niedziela, 10 czerwca 2012

Rozdział 46

Wprowadzenie w świąteczną atmosferę. Koniecznie przesłuchaj!

Wigilia. Jedyny dzień w roku w którym można uniknąć wszelkich sporów i zakopać urazę do innych ludzi. Jest to czas pojednania, czas fałszywych uśmiechów i tłumaczenia się babci z tego, że zjadło się już wystarczająco dużo.  Od kiedy pamiętam zawsze zasiadaliśmy do stołu z pierwszą gwiazdą, która pojawiła się na ciemnym już nieboskłonie. Stół zawsze pięknie nakryty, pośrodku talerzyk z opłatkiem a pod białym obrusem sianko. Przy stole nie mogło zabraknąć miejsca dla niespodziewanego gościa. Jednak takowy nigdy się nie trafił. Każdy z nas uwielbia tę rodzinną atmosferę, śpiewanie kolęd, rozpakowywanie prezentów i pytania dziadków ,, Jak w szkole? Wszystko dobrze? Jakie masz oceny?’’. Zazwyczaj święta to czas radości i dziękowania Bogu za rodzinę. Ale czy ja tak mogłam? Dziękować za coś co mi odebrano?
Już od samego rana panowała tu nerwowa atmosfera. Od trzech dni nie było mowy o niczym innym niż o kolacji w ten wyjątkowy wieczór. Lucy przygotowała dla każdego z nas odpowiednie zadania. Mnie akurat przypadło upieczenie ciast, robienie sałatek itd., no i dekoracja stołu. Nie powiem, że byłam z tego zadowolona. Nie spałam tyle ile powinnam. W końcu wszystko dało o sobie znać i do szarlotki zamiast cynamonu dodałam czarnego pieprzu. Gdy poprosiłam Crisa o to aby spróbował i powiedział czy dobre stwierdził, że chciałam otruć całą rodzinę po czym wypił cały dzbanek wody. Nie dziwiłam mu się chociaż bardzo podobała mi się koncepcja tego przepisu. Szarlotka na ostro. Nieźle to brzmi ale trzeba popracować nad przepisem.
W Wigilijny poranek obudziła mnie ciocia ze łzami w oczach i stwierdziła, że blachę z ulubionym jej ciastem. Uspokoiłam ją i powiedziałam, że wyrobię się ze zrobieniem nowego. Po takim zapewnieniu, opuściła mój pokój a ja jak ubrałam się w ,, domowe’’ ubrania. Schodząc na dół zobaczyłam sztab ludzi wnoszących dużą choinkę. Zdziwiło mnie to bardzo, ponieważ w salonie stała już jedna i to dosyć duża. Nie chciałam wnikać po co ją tu wnoszą więc pognałam do kuchni przygotować ciasto. Gdy było ono już w piekarniku zaczęłam przygotowywać obrusy itp. rzeczy.
- Ciociu gdzie odbędzie się kolacja?- zapytałam
- W salonie są już przygotowane stoły. Możesz nakrywać- powiedziała i poszła sprawdzić co to za hałas. Salon zmienił się diametralnie. Znikły kanapy, dywan i telewizor a na ich miejsce postawiono dwa stoły i aż 15 krzeseł. Dziwne. Przecież była nas zaledwie czwórka.
- Cris!- zaczepiłam pędzącego chłopaka- Dlaczego tu jest aż tyle krzeseł?-
- To Ty nie wiesz? Dzisiaj na kolację wpada ten Twój Louis z rodziną- odparł i pognał dalej
- Że co?!- udało mi się tylko tyle wykrzyknąć w napadzie złości. Ale jak to on i jego rodzina? Czemu ja o tym nic nie wiem?
- Co to ma znaczyć, że dzisiaj na kolację wpada Louis z rodziną?!- krzyknęłam na ciocię stojącą w drzwiach
- Och nie mogę z tym Crisem. To miała być niespodzianka. Chcę poznać jego rodzinę lepiej. Nie gniewaj się. A teraz wracaj do pracy. Kolacja ma być o 19.00-
Zegarek wskazywał 10.30. Poczułam zapach dymu.
- Cholera jasna ciasto!- pognałam ile sił do kuchni ale niestety. Nic nie dało się ocalić. Pozostała jedynie czarna bezkształtna, zwęglona masa.
