środa, 6 czerwca 2012

Rozdział 42

Koniecznie posłuchaj w trakcie lub przed przeczytaniem!

Znajdowaliśmy się tak jakby na dworze. Oczywiście moja pierwsza myśl była ,, Coś na dworze jest gorąco’’ ale potem zauważyłam szyby. Staliśmy w oszklonym z każdej strony tarasie. Wokół ścian były ustawione świeczuszki, na podłodze leżał koc a na nim dużo, dużo jedzenia. Przed nami rozciągał się cudowny widok! Czułam się jak główna bohaterka jakiegoś romansidła z XVIII wieku.  Przed nami rozciągało się swego rodzaju jezioro, może staw. W tafli wody odbijał się blask księżyca a wokół spadały małe śniegowe płatki. Z kącika zaczęła lecieć muzyka. Spokojna, wyciszająca muzyka.
- Więc to nasza pierwsza prawdziwa randka?- zapytałam podekscytowana
- Tak. Nasza pierwsza randka- powiedział Louis i nalała nam do kieliszków wina.
- Jesteś niesamowity wiesz? Następnym razem to ja musze wymyślić jakąś niekonwencjonalną randkę. Może wyskoczymy do Chin i zjemy na Wielkim Murze Chińskim kolację?- zaśmiałam się
- Nie.. To nie to. Księżyc! Zjemy kolację na księżycu!- krzyknął Lou i zaczął poruszać się tak jakby nie działała na niego siła grawitacji. Zaczęłam się śmiać a po chwili chłopak dołączył do mnie. Uwielbiałam go. Uwielbiałam jego poczucie humoru i to, że za każdym razem potrafił mnie rozbawić. W końcu usiadł i zaczęliśmy jeść. Było mnóstwo owoców, które tak uwielbiałam, różnego rodzaju warzywka i dipy. Mnóstwo smakołyków. Jedliśmy, rozmawialiśmy i śmialiśmy się. Normalna randka. Nagle weszła Jay:
-  Mogę na chwilkę porwać tego przystojniaczka?- zapytała
- Jasne, ale nie na długo!- powiedziałam i uśmiechnęłam się. Lou wysłał mi buziaczka w powietrzu a ja udawałam, że go łapię. Patrzyłam przed siebie na jezioro. Przypomniała mi się wycieczka z Patrykiem i to jak wpadliśmy razem do jeziora. Czuję, że na mojej twarzy pojawia się uśmiech. Przypomina mi się wizyta w jego pokoju i…. ten dziennik! Szukam go w torebce ale najwyraźniej zostawiłam go w domu. Zaraz po powrocie muszę zobaczyć co się tam kryje. Widzę odbicie Louisa w szybie. Ten uśmiech nie wróży nic dobrego.
- Stało się coś?- pytam
- Stało się stało- mówi i wyciąga zza pleców piękną, herbacianą różę. Moja ulubiona
- Skąd wiedziałeś jakie lubie?- zapytałam zaskoczona
- Znam Cię – powiedział i pocałował w nos
- Ty mnie tu nie czaruj tylko mów, co się stało-
- Emmo. Jesteś dla mnie bardzo ważna- wyjął kopertę zza pleców
- Łapówka?- zaczęłam się śmiać w tak poważnej chwili- Louis ja kocham Cię i bez tego-
- Nie, jeszcze nie łapówka ale zaproszenie na ślub. Chcę abyś towarzyszyła mi na ślubie mojej kuzynki. – powiedział a mi zakręciło się w głowie. Niby nic takiego a brzmi to jak oświadczyny.
- Kiedy?- zapytałam
- 26 grudnia, godzina 19.00- powiedział i nagle poczułam gulę w gardle. Przecież ja mam wtedy próbę.. Jak ja się wyrobię? – zechcesz mi towarzyszy?- powtórzył pytanie chłopak
- Tak, z przyjemnością- powiedziałam i pocałowałam go w policzek.- Dziękuję-
- To ja dziękuję. Inaczej bym nie poszedł a tak to pójdę i zobaczę jaką dobrą tancerką jesteś- powiedział i zrobił śmieszną minę.
