. – Coś Ty najlepszego zrobił?!- Gemma rzuciła się na mnie
już od progu- Wiesz coś narobił?!-
- Poczekaj, powoli. O co chodzi?- zapytałem spokojnie
doskonale wiedząc co ma na myśli. Postawiłem na podłodze siatki z zakupami i
zacząłem się rozbierać
- Jak o co mi chodzi?! Ty chyba kpisz sobie ze mnie
tak?!- oczy o mało nie wyszły jej z
oczodołów
- Chodzi Ci o ten krótki wywiad przed sklepem?- dalej ją
drażniłem idąc powoli do kuchni. Po chwili układałem już rzeczy w lodówce
- Tak o to właśnie mi chodzi. I jak możesz być taki
spokojny? No jak Harry?-
- Ale czemu Ty się tak denerwujesz? Przecież powiedziałem im
tylko o dwóch rzeczach. Nic więcej. Nie wiem o co robisz tyle krzyku….-
- Co Ty robisz ze swoim życiem Harry? Spójrz na siebie,
cofasz się wstecz. Spędzasz godziny patrząc się na jej zdjęcia- otworzyła
szafkę i wyjęła kosz na śmieci- Pijesz Harry! Jak możesz!- jej mina była
przepełniona troską o moje życie i zdrowie. Poczułem narastającą we mnie
złość.. Co nie zrobię to wszystko źle. Chcę jechać do niej- źle. Siedzę w domu-
źle. Nie mówię nic- źle. Mówie- źle. Cholery można dostać!- Gdyby tylko Em tu
była…- zaczęła siostra
- Ale jej tu nie ma więc o niej nie mów! Nie po to tutaj
przyjechałaś aby mi teraz prawić jakieś nauki moralne. To jest moje życie i to
moja sprawa co z tym robię! Emma tu wróci i wszystko będzie dobrze…- krzyknąłem
- Harry ona umiera! Nie rozumiesz tego?! Z każdym dniem jest
coraz bliżej swojego groby a Ty zamiast siedzieć z nią i ją wspierać wolisz
zaszyć się w swoich ścianach!- dziewczyna wybuchła złością nie mogąc znieść
mojego ,, niedojrzałego” zachowania.
Poczułem jakby ktoś wylał na moją głowę wiadro lodowatej
wody. Pierwszy raz, od momentu w którym Emma trafiła do szpitala, ktoś nie bał
się i uświadomił mi, że z każdym dniem ona zbliża się do tego ostatecznego
dnia. To było jak najmocniejszy policzek w twarz.
- Harry ja… jejku przepraszam.- dziewczyna chwyciła się za
twarz jakby chcąc nie powiedzieć więcej nic złego- To wszystko przez te butelki
i Twój lekceważący ton. Ciągły stres już daje o sobie znać a ja..-
- Daj spokój. Masz rację. Tutaj nie ma i ni będzie cudu. Ona
umrze, i to całkiem za niedługo- powiedziałem i szybkim krokiem skierowałem się
do naszej sypialni
- Harry!- usłyszałem za sobą ale nie miałem ochoty jej
słuchać. Musiałem chwilę pobyć sam.
Doktor od kilku minut przyglądał się mojemu wynikowi badań.
Przeglądał kartki, dzwonił gdzieś, sięgał do książki i ponownie dzwonił. Mówił
językiem całkiem dla mnie niezrozumiałym więc próba podsłuchania rozmowy lub
choćby podchwycenie jej wątku szła na marne. Siedziałam i głaskałam swój brzuch
gdy nagle zadzwonił Harry.
- Proszę śmiało odebrać.- powiedział lekarz nie odrywając
wzroku znad białych kartek.
