sobota, 9 czerwca 2012

Rozdział 45

Czy wy też mieliście w życiu chociaż jedną taką chwilę w której waszym największym marzeniem było zapadnięcie się pod ziemię ze wstydu?  Ja właśnie taką chwilę miałem. Emmy ciocia widziała nas w dosyć dwuznacznej sytuacji.
- To nie tak jak myślisz- krzyknęła Emma i nadal uparcie tkwiła przy moich spodniach
- To może mi wyjaśnisz jak? Bo ten obrazek jakoś niczego nie wyjaśnia- powiedziała ciocia takim tonem, którego strach się było bać.
- Po prostu- Em wstała i spojrzała na kobietę- Louis’owi przewrócił się kieliszek z winem i zaplamił spodnie. A, że on ma takie ruchy postanowiłam sama mu je zdjąć i zaprać aby nie było plamy- dziewczyna znów schyliła się i tym razem udało jej się ściągnąć spodnie- Widzisz? –zapytała podstawiając jej spodnie pod nos- Zaraz wracam!- rzuciła i znikła w ciemnym korytarzu
- Stanowczo jestem przewrażliwiona- zaczęła Lucy opierając się o kanapę
- Spokojnie, moja mama też by tak zareagowała- powiedziałem posyłając jej jeden z tych uśmiechów
- Ja po prostu mam już za sobą ten etap, w którym miałam 17 lat i nie pamiętam jak to jest. – wstała i poszła do kuchni. Po chwili wróciła ze szklanką wody w jednej ręce i…
- To tak na wszelki wypadek- powiedziała i rzuciła paczą prezerwatyw w moją stronę. Nie ukrywam byłem w szoku. Ona i takie rzeczy? Nie mogę uwierzyć. Po chwili wróciła Em niosąc mi jakieś spodnie.
- Załóż to, tamte zaraz wyschną. – powiedziała i rzuciła mi je. Po chwili wróciła z papierowym ręcznikiem i wytarła plamę z wina na podłodze. Zaczęła zbierać szkło z podłogi, chodząc to w jedną to w drugą stronę.
- Uważaj na te szkła bo zaraz…-
- Ała! Ała! Ała!- krzyknęła dziewczyna łapiąc się za stopę.
- A nie mówiłem?!- wziąłem ją na ręce i zaniosłem do kuchni. Zapaliłem światło i zacząłem szukać apteczki
- Trzecia szuflada od dołu- powiedziała Emma zaciskając usta. Najwyraźniej sprawiło jej to dużo bólu bo w końcu na jej policzkach pojawiły się pierwsze łzy. Gdy znalazłem to czego potrzebowałem odwróciłem się aby opatrzyć stopę ale ten widok spowodował, że zawahałem się. Pod nogą była niemała kałuża krwi
- Tracisz strasznie dużo krwi- powiedziałem i zrobiło mi się gorąco.
- Nie pomagasz wiesz?- zapytała blada Em. Ściągnęła rajstopy i moim oczom ukazała się dosyć głęboka rana.
- Nie chcę Cię straszyć ale tutaj nie pomoże plaster i bandaż. Poczekaj.- powiedziałem i pobiegłem po telefon. Gdy wróciłem zobaczyłem, że Em powoli zamyka oczy
- Ani nawet mi się waż zasypiać- powiedziałem otwierając okno i jednocześnie wybierając numer do któregoś z chłopaków. Po chwili usłyszałem czyjś głos
- Halo?-
- Louis co Ci strzeliło dzwonić o tej porze?- zapytał zaspany Harry a ja spojrzałem na zegarek, który wskazywał kilka minut po 12.
- Przepraszam ale chodzi tu o Emmę! Stary musisz mi pomóc. Ona traci dużo krwi i robi się cholernie blada!- zacząłem panikować
- Ale co się stało? Jaka krew?- pytał wyraźnie poruszony Loczek
- Błagam Cię jak możesz to przyjedź do niej. Ja piłem i nie mogę jechać. Ona musi trafić jak najszybciej do szpitala!- powiedziałem i rozłączyłem się bo Em nagle zaczęła wymykać mi się z rąk
- Nie mdlej mi teraz słońce moje!- mówiłem biorąc ją na ręce i przystawiając do okna. Nic nie pomogło. Kolejną rzeczą jaka przyszła mi do głowy była woda. Oblałem ją zimną wodą i na chwilę odzyskałem z nią kontakt.
- Em za żadne skarby nie można Ci zasypiać rozumiesz?-
- Louis ale moje powieki takie są ciężkie… Zdrzemnę się na chwilę dobrze? – zapytała i ponownie osunęła się mi na dłonie. Pobiegłem z nią do drzwi, założyłem jej płaszcz, sobie kurtkę i buty i wyszedłem przed dom. Gdy doszedłem do bramy zjawił się Harry. Był cały roztrzęsiony. Wybiegł z auta i pomógł mi ułożyć w nim dziewczynę. Po chwili siedzieliśmy w aucie i jechaliśmy do szpitala. Spoglądałem nerwową na nią a ona z każdą chwilą miała coraz bledszą twarz. Cholernie się o nią bałem.