- Jakim tańcem będą zaczynać?-
- Walc wiedeński czy coś takiego- powiedział
-  Umiesz tańczyć?- zagadnęłam
- Nie… i Em nie mam zamiaru się uczyć- powiedział chłopak jakby znając moje myśli
- Nie będę Cię namawiać. Ale przyjemnie było by zatańczyć walca…- powiedziałam   i wróciłam do jedzenia. Wiedziałam, że Louis i tak się nie zgodzi więc po co nalegać? Usiadł obok mnie i powiedział:
- Nawet jakbym chciał Em to już nie ma na to czasu. -
- Tak, masz rację. Za kilka dni Wigilia i święta. Nie masz czym się przejmować- powiedziałam i zdobyłam się na uśmiech. Przecież mógł mnie poprosić o to abym go nauczyła ale cóż.. Lepiej pójść na łatwiznę. – A dużo osób będzie? – zapytałam chcąc zmienić temat
- Nie wiem, ale zapewne będzie to małe przyjęcie. Rodzina, przyjaciele i najbliżsi znajomi. -
- Ok., rozumiem- siedzieliśmy, jedliśmy i śmialiśmy się wspominając nasze wspólne przygody. Sama nie wiem kiedy zasnęłam.
* Louis*
Widziałem, że jest nie zadowolona ale co mogłem poradzić? Chcę jej zrobić niespodziankę. W końcu zmieniała temat. Atmosfera się rozluźniła. W pewnym momencie Em zasnęła na moich nogach więc zaniosłem ją do siebie. Musiałem ją rozebrać mimo iż nie chciałem naruszać jej strefy prywatności. Ściągnąłem jej spodnie, sweter, bluzkę i położyłem ją w samej bieliźnie spać. Patrzyłem na nią jak słodko śpi. To mój mały anioł. Jutro czeka mnie ciężki dzień. Czas na prezenty i zakupy świąteczne. W pewnym momencie zauważyłem, że i ja ledwo co się trzymam na nogach więc rozebrałem się i położyłem obok niej.
* Emma*
Obudziłam się z dosyć dużym bólem głowy. Coś my wczoraj robili? Nie mam pojęcia. Pamiętam do momentu zaproszenia mnie na ślub… Reszta? Pustka w głowie. Spojrzałam w okno. Sen uleciał tak samo szybko jak się pojawił. Zorientowałam się, że leżałam u Louisa w sypialnia. Nie zdziwiło by mnie to gdyby nie fakt, że byłam w samej bieliźnie… Lou też był półnagi…
- Louis!- powiedziałam i potrząsnęłam chłopakiem
- Co się dzieje?- powiedział zaspanym głosem
- Mogę Cię też o to zapytać… Dlaczego ja jestem.. No wiesz… W samej bieliźnie?-
- Och słonko nie pytaj nawet. Mogę Ci tylko tyle powiedzieć, że byłaś cudowna- gdy chłopak to mówił na jego twarzy zagościł uśmiech
- Jak to?- byłam nieźle przestraszona. Co ona ma na myśli mówiąc, że byłam cudowna? Czy chce mi uświadomić, ż przeżyłam swój pierwszy raz po pijaku?- Louis nie strasz mnie, tylko mówi co my robiliśmy wczoraj-
- No kotku. Trochę wyobraźni- odpowiedział i spojrzał wymownie na mnie
- To wcale nie jest śmieszne. Ja nic nie pamiętam!- powiedziałam i wstałam z łóżka. Miałam wrażenie, że brakuje mi tchu. Mimo iż na dworze było mroźnie uchyliłam okno, licząc, że świeże powietrze pozwoli mi uporządkować myśli. Wciągnęłam powietrze nosem a wypuściłam buzią, tak jak mnie uczono na zajęciach jogi.
- Taki wieczór a Ty nic nie pamiętasz?- powiedział Louis smutnym głosem i poczułam jego dłonie na mojej talii. – Ja Ci taką randkę sporządziłem a Ty nic?-
- Nie Lou, to nie tak. Pamiętam wszystko do tego momentu w którym zaprosiłeś mnie na ślub kuzynki. Pamiętam jeszcze to, że powiedziałeś, że nie będziesz się uczył walca a potem następuje jedna czarna dziura- odpowiedziałam i jeszcze mocniej wciągnęłam powietrze. Raz, dwa, trzy… liczyłam myśląc, że to mnie uspokoi.