* rozmowa*
- Tak?- zapytałam lekko drżącym głosem
- Cześć kochanie…- usłyszałam jego cudowny, ciepły głos- Jak
się dziś czujesz?-
- Jakby z dnia na dzień coraz lepiej- skrzywiłam się- Wydaje
mi się, że trochę sił mi przybyło więc może pójdziemy na spacer dookoła
szpitala jak w końcu mnie odwiedzisz- usłyszałam jego lekki szloch. Czyżby on
płakał?- Wszystko w porządku?-
- Tak Em, tak. Siedzę i oglądam naszej zdjęcia i tak jakoś
wszystko napędziło machinę wspomnień. Oczywiście, że pójdziemy. Jutro rano
przyjadę do Ciebie i cóż dużo mówić, od rana do samego wieczora jestem Twój-
uśmiechnęłam się na samą myśl spędzenia z nim całego dnia- Gemma jest u nas i
próbuje jakoś mnie podnieść na duchu ale coś jej to nie wychodzi.- chłopak
zaśmiał się nerwowo. Kłamał.- No a poza tym byłem na zakupach i ona posprzątała
u nas. Kazała mi się doprowadzić do porządku i oto jestem- niczym młody bóg!-
zaśmialiśmy się oboje. Gdzieś w głębi serca poczułam ulgę, która wydawała się
sprawczynią uśmiechu na twarzy
- A jak chłopaki?- zapytałam spoglądając na lekarzy
szepczących obok mnie. Mieli niewesołe miny….- Wszystko dobrze? A jak praca?-
- Praca jak praca. Mimo iż wiele jej nie ma fanki potrafią
wycisnąć z nas ostatnie krople potu. Wiesz Em chciałem Cię o coś spytać…-
zaczął Harry a ja go już nie słuchałam lekarz machał na mnie ręką więc musiałam
kończyć
- Harry zadzwonię do ciebie za niedługo dobrze?- zapytałam i
nie czekając na odpowiedzieć rozłączyłam się
- No to już wiemy moja droga co tam się dzieje- oznajmił
ten, którego nie znałam- A tak w ogóle nazywam się Jack, Jack Sebold.- podał mi
dłoń
- Wszystko dobrze? Panowie nie wyglądają na zadowolonych…-
- Jakbyś się podjęła chemioterapii mielibyśmy znacznie
weselsze miny ale tak to o…- czyli zaczynało być nie za dobrze- W węzłach
chłonnych pojawiły się drobne zmiany tzw. Przeżuty, które świadczą o tym, że
Pani organizm się poddaje. Nie ma siły walczyć z tą chorobą- wyjaśnił dr.
Sebold- Możemy je wyciąć ale…-
- Ale jaki jest tego sens?- zapytał lekko wytrącona z
równowagi- Przecież i tak umrę a poza tym dla mnie nie ma już ratunku. Sam Pan
powiedział, że mój organizm się poddaje.-
- Zawsze możesz podjąć się chemioterapii- wyjaśnił mój
lekarz- jeszcze nie jest za późno-
- Wydaje mi się, że wyjaśniliśmy sobie tę kwestię Panie
Doktorze- spojrzałam na niego spod byka
- W takim razie mamy związane ręce. Nie chcesz się na nic
zgodzić, naprawdę chcesz umrzeć?!- młodszy z lekarzy najwyraźniej mnie nie
rozumiał
- Pozwoli Pan, że tę kwestię zatrzymam tylko i wyłącznie dla
siebie.- odrzekłam spokojnie.- Jest coś jeszcze o czym powinnam wiedzieć?-
zapytałam czując, że za chwilę zostanę wyprowadzona przez nich z równowagi
- Z dzieckiem wszystko dobrze. No i…- spojrzeli na siebie-
Nie wykluczamy tego, że będziemy chcieli wywołać nieco wcześniej poród. Jeśli
rak będzie się tak szybko rozprzestrzeniał i pozbawiał Cię w takim szybkim
tempie siły…. Nie będziesz mogła sama urodzić. Wiemy, że zawsze pozostaje
cesarskie cięcie ale nie chcemy tego zostawiać na ostatnią chwilę.- kiwnęłam
głową na znak zrozumienia- Ponadto musisz liczyć się z ryzykiem śmierci po
samodzielnym porodzie….- moje serce skurczyło się mocno kilka razy
- Co to ma znaczyć?- zapytałam łapiąc się za serce, które
coraz szybciej pompowało krew
- Możesz nie zobaczyć swojego dziecka, umrzesz na skutek
wycieńczenia.- zrobiło mi się ciemno przed oczami
- Emmo!- usłyszałam nim wszystko znikło mi sprzed oczu.