- Niech szlag trafi was wszystkich i te święta! Nienawidzę świąt!- krzyknęłam i zalałam się łzami. Po prostu nie miałam już na to aby żyć, aby oddychać a co dopiero gotować lub też dekorować stół. Osunęłam się na podłogę i zalałam łzami. To był najgorszy dzień w moim życiu. Siedziałam tak i płakałam gdy do kuchni wszedł Cris.
- Załamanko jakieś?- zaczął ze śmiechem
- I z czego rżysz? Tak Ci wesoło?- zapytałam dosyć wrednie
- Ej, siostra wyluzuj się troszkę. Wiem, że ostatnie dni dają Ci w kość ale to już finisz. Jeszcze kilka godzin i odetchniemy z ulgą. Spójrz- powiedział i pokazał mi swoje ręce, były całe zakrwawione-
- Mój Panie! Co Ci się stało?- zapytałam podrywając się i szukając apteczki.
- Wiesz jak się trzyma choinkę ważącą tysiąc ton to różnego rodzaju sznurki , sznureczki, linki, lineczki ocierają się o skórę i proszę bardzo- powiedział i zaśmiał się gorzko. Wiedziałam, że bardzo go to boli jednak musiałam w jakiś sposób oczyścić rany a potem je zdezynfekować. Udawał twardego ale jego mina nie mówiła nic dobrego.
- Płacz śmiało, ulży trochę- rzekłam nie patrząc na niego. W końcu poczułam delikatne krople i wiedziałam, że są to łzy.
- Gotowe-  powiedziałam uśmiechając się do niego. On spojrzał na mnie oczami pełnymi łez i odwzajemnił uśmiech. Następnie obejrzał się za siebie i zobaczył ,, ciasto’’.
- O Mój Boże! Upiekłaś obcego! Jak mogłaś!- wrzasną chłopak
-Bardzo śmieszne. Hahahaha..- udawałam, że się śmieję i wyszłam z kuchni. Nogi kierowały mnie do salonu. Zaczęłam dekorować stół i szło mi to całkiem nieźle jednak było mi zbyt cicho. Włączyłam stację z klasycznymi przebojami licząc, że muzyka pomoże mi się uspokoić. Jednak to nie było takie proste i po chwili znów czułam się spięta. Nie minęła może godzina a stół już był w pełni gotowy.KLIK Brakowało jeszcze na nim tylko jedzenia.
Gdy już zrobiłam to co miałam zrobić spojrzałam na zegarek i dochodziła 14.00! Czas gnał przed siebie nie zważając na nic. Postanowiłam zabrać się za wybieranie kreacji na wieczór bo znając moje ruchy może zając mi to całe wieki. Otwierając szafę z wielkim hukiem zaczęłam przeszukiwać dokładnie wieszak po wieszaku. Nie potrafiłam się na nic zdecydować. Nie miałam żadnej gotowej kreacji na wieczór wigilijny spędzony wśród najbliższych mi osób. W końcu na samym spodzie szafy dostrzegłam pudełko. Było całe pokryte kurzem. Podniosłam je i otworzyłam. Od razu uderzył mnie zapach perfum mamy. Jej sukienka z młodych lat. Podarowała mi ją na pamiątkę jej młodości. KLIK Nie obchodziło mnie to czy jest odpowiednia do tego typu kolacji ale chciałam ją założyć by chodź w części mieć ją obok siebie. Poszłam wziąć relaksującą kąpiel. Mimo wszystko był to naprawdę ważny wieczór zarówno dla mnie jak i dla Louisa. Pierwsza nasza kolacja wigilijna.
* Niall*
Uwielbiam Wigilię. Dlaczego? No bo kurcze można dużo jeść a nikt na Ciebie nie krzyczy! To jest dla mnie taki dzień jak dla uczniów koniec roku szkolnego. A babcia jak się cieszy widząc mnie jedzącego.. Mmmm… Od samego rana mama wygania mnie z kuchni, krzycząc, ze jej wszystko zjem. A to wcale nie prawda. No bo ja tylko chcę wszystkiego spróbować aby wiedziała co poprawić. Po wielokrotnych próbach dostania się do kuchni wybieram numer do Liama.
- Czeeeść moje słoneczko- witam przyjaciela
- Cześć Niall. Pewnie dzwonisz bo mama Cię wygoniła z kuchni?-