- Pozwól, że Ci przypomnę. – przytulił mnie mocniej i mówił półszeptem jakby się bał, że ktoś usłyszy- Mianowicie potem poszliśmy na górę. Siedzieliśmy i chwilę rozmawialiśmy i w pewnym momencie stwierdziłaś, że jest Ci za gorąco, więc zaczęłaś pozbywać się po kolei wszystkich części garderoby, począwszy od spodni skończywszy na bluzeczce. Gdy już zostałaś w samej bieliźnie zbliżyłaś się do mnie i zaczęłaś całować. A dalej kotku użyj wyobraźni- czy ja sama go sprowokowałam do tego? Na to wygląda… Moja reputacja leci w dół.
- Louis ale ja byłam pijana.. Ja nie byłam sobą- powiedziałam wstydząc się za swoje czyny-  Doszło do czegoś tak?- zapytałam sama nie wiedząc czy chcę usłyszeć odpowiedź.
- Wiesz dobrze, że mieszkam na takim jakby pustkowiu bo inaczej obudzilibyśmy całą okolicę- powiedział a ja jak to ja. Uderzyłam głową w parapet. To nie jest normalne! Ja mam dopiero 17 lat a już robię takie rzeczy. Nie szanuję się. Stanowczo.
- A mama co na to?-
- Przychodziła kilka razy aby nas uciszyć. Śmiała się jak nie wiem- powiedział chłopak
- Co? Ona nas widziała w takiej sytuacji?-
- Kochanie… Ja nie wiem jak ja kolejny raz z Tobą będę spać. Muszę kupić sobie jakieś stopery czy coś….-
- Louis Ty mnie wkręcasz.. Jak nic. Przecież ja teraz się spalę ze wstydu przy Twojej mamie.- poczułam, że robię się czerwona.
- Nie przesadzaj. Każdemu się może zdarzyć. A teraz maszerujemy na śniadanie. Raz, raz!- powiedział Lou i ruszyliśmy na dół. Z każdym krokiem czułam większy strach. Co Jay sobie o mnie pomyślała? Czułam się jakbym zrobiła jakąś rzecz za którą grozi największa kara. W głowie kłębiło mi się mnóstwo scenariuszy sceny, która za chwile będzie miała miejsce.
- Witaj mamo!- przywitał się wesoło Louis z Jay siedzącą w fotelu
- Dzień Dobry śpiochy!- przywitała nas Jay buziakiem w policzek- jak się spało?- zapytała nas. Nie no… Ona chyba sobie kpiny robi
- Dobrze prawda Em?- odpowiedział Lou i spojrzał na mnie
- Tak, wybornie- odparłam – A Pani?- spytałam grzeczności
- Wiesz.. Gdyby nie te odgłosy z waszego pokoju spałoby się dużo lepiej- odpowiedział a ja poczułam, że robię się czerwona- Ale nie masz się dziecko co wstydzić. Każdemu z nas może się to zdarzyć. Swojego czasu ja też miałam taki problem- powiedziała i podała nam śniadanie. Jedliśmy w milczeniu. Bynajmniej ja. Lou siedział i prowadził żywą pogawędkę z mamą na temat świąt. Utkwiłam wzrok w martwym punkcie podłogi
- A Ty jak sądzisz Em?- skierowała do mnie pytanie Jay
- Och, przepraszam ale zamyśliłam się. Może Pani powtórzyć? -
- Pytałam czy wybierzemy się dzisiaj naszą trójką na zakupy świąteczne-
- Bardzo chętnie ale już obiecałam cioci, że pomogę jej w takich zakupach i zajmę się sprzątaniem i takie tam.-
- Nie ma sprawy. Obiecuję, że zwrócę Louisa niebawem- powiedziała i zaczęła sprzątać ze stołu.
- To ja pomogę- powiedziałam i zaczęłam zbierać rzeczy ze stołu. W między czasie Louis’owi udało się skraść kilka buziaków. Co za wariat
J
Po sprzątnięciu ze stołu wróciłam do pokoju aby się przebrać. Gdy byłam z samej bieliźnie do pokoju wpadł Louis
- Kochanie takie widoki z samego rana wpływają źle na mój umysł- powiedział chłopak obejmując mój brzuch. Przeszedł mnie prąd. Uwielbiałam jego dotyk.