* Następnego dnia rano*
Do Sali wszedł uśmiechnięty od ucha do ucha Harry. W ręku
trzymał bukiet herbacianych róż i teczkę.
- Chodź tu chodź tu szybko!- machałam w jego kierunku
rękoma. Gdy podszedł rzuciłam się mu na szyję i zaczęłam składać delikatne
pocałunki- Ale się stęskniłam za Tobą no!- uśmiechnęłam się.- Tylko wszedłeś i
od razu wrócił mi humor- pocałował mnie czule- A tego to mi brakowało
najbardziej.- rozmarzyłam się.
- Naprawdę?- zrobił śmieszną minę. Pokiwałam głową- Róże dla
mojej kobiety- wstawił je do stojącego na stole wazonu
- Dziękuję- szepnęłam chcąc sięgnąć po kubek z wodą
- No nie możesz poczekać?- brunet podszedł do mnie i podał
mi ów kubek- Nic a nic się nie zmieniłaś….- wybuchliśmy śmiechem.
- No to co chciałeś mi wczoraj powiedzieć?- zapytałam
przypomniawszy sobie naszą wczorajsza rozmowę
- Ymmm… No właśnie.- chwycił teczkę i położył się obok mnie-
Pamiętasz, że mieliśmy się pobrać?- zapytał
- Harry ale…- zaczęłam
- Poczekaj. Wiem, że była u Ciebie Rosie i wybrałyście
suknię. Wiem o tym bo sam ją o to porosiłem…- skrzywił się a mi zaczęło się
wszystko nagle układać w głowie- No i wczoraj byłem z chłopakami i Gemmą po
garnitur. Nie myśl Em, że ja zrezygnuję z Ciebie i z tego małżeństwa. Nie ma
mowy. Chcę się z Tobą ożenić i dlatego przyniosłem to.- otworzył teczkę i moim
oczom ukazało się wiele ulotek domów weselnych.
- Harry chyba nie sadzisz, że mnie wypuszczą stąd ot tak
sobie.- powiedziałam myśląc, że chłopak oszalał ze szczęścia
- No właśnie dlatego tu jestem i pójdę do Twojego lekarza by
wszystko załatwić- uśmiechnął się- Zgadzasz się na cos takiego?- zapytał
- Oczywiście głuptasie- pocałowałam jego dłoń- Tylko kiedy?-
- Jak najwcześniej. Chciałbym aby to była ta sobota lub
niedziela…- wyszeptał
- Co?! To już za…- skoro dziś jest czwartek to już za…- to
za dwa lub trzy dni!- spojrzałam na niego- Przecież to się nam nie uda…-
- Nie ma rzeczy niemożliwych skarbie- podniósł się- Idę
teraz do Twojego lekarza by wszystko z nim załatwić a Ty, jak możesz i masz
siłę, przejrzyj tę makulaturę.- kiwnęłam głową, dostałam buziaka i zabrałam się
za przeglądanie tego.
Nie wierzyłam w to, że za kilka dni miałam stać się Panią
Style’s.
