Nasze dziecko….
Będąc już na Sali porodowej lekarz podał mi znieczulenie i ból, który rozdzierał moje ciało zaczął powoli ustępować.
Widziałam jak Harry stoi przy drzwiach i rozmawia przez telefon. Kazałam mu powiadomić o tym fakcie mamę i chłopaków. Chciałam mieć pewność, że będą przy mnie, że będą przy nas gdy urodzę. Chciałam aby byli przy Harrym gdy….
Wiedziałam z jakim ryzykiem wiąże się ten poród. Mogłam urodzić Lennie i od razu umrzeć nawet jej nie zobaczywszy ale też mogłam urodzić ją i pożyć jeszcze kilka dni… Nie chciałam aby Harry został sam w takiej przykrej sytuacji.
- Jak się czujesz?- zapytał mnie chłopak gdy w końcu przyszedł do mnie. Nasze dłonie od razu się ze sobą skrzyżowały
- Jak na zbliżający się poród czuję się wyśmienicie- uśmiechnęłam się. Radość można było zeskrobywać mi z twarzy. To naprawdę niesamowite uczucie…. Dziecko które nosi się pod sercem tyle czasu w końcu spocznie na Twoim brzuszku….- Zadzwoniłeś do mamy i chłopaków?-
- Tak, mają tu być najpóźniej za godzinę- spojrzałam na zegarek. 16.00. Chłopakowi zaburczało w brzuchu
- Harry idź do stołówki i zjedz coś sycącego. Nie możesz mi paść.- powiedziałam
- Nie zostawię Ci tu samej-
- Mam powiedzieć mamie, że od kilku dni nie jadłeś nic treściwego? Chcesz aby poszła z tobą na stołówkę i nakarmiła synia?- zaśmiałam się
- Ty to wiesz jak mnie podejść..- chłopak leniwie podniósł się
- W końcu jestem Twoją żoną- pocałowałam go w usta i odprowadziłam go wzrokiem do samych drzwi. W końcu mogłam spokojnie płakać bez obawy o to, że on to zauważy.

Usłyszałem jej szloch. Bez wahania wszedłem do Sali w której leżała. Leżała i zanosiła się płaczem.
- Em! Dlaczego płaczesz? Boli Cię?- zapytałem obiegając do jej łóżka
- Niall!- przytuliła mnie mocno- Płaczę bo wiem co się stanie… Ja nie chcę go zostawiać…-
- Och Em…- poczułem łzy napływające do jej oczu- Ja wiem, że się boisz, nie chcesz go zostawiać…. Ja wiem o tym kochanie… Wiem dokładnie o tym…- tuliłem ja do swojej piersi zaczynając płakać. Nie wiedziałem co mogę jej powiedzieć, nie wiedziałem co mogę zrobić aby poczuła się lepiej. Wiedziałem, ze ona może w każdej chwili umrzeć ale nie dopuszczałem do siebie tej myśli.
- Em nie umrzesz, nie teraz. To jeszcze nie jest Twój czas….-
- Niall…- szlochała- Ja już jestem jedną nogą na tamtym świecie… To nieuniknione że umrę….-
- Nie możesz tak mówić!- spojrzałem na nią- Nie możesz się już poddać! Nie teraz! Spójrz, masz zaraz urodzić dziecko, masz mieć z Harrym swoje 5 minut! Nie możesz się poddać. Musisz żyć dla mnie, dla niego, dla Lennie…- powiedziałem ocierając jej łzy.
- Nie płacz Niall…. – uśmiechnęła się przez łzy- łzy do Ciebie nie pasują- otarłem twarz.
- Nie będę płakał jeśli Ty też nie będziesz- kiwnęła głową. Po chwili do Sali weszła reszta chłopaków, rodzice Harry’ego, Gemma i Rosie… Chociaż w taki sposób mogliśmy sprawić jej trochę radości… Mogliśmy z nią rozmawiać.