- No to może jak kiedyś uda nam się zamieszkać razem to będziesz miał takie widoki 24 na dobę- powiedziałam robiąc zadziorną minę
- Nie prowokuj kobieto bo wiesz, że ja jestem skłonny do wszystkiego – powiedział i zaczął mnie całować po szyi schodząc coraz niżej. Odsunęłam się raptownie od niego wciągając na nogi spodnie
- ooo.. A mogło być tak przyjemnie- powiedział Louis i zrobił smutną minę
- Wszystko w swoim czasie – odparłam i ruszyłam do drzwi.
- Poczekaj! Odwiozę Cię!- krzyknął za mną chłopak i pośpiesznie założył jakieś ubrania.
- Dziękuję za wszystko! Do widzenia!- krzyknęłam do Jay
- Mam nadzieję, że zobaczymy się w święta- powiedziała a ja przytaknęłam. Poczułam się tak jakbym opuszczała własny dom. Uświadomiłam sobie, że to będą pierwsze święta bez mojej rodziny-bez prawdziwej rodziny. Stawiałam opór łzom, które cisnęły się do moich oczu ale nie dałam rady. Gdy zatrzymaliśmy się przed domem nie mogłam dłużej wytrzymać i zaczęłam płakać. Louis, który otworzył mi drzwi od razu przytulił mnie.
- ja wiem, że Ty za nimi tęsknisz- powiedział chłopak tuląc moje ciało- Przecież wiesz, że nic nie trwa wiecznie. Bóg nie bez przyczyny postanowił ich zabrać do siebie. Wiesz przecież, że jest im tam lepiej. Spójrz na to z innej strony. Dyby nie ich wypadek nie znalazłabyś się w Londynie, nie poznałabyś mnie, ja byłbym ciągle sam. Może On chciał dać Ci jakąś wartościową lekcje? -
- Ja wiem ale to tak cholernie boli. Jeszcze te święta. To takie rodzinne święto a ja nie ma już nikogo.- powiedziałam zrozpaczona
- Jak to nie masz? A ja? A Lucy, Jess, Cris, chłopaki i moja rodzina? To jest nic dla Ciebie?- zapytał mnie a ja zrozumiałam, że tak naprawdę teraz oni tworzą moją rodzinę.
- Nie. Kocham was jak swoich. – uniosłam wzrok chcąc mu podziękować, i w tym samym momencie oberwałam od niego śnieżką.
- Hej!- zaśmiałam się.
- I co? Nadal sądzisz, że jestem taki miły i słodki?- pytał chłopak lepiąc kolejną śnieżkę.
Sięgnęłam po śnieg, ulepiłam śnieżkę i rzuciłam w niego, po czym puściłam się do ucieczki przez trawnik. Biegnąc, schowałam wszelki smutek do kieszeni. Odchyliłam do tyły głowę, wystawiając twarz na mróz i słońce, to było takie przyjemne.   Chłopak pędził za mną również się śmiejąc.
- Myślisz, że jesteś szybsza ode mnie? Gram w zespole więc biegam po scenie, Panno Novak!-
Przebiegając obok drzewa, chwyciłam nową porcję śniegu, ale tym razem nawet nie lepiłam śnieżki, tylko od razu cisnęłam śniegiem przez ramię.
- Gratuluję celności!- zakpił Lou- Zdaje się, że jeden płatek wylądował na moim bucie- widziałam, że chciał mnie chwycić ale pobiegałam i schowałam się za domem.  Rozglądałam się uważnie stawiając kolejne kroki. Louisa nigdzie nie było.
- Louis? – zawołałam niepewnie. Dobra wygrałeś draniu. Wyłaś teraz- powiedziałam robiąc kilka kroków w tył. Bach! Lou pojawił się nagle przede mną przewracając mnie na ziemię. Ładował mi śnieg za bluzkę a ja wrzeszczałam i rzucałam się jak wściekła, gdy lodowaty śnieg palił moją nagą skórę. Potem położył się obok mnie, dysząc spoglądał w piękne, błękitne niebo.
- Już się poddajesz? – zapytał a jego ciepły oddech omiótł moją skórę. – Spodziewałem się lepszej kondycji po baletnicy- czułam zapach jego perfum.
- Och, jeszcze niczego nie widziałeś- odparłam bez namysłu. Wstałam i otrzepałam się ze śniegu.
- Pewnie tak.-Jego oczy błyszczały gdy patrzył na mnie. Czy on wiedział jak na mnie działa?