Uff…. To co najgorsze to chyba już za mną- pomyślałem
opuszczając jej salę- Zgodziła się a więc połowa sukcesu za mną. Oby tylko
lekarz był przychylny mojemu pomysłowi…
- O witam Pana Panie Styles!- doktor podał mi rękę. Czułem
się całkowicie swobodnie w jego gabinecie….- Przyszedł Pan porozmawiać o stanie
Pańskiej narzeczonej?- zapytał szukając jej karty
- Właściwie tak, chociaż nie do końca- powiedziałem
- Nie do końca? Co mam przez to rozumieć?- zaprzestał
szperania w dokumentach
- Jak Pan sam wie jesteśmy zaręczeni i cóż… Chcemy się
pobrać jak najszybciej, wie Pan nim ona…- to słowo nie chciało przejść mi przez
gardło. Lekarz kiwnął głową- Dlatego przyszedłem się spytać czy Emma mogłaby
opuścić na kilka godzin szpital.-
- Wykluczone. Jest za słaba.- oznajmił tonem nie znoszącym
sprzeciwu
- Ale jak to? Przecież ona mówi, że dobrze się czuje, że
jest w miarę stabilna i ma coraz więcej siły…-
- Wierzy Pan w to? Ona kłamie. Jej wyniki są drastyczne!
Wczoraj nam zemdlała. Może to i prawda, że ma więcej sił niż kilka dni temu ale
to nie zmieni tego, że w jej ciele zaczęły pojawiać się przeżuty- ścięło mnie z
nóg. Zapewne gdybym stał, upadłbym na ten jego czerwony dywan..
- Jak to przeżuty?- zapytałem nie do końca rozumiejąc
- Jej organizm nie ma już siły aby walczyć i w węzłach
chłonnych zaczęły pojawiać się drobne zmiany. To jest normalnie Panie Harry.-
spuściłem głowę w dół. – Musi Pan przyswoić tę myśl, że ona może umrzeć w
każdej chwili…- powiedział spokojnie jakby go w ogóle to nie ruszało.
Spojrzałem na niego
- Dlatego właśnie chcę się z nią pobrać, nim będzie za
późno. Chcę by nasze dziecko miało chociaż prawdziwego ojca…- rzekłem czując w
oczach łzy- Proszę nam pozwolić.. Tutaj chcemy się pobrać w tej katedrze obok
szpitala…. Jest Pan zaproszony. Niech Pan weźmie kilku ratowników, nie wiem
lekarzy i jak coś by się działo zabierzecie ją. Proszę.-
- Kiedy i gdzie?- zapytał łagodnie się uśmiechając
- Naprawdę?- zapytałem a mój poziom szczęścia podniósł się raptownie
do góry. Lekarz kiwnął głową- Kiedy i gdzie? Powiem Panu za kilka godzin tylko
musimy wszystko załatwić. Dziękuję!- krzyknąłem i najszybciej jak potrafiłem
opuściłem jego gabinet. Wbiegłem do jej Sali, z uśmiechem na twarzy ale jej tam
nie było.
- Em?- zapytałem ale odpowiedziała mi tylko pustka
I znów to samo. Tylko tym razem zwrot całego śniadania.
Usłyszałam przestraszony głos Hazzy ale nie miałam siły by się odezwać.
Przemyłam twarz i pochyliłam się nad umywalką. Czułam się gorzej niż kilka dni
temu. Dlaczego akurat teraz?
- Em?!- chłopak zaczynał powoli wpadać w szał. Cielątko
niech zauważy że jest tutaj też łazienka….- EM?- zajrzał do toalety. Spojrzałam
na niego pośpiesznie spuszczając wodę w sedesie- Wszystko dobrze?- złapał mnie
za rękę i odprowadził na łóżko
- Mam przeżuty.- powiedziałam przykrywając się kołdrą.-
Powiedzieli mi wczoraj. Dlatego chcesz tego ślubu tak?- zapytałam z oczami
pełnymi łez
- Nie Em. Chcę tego ślubu bo Cię kocham, chcę tego bo chcę
by nasz maluszek miał pełną rodzinę, chcę tego bo tak miało być- przytulił mnie
- Mogę nie przeżyć porodu- przełknęłam ślinę- Prawdopodobnie
będą chcieli go w jakiś sposób wcześniej wywołać abym mogła sama urodzić. W
ostateczności zrobią cesarkę.- spojrzałam na niego. Nie był tym samym chłopakiem
którego poznałam dawno temu. Strasznie schudł, zbladł, oczy… Oczy, z których
niegdyś mogłam wyczytać wszystkie emocje nim rządzące znikły za bladą poświatą
łez.- Nie płacz. Będzie dobrze- załapałam go za rękę
- Ale Em… Chcę abyś wiedziała, że…-
- Ciii…. Nie żegnaj się jeszcze ze mną. Jeszcze tu jestem.