- (…) No dalej Emmo! No dalej!- krzyczał lekarz- Dasz radę. Jeszcze chwila a ujrzysz swoją córkę!- lekarz spojrzał na nas. Ledwo co się trzymałem… Emma krzyczała i mocno ściskała mnie za rękę. Starałem się jakoś ją zmobilizować ale nie wiedziałem co mam zrobić
- Już widać główkę! No Emmo! Jeszcze dwa razy i już po sprawie!- serce podskoczyło mi do góry. Na twarzy dziewczyny, prócz potu dało się zauważył łzy i uśmiech…. Podziwiałem ją za to, szczerze ją podziwiałem.
Po chwili rozległ się charakterystyczny dźwięk. Nasze dziecko zaczerpnęło pierwszy oddech i zaczęło żyć śród nas…
Dziewczyna odpadł na łóżko a ja schyliłem się by ją pocałować.
- Byłaś taka dzielna! Spisałaś się na medal!- pocałowałem ją w rękę. Otarłem pot z czoła i poprawiłem włosy. Po chwili na jej piersi spoczęła nasza córeczka…
Czy jest bardziej wzruszający moment w życiu każdego mężczyzny? Nie.. Nagle widzisz przed sobą swoje dziecko i nie wiesz czy jesteś bardziej wzruszony czy szczęśliwy.
- Lennie… Powiedz cześć do tatusia- powiedziała Emma do małej a ona spojrzała na mnie swoimi pięknymi niebieskimi oczami. Była tak bardzo podobna do mojej Em…
- Cześć Lennie..- schyliłem się wyciągając rękę. Mała od razu chwyciła mój palec i kurczowo trzymała swoją małą rączką
- Harry…. Jesteśmy rodziną. To nasza mała Lennie….- Em uśmiechnęła się do mnie a ja pocałowałem jej czoło
- Wiem Em, wiem. Kocham was całym sercem.-
- 10 punktów w skali Apgar, 49 cm, 3240 g. Urodzona 24 grudnia o 00.05- powiedział lekarz
- Harry dziś Wigilia, ona urodziła się w Wigilię- powiedziała ucieszona Em
- To nasz prezent na święta, najukochańszy prezent jaki dostaliśmy- popatrzeliśmy na córkę jeszcze chwilę i zabrano nam ją w celu wykonania reszty badań. Byliśmy najszczęśliwszymi ludźmi na świecie.

- No i jak? No i jak?- zapytała mnie mama gdy tylko opuściłem salę
- Dostała 10 punktów, 49 cm i waży 3240 g- powiedziałem dumny. Podeszła do mnie i ucałowała mnie- Z Em wszystko dobrze, dzielnie zniosła poród, teraz nie ma się najgorzej. Chyba może być tylko lepiej- uśmiechnąłem się.
- Jedźmy do domu, przyjedziemy rano.- powiedziała Gemma a wszyscy zgodzili się, niemal w migu opuściliśmy szpital. Jedyne o czym marzyłem to porządnie się wyspać i zjeść coś treściwego.