- To wcale nie jest śmieszne. Mój brzuszek robi teraz smutną minę bo cierpi głód. Jak tam przygotowania u Ciebie?- zapytałem z troską
- A wiesz.. Dobrze. Wszystko staramy się dopiąć na ostatni guzik. Święta jak święta kupa jedzenia nie wiadomo po co.-
- No jak to po co? Aby jeść!- krzyknąłem i już na samą myśl o pierożkach babci oblizałem wargi
- No tak. Jedzenie to Twoja miłość- zaśmiał się chłopak- Pamiętaj, że widzimy się w drugi dzień świąt!-
- I widzisz.. Zapomniałbym. Lepiej przypomnij innym bo również zapomną. -
- Dobra to ja idę dzwonić a Ty tam nie szalej młody z tym jedzeniem! Wesołych!-
- Nawzajem! – powiedziałem i rozłączyłem się. W domu unosił się zapach maku. Mmm… Makowiec. Marząc o tonach jedzenia zasnąłem na schodach.
* Zayn*
Cholerny mak! Czy on musi tak za przeproszeniem cuchnąć! W ogóle kto wymyślił, że na stole wigilijnym musi być 12 potraw i w tym kluski z makiem lub jakieś inne dziadostwo. Fuj! Już nigdy nie tknę maku.
- Mamo! Mamo!- zawołałem ekspertkę do spraw maku
- Co się tam dzieje?-
- Dlaczego ten mak ciągle jest taki sam jak bym go nawet raz nie przemielił?!-
- Spokojnie. Do tego trzeba serca i cierpliwości. Spójrz- powiedziała mama i zaczęła mi pokazywać jak należy mielić te czarne, cuchnące i drobne ziarna. O dziwo jej to wychodziło całkowicie dobrze.
- Mamo, musze Ci powiedzieć, że jesteś mistrzynią w mieleniu maku. No nawet nie mogę oderwać oczu tak robisz to cudownie!- zacząłem jej prawić komplementy. Jednak kobiety nie są takie trudne do zrozumienia. Pod wpływem kilku komplementów mama zaczęła się uśmiechać i już wiedziałem, że nie muszę tego robić. Zacząłem powoli odchodzić gdy mama nagle zawołała:
- A Ty gdzie? Mak sam się nie przemieli. W końcu i ty możesz zostać makowym królem- na jej twarzy zagościł uśmiech
- No mama! Przecież wiesz jaki ja jestem!-
- Zayn! Co roku ta sama gadka z Tobą! Zrób raz coś porządnie!- wrzasnęła i wyszła z kuchni. Tym samym dała mi wyraźnie znać, że kłótnia została zakończona. Gdy zabierałem się do tego maku zadzwonił mi telefon. Był to Liam
- Vas happenin?- powitałem chłopaka
- O! Widzę, że mielenie maku sprzyja Twojemu poczuciu humoru- zaśmiał się chłopak
- Tak, tak. Uwielbiam to robić!- odpowiedziałem z sarkazmem- Co się dzieje?-
- A nic takiego. Dzwonię aby przypomnieć, że spotykamy się drugiego dnia świąt. Jak co roku.-
- Tak wiem ale u kogo?-
- To się jeszcze zobaczy, dam Ci znać. -
- Spoko. Nie obraź się stary ale ja kończę bo mi się tu mak buntuje. Wesołych!- krzyknąłem i rozłączyłem się. Nagle zawołał mnie ktoś z wnętrza domu
- Co?- odpowiedziałem i odwróciłem się. Ku mojemu szczęściu wywróciłem miskę w której był mak.
- Nie co tylko słucham- powiedziała mama wchodząca do kuchni- A to co?- zapytała spoglądając na czarną breję u moich stóp
- A niech to szlag! Mój mak! I co teraz?! Maku! Maku nie umieraj!- zacząłem udawać, że płaczę jednak mama była nieugięta i na odchodne odparła
- Nie myśl, że Ci się uda. A teraz wsiadaj do auta i do sklepu po mak! Raz, raz!- wychodząc z domu przeklinałem owy mak. Dlaczego ja?!
* Liam*
Ach ten nasz makowy Zayn. Już teraz wiem dlaczego zawsze się krzywi gdy jemu drożdżówki za makiem. Uraz z dzieciństwa. Zadzwoniłem do Harolda i poinformowałem go o naszym spotkaniu. Jak zwykle nie pamiętał. Zacząłem zastanawiać się co oni by beze mnie zrobili? Ku mojej i mojej mamy radości zastał mi tylko Louis. Wybrałem pośpiesznie do niego numer i po chwili krzyknąłem:
- Mamo! Jestem cały Twój!- mama odpowiedziała mi śmiechem i rzekła
- Chodź tu! Mam specjalnego gościa dla Ciebie- zadowolony i pełen ciekawości kto to pobiegłem do kuchni- Przywitaj się z nowym kolegą-
- Mama, ale nikogo tu nie ma- odparłem rozglądając się po kuchni
- No jak to nie. Powiedz cześć nowemu koledze wałkowi! Zostawiam was samych, porozmawiajcie sobie- i wyszła z kuchni śmiejąc się. No tak, zostałem wlepiony w lepienie uszek. I jak ja teraz z tego wyjdę?
* Louis*
Dobrze, że zadzwonił do mnie Liam i przypomniał o naszym spotkaniu. Kompletnie wypadło mi to z głowy. Postanowiłem zrobić sobie małą przerwę w krojeniu warzyw. Jak zwykle zmusiła mnie mama. Wybrałem numer do Em.
- Tak?- zapytała spokojnym i ciepłym głosem
- Cześć słoneczko! Mam nadzieję, że nie masz planów na Drugi Dzień Świąt o 19.00 bo porywam Cię do Liama? Chyba tak.
- Ale jak to do Liama?- wrzasnęłam do telefonu
- No po prostu mamy dzień Wigilii One Direction i Ty jako moja dziewczyna jesteś zaproszona.- odparłem z dumą
- A co ze ślubem? Jednak go nie ma?-
- jaki ślub? Kochana.. może za kilka lat..- oparłem pogrążając się w marzeniach
- Louis! Ślub Twoje kuzynki czy siostry!-
- Cholera jasna! Dupa ciasna!- zacząłem krzyczeć
- Louis! – krzyknęła Em- Opanuj się trochę z tym słownictwem
- Zapomniałem, kurka zapomniałem-
- Czego zapomniałeś synu?- zapytała mnie mama wchodząca do kuchni- a w ogóle z kim rozmawiasz?-
- Z Em- powiedziałem. Gdy ona to usłyszała to dosłownie rzuciła się na mnie. Chociaż nie.. Rzuciła się na mój telefon
- Mamo! To mój telefon!- wrzasnąłem
- Oj siedź cicho i nie gadaj- zaczęła się siłować z moją ręką i po chwili wyrwała mi telefon. Byłem w szoku. Skąd moja matka ma tyle siły? Dopiero po 5 minutach mogłem odzyskać moją własność.
- Przepraszam za to- powiedziałem
- Nie szkodzi- odparła wesołym głosem- Louis nie obraź się ale żeby własna mama dała Ci radę?- śmiała się ze mnie, chamsko się śmiała
- Oj weź mi tu się nie śmiej. -
- Przepraszam. I co z tym ślubem?-
- idziemy. Zapomniałem całkowicie o tym. Zaraz do nich zadzwonię i odwołam to wszystko.
- No ok. A może spotkamy się u mnie w Pierwszy Dzień co Ty na to?- zagadnęła
- Bardzo dobry pomysł! Widzimy się wieczorem. Paaa!- rozłączyłem się i wybrałem numer do Liam’a.
* Liam*
Już miałam zabrać się za prowadzenie jakże interesującej konwersacji z Panem Wałkiem gdy zadzwonił do mnie Louis.
- Co tam się stało?-
- Stary zabij mnie ale ja nie dam rady być na naszym spotkaniu-
- Że co?!- zapytałem nieźle wściekły i cisnąłem Panem Wałkiem o ziemię. Gdy zorientowałem się, że zraniłem mojego jedynego towarzysza podczas lepienia uszek schyliłem się i zacząłem mówić ,, Wybacz mi. To wszystko wina Lou’’
- Stary! Jesteś tam?- krzynką chłopak
- Tak tak. Ale dlaczego Cię ni będzie? Coś się stało?-
- A no stało się. Mam ślub-
- Już? Tak szybko Em Ci uległa?-
- Pacanie Ty nie mój. Mojej kuzynki. Em zaproponowała abyśmy się spotkali jutro u niej. Co Ty na to?-
- Mi to obojętne. Nie mam planów więc… Ok. Ale teraz Ty dzwonisz do reszty i mówisz co i jak- rozłączyłem się i spojrzałem na wałek. Biedny on.
* Emma*