Zgodził się?- zmieniłam raptownie temat. Kiwnął głową- No to czas załatwić
miejsce a następnie powiadomić gości- uśmiechnęłam się i otarłszy mu łzy
przeszliśmy do sedna sprawy- ślubu.
Po około dwugodzinnym buszowaniu w ulotkach mieliśmy
wszystko załatwione. Kościół, miejsce, menu, fotografa…. Nie wiedziałam, że to
wszystko można było tak szybko załatwić. Sobota, 16.00 kościół Westminsterski-
to właśnie tego dnia miało się odmienić nasze życie…
Około 13.00 przyszedł lekarz i Harry poinformował go co do
miejsca i czasu naszego ślubu. Zeszliśmy na dół do stołówki i zjedliśmy smaczny
jak na szpitalne jedzenie obiad. Potem przyszedł czas na dzwonienie do gości.
Harry załatwiał tych ze swojej strony a ja tych ze swojej. Właściwie musiałam
zaprosić tylko Crisa i Jess… Tak to nie miałam nikogo….
* rozmowa*
- Cześć Cris!- powitałam chłopaka z którym już tak długo się
nie widziałam
- Emma?!- zapytał z niedowierzaniem- Miło, że jednak
pamiętasz o swojej rodzinie. Mów co u Ciebie!-
- Właściwie to dzwonię by poinformować zarówno Ciebie jak i
Jess, że wychodzę za mąż- wyjaśniłam będąc dumna, że w końcu mogę wypowiedzieć
głośno te słowa
- Co?!- krzyknęli niemal jednocześnie- Jak to za mąż?!-
pisnęła Jess. Czyli byłam na głośnomówiącym…- Kiedy? Gdzie?-
- Niespodzianka co? W sobotę o 16.00 w kościele
Westminsterskim. Chciałabym abyście przyjechali. Będziecie mogli?- zapytałam
pełna nadziei
- Jasne siostra! My nie
moglibyśmy przegapić takiej okazji! Dlaczego dzwonisz dopiero teraz?-
- Bo ustaliliśmy to zaledwie kilka godzin temu- uśmiechnęłam
się sama do siebie. To naprawdę było zwariowane.
- Jesteś w ciąży?- zapytała Jess
- A i tak, jestem- powiedziałam dumnie
- To wszystko jasne.- zaśmiała się- Skoro decydujecie się na
ślub to albo ciąża albo umierasz..- usłyszałam ich śmiech ale mi jakoś nie było
do śmiechu…
- To też Jess… wiem, że was nie poinformowałam ale jestem
chora na białaczkę- wypaliłam
- Co?!- krzyknął Cris- Jak to?!- zapytał wściekle.
Opowiedziałam im wszystko, z każdym najdrobniejszym szczegółem… Słyszałam
szloch Jess… Było mi głupio, że dopiero teraz ich o tym informuję….- Przecież
wiesz, że możesz nam o wszystkim mówić- powiedziała dziewczyna z żalem
- Wiem Jess ale… Ale to było takie zamieszanie, że naprawdę,
nie pomyślałam wtedy o tym.-
- Dobrze, że chociaż teraz nam o tym mówisz…- powiedział
Cris. Porozmawialiśmy jeszcze trochę dosłownie o niczym i w końcu
stwierdziliśmy, ze będzie więcej czasu w sobotę. Rozłączyłam się i spojrzałam
na Harolda.