Obudziłem się około 15.00 Od razu pobiegłem pod prysznic chwytając czyste ubrania z szafy. W końcu dziś Wigilia więc trzeba wyglądać jak człowiek.
Uśmiechałem się do siebie na wspomnienie nocnych wydarzeń. Jestem ojcem, mam śliczną córkę i żonę, która czuje się niebywale dobrze po porodzie…
Szybki prysznic rozbudził mnie a mamy kawa jeszcze poprawiła efekt. Tak, spałem dziś u mamy co było wywołane chęcią zjedzenia treściwego śniadania.
- O! Synu! Dobrze się spało?- zapytała mnie mama gdy zszedłem na dół i usiadłem do stołu. Widać było, że od rana krzątała się po kuchni bo była cała ubrudzona mąką.
- Mamuś spało się niebywale dobrze- uśmiechnąłem się i zacząłem pochłaniać śniadanio- obiad.
- Jedziesz do Em?- zapytała mnie
- Tak, nie mogę nie pojechać. Chcę się zobaczyć z żoną i córką- na sam wydźwięk słów uśmiechnąłem się do siebie- No i nie będzie mnie dziś na kolacji-
- Jak to?-
- Chyba jej nie zostawię tam samej prawda?- zapytałem lekko nie rozumiejąc jej postawy
- No to… My przyjdziemy z kolacją do niej- kobieta klasnęła w dłonie i wróciła do kuchni.
Kilka minut po 16. przestąpiłem próg szpitala. Powitałem się z recepcjonistką i gnałem prosto do moich dziewczyn. W ręku trzymałem róże a uśmiech nie schodził mi z twarzy.
Czułem się naprawdę niesamowicie szczęśliwy i podekscytowany.
- Można?- zapytałem stanąwszy w drzwiach. Emma siedziała na łóżku i trzymała małą na rękach
- Właśnie ja nakarmiłam i teraz usnęła… Słodka nieprawdaż?- zapytała mnie a ja wziąłem małą i położyłem na łóżku. Kwiaty włożyłem do wazonu a następnie zdjąłem kurtkę. Podszedłem do mojej żony i pocałowałem ją w usta.
- Wesołych świąt kochanie- powiedziałem i podałem jej małe pudełeczko
- Harry nie musiałeś…- powiedziała patrząc na mnie spod byka- Ja dla Ciebie nic nie mam…- zrobiła się smutna
- Ja już dostałem prezent na święta- wzięłam moją córkę na ręce i spojrzałem na nią. Dziewczyna zaczęła rozpakowywać pudełeczko i po chwili wyciągnęła to co pragnąłem jej dać.
- Harry jest śliczny..- powiedziała i obejrzała medalion w kształcie serca
- Otwórz- powiedziałem uśmiechnięty. W środku widniało moje zdjęcie
- Kocham Cię- powiedziała i wystawiła buzię. Podszedłem i pocałowałem ją. Dziewczyna położyła się na łóżku i po chwili spała niczym nasza córeczka.