- Może teraz mi powiesz co się stało?- zapytał Loczek spoglądając na mnie. Opowiedziałem mu z grubsza wydarzenia wieczoru i w końcu zajechaliśmy pod szpital. Harry otworzył mi drzwi a ja wziąłem ją na ręce i pognaliśmy do szpitala. Na korytarzach było cicho. Loczek od razu pobiegł szukać kogoś do pomocy i po chwili wrócił z młodą Panią Doktor. Widząc przesiąknięty krwią bandaż od razu kazała nam iść do zabiegowego. Gdy dotarliśmy doktorka wyprosiła mnie z gabinetu tłumacząc się przepisanymi BHP.
- Spokojnie. Wszystko będzie dobrze.- pocieszał mnie Hazza ale ja nie potrafiłem uporządkować myśli. To był jakiś cholerny szał.
- Widziałeś jaka ona blada była? Przecież to moja wina- powiedziałem łamiącym się głosem
- To nie Twoja wina. Przecież tak samo Ty jak ona mogłeś stanąć na to szkło- odparł i mnie przytulił. Po kilku minutach otworzyły się drzwi gabinetu.
- Żyje?- zapytał Loczek
- Tak, wszystko z nią dobrze- powiedziała kobieta z uśmiechem- Założyłam jej trzy szwy na stopie i podałam leki przeciwbólowe oraz uspakajające. Tu macie receptę. Przepisałam kilka preparatów, które przyspieszą gojenie się rany.-
- Możemy ją zabrać do domu?- zapytałem
- Jak najbardziej. Nic nie stoi na przeszkodzie- odparła kobieta, dała nam jakiś świstek do podpisania i po chwili niosłem Emmę do auta z tą różnicą, że teraz wiedziałem, że nic jej nie grozi.
- Dzięki stary. Nie wiem co bym zrobił bez Ciebie.- powiedziałem gdy przyjaciel zaparkował tuż przed drzwiami domu
- Czego się nie robi dla przyjaciół? – zapytał uśmiechając się- Uważajcie tym razem na siebie- odparł i wsiadł do auta. Od razu gdy weszliśmy do domu skierowałem się do jej pokoju. To był naprawdę męczący dzień. Nawet nie zauważyłem kiedy usnąłem.
* Emma*
Matko, nie spałam tak dobrze od kilku dni. Przekręcając się na bok znów ujrzałam twarz Louisa. Wyglądał słodko. Po raz drugi w przeciągu kilku dni mam totalną pustkę w głowie. Dlaczego to zawsze się tak kończy?
Powoli zsunęła się z łóżka aby nie obudzić chłopaka. Zeszłam do kuchni i sam widok zmroził mnie od stóp do głów. Na podłodze było mnóstwo krwi. Cholera jasna! Jakieś morderstwo czy jak?! Pobiegłam na górę szturchając Louisa.
- Louis, Louis!- krzyczałam- Obudź się na miłość boską!-
- Co się stało?- zerwał się niczym burza w gorące, letnie popołudnie
- Kogoś zamordowali na dole!- powiedziałam i poczułam, ze do oczu napływają mi łzy. Już miałam przed  oczami obraz Lucy leżącej w kałuży krwi. Ukryłam twarz w dłoniach
- Głuptasie! Spokojnie- zaczął śmiać się Lou
- W takim momencie stać Cię na śmiech?! Draniu Ty!- rzuciłam w niego poduszką. Chłopak wstał i usiadł obok mnie, obejmując mnie ramieniem.
- To nie żadne morderstwo- powiedział i spojrzałam na niego
- Nie? To skąd ta krew?-
- To Ty…- odarł i wskazał na moją nogę. Była obandażowana. Dziwne, że nawet tego nie poczułam.
- Ale jak to?- zapytałam będąc w szoku.- Co się stało?- i po tym pytaniu Louis opowiedział mi jak to wlazłam w potłuczone szkło i jechaliśmy do szpitala na szycie. To było dosyć typowe dla mnie.
- A ja już  myślałam… Ciamajda ze mnie- powiedziałam i uśmiechnęłam się.
- Ale za to jaka kochana ciamajda- pocałował mnie w usta- a teraz chodź posprzątamy to zanim kolejna osoba dostanie zawału- odparł i pomaszerowaliśmy do kuchni.