- Miał być mały ślub a nagle zrobiło się około 60 osób..-
- Harry…- spojrzałam na niego- Skoro to mają być nasze
ostatnie chwile to zróbmy ślub z hukiem.- spojrzałam na niego widząc już
nagłówki w gazetach: ,, Najmłodszy członek One Direction okazał się najbardziej
dojrzały. Już w sobotę bierze ślub!’’
- Naprawdę tego chcesz?- zapytał- Wiesz, ze to będzie
naprawdę niezły huk-
- Tak, chcę tego Harry- uśmiechnęłam się nie mogąc doczekać
się już soboty.
-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Hej! Zgodnie z obietnicą dodaję dzisiaj kolejny rozdział bo spisałyście sie na medal!
Odnośnie tego usunięcia bloga to nic nie jest pewne.
Jest mi przykro, że takie osoby są w moim środowisku ale nic nie poradzę na to prawda?
A teraz spadam robić ciasto! Odezwę się potem! :)
Aaaa! I jest nowy rozdział! <3
OdpowiedzUsuńOkej, prosiłam już wszędzie gdzie to możliwe, żebyś nie usuwała bloga więc już nie będę taka natarczywa! :)
Świetny rozdział jak zawsze! Uwielbiam twój styl pisania! Ma coś w sobie... że nie mogę ominąć ani jednego rozdziału :)
Malik na koniec. WOHOHO! :)
+ podobnie jak bohaterka nie mogę się doczekać soboty! :D
+ u mnie nowy rozdział. zapraszam :)
http://secretlifevictorie.blogspot.com/
Kochana.
OdpowiedzUsuńNie zwracaj uwagi na takie komentarze, jakie pokazałaś nam pod ostatnim rozdziałem. To są po prostu zazdrośnice, które próbują dowartościować się jazdą po innych. Nikt nie jest idealny i ja to oczywiście wiem, bo po mnie też lubią pohejtować. Ale żyję, trzymam się, bo wiem, że zawsze w tym tłumie znajdzie się choćby garstka ludzi , która przy mnie będzie. Będzie mnie wspierać i pomagać. Będzie trwać ze mną w radości i smutku. Będzie wyciągać mnie z przepaści kiedy ja w nią wpadnę. Pisz kochanie. Pisz choćby dla mnie. Wiedz, że jestem przy Tobie. Bez względu na wszystko możesz na mnie liczyć. I wiem, że może nie jestem godnym wzorem do naśladowania, bo często sama się poddaję. Często nie mam siły i często po prostu załamuję ręce. Ale pomimo wszystkiego jestem. Może nie trzymam się jakoś zaskakująco dobrze, ale byłam, jestem, będę. A ty Kochana masz za zadanie pokazać mi , że bez względu na wszystko będzie silna. Że potrafisz udowodnić mi swoją odwagę. Że jesteś najlepsza na świecie i właśnie tak wielka za jaką ja Cię uważam. Trzymaj się ciepło ;33
ONA NIE MOŻE UMRZEĆ!!! ;.; ;.; ;.; ;.; ;.;
OdpowiedzUsuń' ' ' ' ' ' ' ' ' '
' ' ' ' ' ' ' ' ' '
Fantastycznie że wstawiłaś rozdział jeszcze dziś ^^
Suuuupeeer!
Pozdrowionka xx
Ale masz obrońców...
OdpowiedzUsuńNo popatrz popatrz... Kto by się spodziewał, że nasza Madzia znajdzie się w czołówce pożądanych badziewi z netu...
Omiotłaś ich sobie wokół palca... ładnie, moja szkoła!
Może i mogłabym przestać to pisać ale po co? To takie urocze gdy widzisz jak ktoś upada pod presją Twoich słów... Och... Karmie się Twoim strachem :D
Szczerze Ci powiem, że zaskoczyłaś mnie. Może zmieniałaś się od naszego ostatniego spotkania? Kto to wie....
Jedyne czego mogę Ci pogratulować, to to, że ustawiłaś sobie te dziewuchy.
Ale to nie zmienia faktu, że nie umiesz pisać. Niestety nie podam wam adresu mojego bloga bo wiem, że zrobiłybyście mi to samo co ja robię tu a tego chcę uniknąć.