- Niespodzianka!- krzyknęła mama wraz z Gemmą. Po chwili za nimi wszedł Robin z siatkami a tuż za nimi… Zayn, Niall, Lou i Liam.
- Ale jak… co wy tu… Harry..- złapałam się włosy i zaczęłam płakać.- Powinniście być teraz w domu, przy swoich rodzinach a nie spędzać ten ważny wieczór w szpitalu…- rzekłam ciągle płacząc
- Kochana.. To Ty jesteś teraz naszą rodziną- powiedziała Ann na co chłopcy przytaknęli.
Ann wraz z Gemm zaczęły rozstawiać jedzenie na stole a chłopcy donieśli krzesła z innych sal. Byłam niebywale poruszona tym, że oni tak bardzo się dla mnie poświęcili. Tym bardziej byłam dumna z Niall’a bo wiem jak ważne są dla niego święta i spędzenie ich w domu rodzinnym do którego tak rzadko zagląda.
Harry stał z boku i ciągle patrzył na śpiącą Lennie.
- No dalej Harry. Weź Em to zrobię wam zdjęcie- powiedziała Gemm. Harold podszedł do mnie i pomógł mi wstać. Powolutku, powolutku ale w końcu doczłapałam się na koniec Sali. Po chwili staliśmy i wraz z nasza małą, piękną i słodką córką uśmiechaliśmy się do obiektywu.
- Wiesz, że to nasze pierwsze święta z córką?- zapytałam a on skinął głową. Szkoda, że pierwsze i ostatnie. Pomyślałam i zasiedliśmy do stołu.
- No to kochani, życzę wam wszystkim tu zebranym dużo zdrowia, szczęścia, pomyślności…- zaczęła Ann, jednak ja jej nie słuchałam. Wspomnienia z poprzednich świąt zaczęły napierać na mnie ze zdwojoną siłą. Ja Lucy, Cris i Jess, rodzina Lou i tyle cudownych słów. A dwa lata wcześniej? Ja, rodzice, dziewczynki i Patryk… Czy to nie wystarczający powód do smutku i zadumy?
Zdaje się, że Louisa również zebrało na wspomnienia bo siedział również nieobecny jak mało kiedy.
- Em…- Zayn szturchnął mnie a ja chwytając biały chlebek zaczęłam mówić:
- Dziękuję wam za to, że dane nam było spotkać się w takim gronie. Chcę wam wszystkim, każdemu z osoba podziękować za wszystko co dla mnie zrobił. To są moje najlepsze a zarazem najgorsze święta. Smutno tak siedzieć w szpitalu co? Zewsząd emanuje smutek… ale chyba nie w tej Sali. To właśnie tutaj zgromadzone sa osoby dla mnie najważniejsze. No może nie ma jeszcze tu Rosie i James’a ale kochani to wy przez cały okres choroby wspieraliście mnie. Jestem wam bardzo za to wdzięczna! Czego mogę wam życzyć? Przede wszystkim zdrowia bo to najważniejsze. Dużo miłości i wzajemnego zrozumienia, mało problemów i jak najwięcej sukcesów- spojrzałam na chłopaków- nie tylko w życiu zawodowym ale też w życiu prywatnym. Kocham was wszystkich bardzo mocno i proszę was o to….- wzięłam głęboki oddech- abyście na moim pogrzebie nie płakali…- każdy z zebranych skrzywił się a ja raptownie zamilkłam
- No to jedzmy bo będzie zimne- zaczęła Ann a wszyscy jak na rozkaz rzucili się na jedzenie. Mimo iż byliśmy w szpitalu dookoła nas panowała tak rodzinna atmosfera, że czułam się jak u siebie. Co chwilę wybuchaliśmy śmiechem z przytaczanych przez każdego z nas jakiś naszych przygód. Było co wspominać, z każdym z chłopaków łączyło mnie coś co powodowało, że na mojej twarzy pojawiał się uśmiech.
Około 20.00 przyszła pielęgniarka i zabrała małą do reszty noworodków. Pożegnałam się z nią czule, tak samo jak i każdy z chłopków, którzy zdążyli sobie zrobić z nią zdjęcie i ustawić na tapety w swoich telefonach.
Ile minęło czasu nim zostałam sama z Harrym? Nie mam pojęcia ale wiem, że było grubo po północy gdy położyłam się spać.
- Dobranoc Harry- powiedziałam układając się- Kocham Cię…- wyszeptałam leniwie ziewając
- Ja Ciebie również kocham Em…- pocałował moją dłoń- Śpij dobrze….- przymknęłam oczy zaciskając swoją rękę na jego
- Chcę Harry byś wiedział, że byłeś moją największą miłością. Proszę Cię, opiekuj się dobrze Lennie… Bądź odpowiedzialny za jej życie i nie bój się korzystać z pomocy przyjaciół…- wyszeptałam uraniając kilka łez
- Dlaczego się żegnasz? Przecież rano znów się zobaczymy…- powiedział chłopak drżącym głosem. Czułam, po prostu czułam, że rano nie będę mogła już z nim porozmawiać. Gdzieś w sercu budziła się we mnie ta cząstka, która wiedziała, że już umrę, która wiedziała, że koniec już blisko…
- Dobrze wiesz, że żegnam się z Tobą zawsze nim zasnę od kilku dni… Robię to bo boję się, że nie zdążę Ci powiedzieć, że Cie kocham….- powiedziałam a chłopak nie śmiał mi niczego odpowiedzieć. Po chwili zasnęłam.

Obudziłem się nad ranem nie do końca pewnym gdzie jestem i co tak na prawdę tu robie. Dopiero po chwili widząc Em leżącą na boku uspokoiłem się i spojrzałem na zegar, 7.30. Przespaliśmy całą noc…..
Dotknąłem jej ciała…. Było chłodne. Dłonie zaczęły mi się trząść a do oczy napłynęły mi łzy. Nie… To nie może być prawda, ona nie mogła…
- Em…- ruszyłem dziewczyną a ona nie zareagowała na mój dotyk- Em obudź się!- zaszlochałem przerażony- Em powiedz mi, że ciągle tu jesteś i nie odeszłaś…- poruszyłem ją mocno
- Harry daj mi spać…- wyszeptała a z serca spadł mi ciężar- Jesteś bezlitosny- odwróciła się z grymasem na twarzy.
- Wiesz jak się wystraszyłem? Kochanie…- pocałowałem ją w usta- Musze się napić kawy, chcesz coś do picia?- zapytałem wstając i biorąc portfel ze stołu
- Herbatę- powiedziała przecierając oczy- Wredoto- pokazała mi język
- Za to mnie kochasz- uśmiechnąłem się
- Wiem…- posłała mi buziaka w powietrzu i wyszedłem z Sali.
Na korytarzu spotkałem lekarza, który życzył mi wesołych świąt. Wypytał mnie o stan Emmy i inne rzeczy. Gdy w końcu się od niego uwolniłem było około 8.10 Zjechałem windą na dół prosto do bufetu w którym zakupiłem moją kawę i Emmy herbatę.
Zadowolony z tego, że moja Em ciągle przy mnie jest wróciłem na górę. Lekarze akurat mieli obchód więc zaraz powinni zajrzeć i do mojej ukochanej.