- Tylko czekaj, Panie Tomlison- zagroziłam mu, uderzając go lekko w ramię gdy wstał- już zabieram się za budowanie największej wyrzutni śnieżek w Londynie- powiedziałam i tuszyłam do drzwi wejściowych domu . Stałam gotowa wejść do domu gdy Lou zawołał.
- Dzięki za wczorajszy wieczór i noc. – odwróciłam się chcąc odpowiedzieć, a wtedy śnieżka uderzyła mnie prosto w twarz. Louis uniósł ręce o góry w geście tryumfu – Trafiona!- Podbiegłam i rzuciłam się na niego. A chwilę potem pocałowałam go. Byliśmy tak bardzo do siebie przyciśnięci, że czułam jego żebra. Delikatnie przygryzł moją dolną wargę a ja chwyciłam go za kark. Było to takie namiętne.
- Wow. – powiedział Louis
- Mów teraz jak było naprawdę albo- wzięłam do ręki dużą kupkę śniegu – Co miała na myśli Twoja mama mówiąc, że każdemu się to może zdarzyć? Louis czy my zrobiliśmy TO?- zapytałam nieźle zdenerwowana
- Em to wszystko była jedna wielka ściema- krzyknął chłopak a ja w akcie złości zaczęłam wrzucać mu śnieg za bluzkę.
- Jak Ty mogłeś! Wiesz jak ja się bałam i wstydziłam! Drań! – krzyknęłam
- Em tak strasznie chrapałaś, że mama przychodziła nas uciszyć- chłopak zanosił się śmiechem. – Żałuj, że nie wiedziałaś i nie widzisz swoje miny.-
- jak było w końcu?- zapytałam lekko zdezorientowana
- Przyniosłem Cię do pokoju bo zasnęłaś mi na kolanach a potem w pokoju rozebrałem Cię. Tylko tyle. Bez żadnych aktów miłosny- powiedział chłopak podnosząc się z ziemi.
- Och Ty!- cisnęłam w niego śniegiem. On podszedł do mnie i odgarnął mi mokre włosy z czoła.
- Kocham Cię jak się złościsz ale muszę już jechać. Wielmożny tatuś przyjechał a poza tym zakupy. Widzimy się wieczorem?- zapytał
- Tak ale tym razem u mnie i bez żadnego wina!- odparłam, pocałowałam go i patrzyłam jak odjeżdża.
-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Dzisiaj troszkę opisu a wszystko za sprawą tego, że nudzi mnie to ciągłe leżenie plackiem na łóżku. Piosenka za każdym razem porusza moje serducho, dlatego umieściłam ją w rozdziale. Życzę miłego czytania i komentowania moi drodzy komentatorzy :) Uwielbiam was! Dobranoc xxx

4 komentarze:

  1. Cudowny rozdział i świetny nowy wygląd..
    Nie będę pisać nic więcej, bo moją opinię na temat swoich rozdziałów doskonale znasz.

    Pozdrawiam : http://youthislikediamondsinthesun.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdział po prostu świetny, a ten wkręt Louiego totalne mistrzostwo. Za każdym razem kiedy czytam twojego bloga zastanawiam się jak to możliwe, że każdy następny rozdział jest coraz lepszy. A co do piosenki, po prostu ubóstwiam, jak ją słucham po prostu tak cieplej robi mi się na serduchu. Mówisz, że nudzi ci się ciągłe leżenie plackiem na łóżku. Ja z chęcią bym się zamieniła, nawet gdybym miała sobie połamać wszystkie kości. Ostatnio po prostu nie wyrabiam i się po 3h, jak nie wyląduję w szpitalu to będzie jakiś cud. Już czekam na następny rozdział. I'm yours forever!xxx

    houseofkennedy.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej, przepraszam że tak długo nie komentowałam Twojego wspaniałego bloga ponieważ byłam na wycieczce. Teraz kiedy miałam chwile czasu natychmiast zasiadłam czytać te smakowitości. Świetnie czyta się kilka działów na raz, tak dużo się dzieje. Pisałaś że jesteś w dołku. Znowu? To trzymaj się tam dzielnie. Camille.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozbiło mnie Twoje ZNOWU? haha :] padłam..
      A no cóż poradzę, ze ludzie lubią ranić innych... Wiem, że nie powinnam się dawać ale nie mogę.. kurde nie mogę. To wszystko tak cholernie boli... Spokojnie... Powoli z tego wyjdę

      Usuń