Także Magdo do ziemniaków!
To już jest wręcz śmieszne.
UsuńNikogo sobie nie owinęła wokół palca. Bronimy jej z własnej woli, moja droga.
Nie, my nie jesteśmy Tobą. Podałabyś nam adres bloga tylko po to byśmy się mogły się przekonać czy faktycznie lepiej piszesz. Nie robiłybyśmy takiej dziecinady w Twoich komentarzach jak Ty Madzi. :)
Och, a może nie podasz, bo sama się boisz? Może Ty nie masz tylu wielbicieli co nasza Madzia? Może to faktycznie jest ta zazdrość o której wspominałam w poprzednim komentarzu?
No, ale cóż. Nie znamy się i nie mam prawa Cię oceniać jednak to co piszesz jest wręcz już chore. Nie tyle co obrzydliwe i obrażające, ale chore.
I jeżeli chciałabyś wiedzieć nikt nie upada pod presją Twoich słów. Nie masz jak karmić się strachem. Nikt cię nie boi.
Do ziemniaków? Nie stać Cię na nic innego?
Zobaczymy, kto tu do ziemniaków pójdzie, zobaczymy.
Pozdrawiam Cię, miły anonimku. :)
Śmiać mi się chce z Twojego komentarza, wiesz? Całkowicie się z Tobą zgadzam Vicky :)
UsuńPoza tym to tchórz z Ciebie i tyle! Obrażasz Madzię, ale tylko dlatego, że z anonima piszesz! Nie masz odwagi napisać ze twojego konta? Tak to sobie każdy może!
A kto wie, może Ty sama nie prowadzisz żadnego bloga, zmyśliłaś to i to jest powód dla którego nie podajesz nam do niego adresu. Pokaż chociaż trochę klasy, podaj link do twojego bloga, a ja z miłą chęcią go poczytam. Naprawdę jestem ciekawa czy rzeczywiście jesteś taka "świetna", bo jakoś na słowo Ci nie wierzę.
Piszesz, że "Niestety nie podam wam adresu mojego bloga bo wiem, że zrobiłybyście mi to samo co ja robię tu a tego chcę uniknąć." - to dlaczego to robisz? Jak Ty byś się czuła gdyby ktoś wypisywał takie komentarze na Twoim blogu? Trzeba być naprawdę wrednym człowiekiem. W szczególności, że sama pewnie wiesz jak dużo pracy wkłada się w pisanie opowiadania i jak strasznie można się czuć gdy ktoś tak po prostu zjedzie twoją ciężką pracę. Nawet takie pojedyncze komentarze załamują człowieka. Dlatego naprawdę Cię nie rozumiem. Po co Ci to? Rozumiem, że może rzeczywiście nie podoba Ci się to opowiadanie, ale w takim razie nie wchodź tu i nie czytaj. Nikt Cię nie zmusza.
Ja uwielbiam tego bloga, tą historię i jestem pewna, że masz Madziu pełno oddanych czytelniczek, które wchodzą tu po prostu, bo im się ten blog podoba. A nie jak to stwierdził nasz anonimek, że "Omiotłaś ich sobie wokół palca". Bo to naprawdę nie ma sensu. Pamiętaj, że Cię kochamy i z chęcią będziemy dalej czytać tego bloga i jeśli zaczniesz pisać kolejny to również :) Dlatego nie przestawaj pisać jeśli naprawdę to lubisz. Chcesz to zrobić przez jakiś głupi komentarz? My Cię ZAWSZE będziemy wspierać, więc się nie przejmuj :D
Rozdział świetny:) Nie daj sobie wleźć na głowę nie słuchaj tych osób które wypisują te bzdury, masz talent i osoby które go uwielbiają( i ja też się wliczam) pisz , ale nie usuwaj bo zranisz swoich fanów a te osoby które cię obrażają poczują że zwyciężyły nad tobą.
OdpowiedzUsuń