Gdy wszedłem do Sali Em leżała z zamkniętymi oczami.
- Em Twoja herbatka…- powiedziałem wesoły jak mało kiedy.- Em wstawaj no…- powiedziałem i odłożyłem napoje na stół. Spojrzałem na dziewczynę… Ona to ma sen… Zaśmiałem się… Zaraz… Coś było nie tak…. Ona nie była taka blada gdy wychodziłem.
Moje serce znów zaczęło mocniej bić. Podszedłem do niej i dotknąłem ją..
- Em.. Em obudź się to nie jest zabawne…- szturchnąłem ją a ona ani drgnęła. – No Em!- łzy stanęły mi w oczach, to już nie była zabawa, to działo się naprawdę.- Em obudź się!- wrzasnąłem a w drzwiach pojawił się lekarz. Widząc moją minę od razu do nas podbiegł i odsunął mnie na bok
- Emmo? Emmo słyszysz mnie?- zapytał dotykając jej pulsu. Wyjął swoja latareczkę i poświecił jej po oczach. Po chwili wybiegł z Sali.
Przecież to nie może być prawda! Ona nie mogła odejść, nie teraz gdy przyniosłem jej herbatę, nie teraz gdy tak jej potrzebowałem, nie po tym co przeszliśmy!
- Em!- podszedłem do niej i wziąłem jej bezwładne ciało w ramiona- Em to nie tak miało być, nie miałaś teraz odejść… Em… Proszę wróć do mnie, wróć do nas…- łzy sączyły się obficie z moich oczu. Usłyszałem lekarza więc położyłem jej głowę na poduszce i odsunąłem się. Chwilę badali jej czynności życiowe po czym jej lekarz odwrócił się i łapiąc mnie za rękę wypowiedział krótkie i znamienne słowa:
- Tak bardzo mi przykro Panie Styles. Pańska małżonka odeszła z tego świata.
 Chwilę bo Magda płacze...
Och jaka ja wredna bicz jestem! Kurde... Nie sądziłam, ze to się aż tak tragicznie zakończy!
Słoneczka moje nie hejtucie mnie teraz za to :)
Rozdział jest, oczywiście według mnie, nie jest wcale taki smutny... No końcówka może i tak ale tak to sam w sobie nie, prawda?
Na prawdę sama jestem sobą zdziwiona. Och. koniec tych przyjemności.
Jak wiecie wśród was, wśród nas są ludzie, którym nie podoba się to co robię. Wiecie, że były brzydkie słowa no i pewnego razu powiedziałam, że usuwam bloga. 
Nie zrobię tego chociażby dlatego, że uświadomiłyście mi, że nie warto uginać się pod presją czyiś słów:)
Blogi zostają ale chyba będę potrzebowała małej przerwy bo ilość napisanych przeze mnie słów w ostatnich dniach nie przekracza 100. Nie mam weny, pomysłów no ale tak się zdarza:D
Te z was, które sądzą, że opowiadanie się na tym momencie kończy są w błędzie! Przed wami jeszcze 3 rozdziały, które będę dodawać codziennie do samej soboty :)
Przykre no ale wszystko musi mieć swój koniec :)
Jak wam mijają dni? Jedynym pocieszeniem jest to, że jutro jedziemy na wycieczkę więc nie mamy zajęć no a piątkowy luz już daje mi się we znaki :D
Zaraz pojawi się rozdział na drugim blogu także ogarniam wszystko ( póki co!)
Życzę miłego wieczoru, Magda
A no i jest taka akcja na TT wysyłanie sobie kartek świątecznych to może my wyślemy do siebie co? 
Zainteresowani pisać tu: enjoy17@wp.pl