Nawet w wannie nie można mieć spokoju. Co za chłopaczysko. Niedługo zapomni jak się nazywa lub gdzie mieszka. Gdy w końcu zdecydowałam się opuścić wannę a przyszło mi to z dużym trudem zaczęłam zastanawiać się jak mam ułożyć włosy. Spiąć je? Może wyprostować? Może zostawić rozpuszczone? Nie miałam pojęcia. Spoglądając na zegarek o mało nie padłam z przerażenia. 17.30!!!! Co ja tyle czasu robiłam? Za 1,5 godziny miała być tu rodzina Louisa a ja w rozsypce tak samo jak potrawy. Założyłam jakąś rozciągniętą koszulkę i zbiegłam na dół. K mojemu zdziwieniu pomiędzy schodami, na przeciwko wejścia stała ogromna choinka. KLIK. Była imponująca ale musiałam ruszać dalej. Rozpaliłam w kominku aby było przytulniej, zniosłam prezenty pod choinkę i zaczęłam szykować jedzenie. Układanie wędlin, podgrzewanie barszczu na wolnym ogniu, gotowanie uszek, nakładanie do półmisków sałatek i dużo, dużo różnych rzeczy jest naprawdę pracochłonne! Nim się obejrzałam zegar wybijał 18.00. Powoli zaczęłam znosić wszystko na stół. Gdy już to zrobiłam przyszedł czas abym zajęła się sama sobą bo nie mam zamiaru wyglądać jak służąca. Założyłam sukienkę, na nogi powędrowały szpilki, delikatny makijaż w kolorze czerni oraz usta pociągnięte nieco ostrą ( czerwoną) szminką dodały nieco wdzięku. Włosy zostawiłam rozpuszczone, idealnie się ułożyły! Gdy skończyłam ze sobą zegar wskazywał 15 minut do kolacji. Gdy zeszłam na dół nie było nikogo. W kominku palił się ogień, tak jak wtedy podczas feralnego wieczoru. Nalałam barszczu do wazy, uszka przełożyłam do głębokiej misy i zaniosłam na stół. To samo zrobiłam z kompotem i ciastem. Gdy wszystko było dopięte na ostatni guzik pobiegłam na górę aby przyjrzeć się po raz ostatni. Dobrze, że to zrobiłam bo na moich ząbkach pojawiła się czerwona poświata zapewne od szminki. Była już 19.00, odetchnęłam głęboko i zamknęłam za sobą drzwi pokoju. Usłyszałam głosy i śmiech na dole. Było to oznaką, że Lou wraz z rodzina już są. Gdy stanęłam na schodach usłyszałam tylko
- Łaaaaał- wydobywające się z ust bliźniaczek. Gdy wszyscy odwrócili się w moją stronę poczułam się niczym gwiazda. Było to moje pierwsze zejście w zwolnionym tempie
----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Bum! No i piękny 46 już za nami. Czy wy też chcecie już święta czytając moje wypociny? Powiem wam szczerze, że ja już czekam na nie bardzo, bardzo mocno mimo iż ich nie lubię. Ale jest wtedy jedzenie! No i prezenty!
Dziękuję wam za zacne 5700 wyświetleń.. Cieszy mnie ta liczba :D Kocham xoxo

4 komentarze:

  1. Świetnie. ..
    Kurcze chcę święta ! i barszcz czerwony z uszkami i makowiec, no !
    Narobiłaś mi ochoty ..

    Pozdrawiam : http://youknowiwilltakeyoutoanotherworld.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jestem zła wiem ale nie mogłam się powstrzymać z tym :D
      Och... Już nie długo zima :D

      Usuń
  2. Święta! Ty wredoto jedna, teraz pragnę ich jeszcze bardziej. Wiem spotkania z rodziną i tak dalej i tak dalej. Ale jedzenie? Jutro poproszę kogoś aby zrobił mi barszcz z uszkami. Teraz pogrążam się w dołku bo na prezent mam dostać lustrzankę a trzeba jeszcze pół roku poczekać. Dział świetny, kochamy Cię jak Wigilię i te całe duperele które dzieją się wokół najpiękniejszego święta w roku :*

    OdpowiedzUsuń
  3. świetny jak zwykle, przez ciebie nie mogę doczekać się świąt:D

    Iza

    OdpowiedzUsuń