7 komentarzy:

  1. Aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa!!!!!!!!!!!!!!!
    Chwila, teraz Rose płacze ;(
    No ja po prostu nie wierzę!
    Ona nie żyje?
    Nie no bez jaj :(
    Przygotowywałam się na to od pewnego czasu że Emm pewnie umrze, ale i tak to do mnie nie dociera.
    Już nawet pominę fakt że muszę odrobić na jutro lekcje itp. itd. a siedzę na Twoim blogu i ryczę.
    To po prostu jest tak dobre, że nie sposób nie beczeć ;_;
    To wszystko tak pięknie opisałaś.... te święta..
    Ty chyba masz talent do opisywania uroczystości rodzinnych bo jak ostatnio opisywałaś Święta to też wyszło Ci tak, że się otrząsnąć nie mogłam :P
    Tak bardzo mi smutno że Emm odeszła :(
    Jednak cieszę się, że urodziła Lennie. To takie wzruszające...
    Jesteś świetna.
    Jak pomyślę ile nam tutaj już przekazałaś to płaczę jeszcze bardziej ;(
    Podziwiam Cie, że umiesz wszystko tak pięknie opisać.

    Pozdrawiam, ściskam i całuję! ;3
    http://blue-batterfly-one-direction.blogspot.com/ :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Nienienie! :(
    I po co ci było ją zabijać? :(
    No ale jeszcze 3 rozdziały, więc liczę na jakiś nagły zwrot akcji i że Harry ułoży sobie z kimś życie i będzie szczęśliwy...

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie!!! Jak mogłaś ją uśmiercać?! Weź zrób jakiś cud czy co. Błagaaaam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To ja się podpisuje no bo jak można zakończyć życie Em, gdy w końcu jest szczęśliwa, po tym wszystkim co przeszła? Na ale to twój blog:(

      Usuń
  4. no nie mogę.. najnormalniej w świecie beczę .. ;( tak strasznie mi przykro, że ten blog już się kończy. nawet nie zdajesz sobie sprawy z tego, jak bardzo będę za nim tęsknić . :'( <3

    OdpowiedzUsuń
  5. Wiesz co jest najbardziej zabawne? To, ze w chwili przeczytania ostatniego zdania tak naprawdę oprócz Emmy umarlysmy my - Twoje czytelniczki. No bo chyba większość z nas identyfikowala się z Emma :) I tym sposobem przeżywam te smierć podwójnie...
    I szczerze? Do końca miałam nadzieje ze stanie się cud. Ze Emma wyzdrowieje. Naprawdę nie spodziewałam się ze ja zabijesz...
    Ale mimo wszystko: dziękuje. Czytanie Twojego bloga sprawia mi nie lada przyjemność!

    Całuje, Lu

    OdpowiedzUsuń
  6. Emily czyta rozdział o pierwszej w nocy i co robi? Oczywiścid beczy, nie moglo byc inaczej, nie wytrzymalam. Rozdzial to po prostu dzieło sztuki, coś niesamowitego. Doskonale wiedzialam.na co Cię stać, ale po tyn rozdziale jestem pewna ze nie jeden znany pisarz nie sięga Ci do pięt! A co gorsza ja nie sięgam Ci do pięt :p Kochanie nawet nie wiesz z jakim uśmiechem czytałam słowa Emmy po przdbudzeniu, mialam nadzieję, ze Harry przyniesie tą herbatę i wypiją ją razem. To był na prawde cudowny fragment. Em kilkanaście mimut przed śmiercią potrafila nazwac męza wredotą, niesamowite. Madziu nawet nie wiesz jaki ogromny mam do Ciebie szacunek i moim marzeniem jest mocno Cię uściakac. Wiedz ze zawsze mozesz na mnie liczyc. Po tych kilku miesiącach spędzonych razem moge Ci powiedziec jak bardzo Cię kocham za to co dla nas zrobilas.
    Trzymaj się cieplo misiu.
    Emily <3

    OdpowiedzUsuń