* Louis*
Kuchni faktycznie wyglądała jakby ktoś dokonał tam morderstwa. Wszędzie było pełno krwi, bandaży, plastrów a w rogu leżały rajstopy Em. Niczym scena z horroru.  Ne przywykłem do widoku krwi i po krótkiej chwili zrobiło mi się gorąco
- Wszystko ok.? Zrobiłeś się strasznie blady- zagadnęła Em przykładając mi rękę do czoła- Dobrze się czujesz? Jesteś strasznie gorący-
- Tak tylko wiesz… Widok krwi nie działa na mnie zbyt dobrze- odparłem wycofując się z kuchni
- Trzeba było tak od razu. Usiądź w salonie a ja sama to posprzątam- powiedziała prowadząc mnie na kanapę
- To ja  posprzątam salon, ciągle pełno tu szkieł- powiedziałem i zacząłem zbierać te, które udało mi się zobaczyć. Następnie wziąłem odkurzać i odkurzyłem podłogę aby być pewnym, że wszystko dobrze posprzątane. Po wykonanej pracy przyglądałem się Emmie jak lata po kuchni z mopem. Nawet sprzątając wyglądała seksownie. W końcu zawołała mnie i ku mojemu zdziwieniu na stole było podane śniadanie.
- Trzeba było mnie zawołać. Pomógłbym Ci- powiedziałem i spojrzałem na nią. Jej twarz była w mące. Moja wariatka- Poczekaj Em, masz tu coś…- powiedziałem i chwyciłem po mąkę. Po chwili wysypałem ją na jej twarz.
- Co Ty wyprawiasz?!- wrzasnęła – Odbiło Ci?-
- Teraz wyglądasz jak kucharka!- zaśmiałem się
- Ja Ci dam kucharka- odparła i wylała na moją głowę ciasto, które jak zakładam było przeznaczone na naleśniki
- To chyba Ty oszalałaś!- krzyknąłem ściągając lepką maź z moich włosów. -Moje włosy! -
- Och Panie Tomlison! Niech Pan tak nie dba o siebie po pomyślą o Panu same brzydkie rzeczy- zaśmiała się Emma stojąca tuż przy zlewie.
- Ja Ci pokaże brzydkie rzeczy- powiedziałem i rozpętałem prawdziwą wojnę na jedzenie.
- A wy tu co?- zapytał Cris wchodzący do kuchni. Wybrał zły moment ponieważ akurat w ruch poszły jajka. Jedno z nich wylądowało na samym środku twarzy chłopaka. Obydwoje wybuchliśmy śmiechem
- Ta…. To dzięki- powiedział zrezygnowany i poszedł do swojego pokoju. Kolejną ofiarą padła Lucy jednak tym razem nie było to jajko ale brzoskwiniowy pudding.
- Wystarczy tego już!- wrzasnęła- obydwoje marsz pod prysznic!- jak kazała tak zrobiliśmy. Ja zająłem prysznic na parterze a Em w swoim pokoju. Gdy już byliśmy czyści i pachnący zadzwonił do mnie telefon. Była to mama z informacją, że jednak wybierze się na zakupy i za około godzinę mamy spotkać się w domu na rozmowie. Wiedziałem, że będzie to dosyć trudna rozmowa ale była ona potrzeba jak deszcz w czasie suszy. Emma chyba to zauważyła bo ujęła moją dłoń i spojrzała na mnie z troską.
- Cokolwiek by się działo w twoim życiu zawsze jest jakaś pozytywna tego strona. Wiem, że masz niełatwe życie i wiem, że jest Ci naprawdę trudno ale pamiętaj, że masz mnie i możesz na mnie zawsze liczyć. Pamiętasz? Ja i Ty zgrany team?- zapytała i uśmiechnęła się niepewnie. Odwzajemniłem ten uśmiech ale jakoś nie za specjalnie było mi do śmiechu.- Louis co się dzieje? Martwię się o Ciebie-
- Nic, naprawdę nic.- odparłem i wstałem- przepraszam Cię ale teraz muszę już iść, musze pomóc mamie. Dziękuję za każdy wieczór spędzony z Tobą. Zawsze było cudownie- powiedziałem wstając z łóżka i kierując się do drzwi
- Ale.. Ale… Dlaczego to brzmi jak pożegnanie?- zapytała idąc za mną. Jej głos przepełniony był troską i bólem. Nie odpowiedziałem na to pytanie tylko chwyciłem kurtkę i skierowałem się do auta.
- A śniadanie?- usłyszałem szept Em za moimi plecami.
- Kocham Cię – powiedziałem i odpaliłem silnik auta. Po chwili już mnie tam nie było.
* Harry*
Nie powiem, że ta wczorajsza akcja z Emmą nie napędziła mi stracha. Strasznie martwiłem się zarówno o nią jak i o Louisa. Wiedziałem, że jest teraz pod dobrą opieką ale ciągle miałem przed oczami jej obraz, takiej bladej, kruchej, bezbronnej. Nie ukrywam, że była ona dla mnie naprawdę ważna ale ta sytuacja była beznadziejna. Próbowałem umawiać się na randki z wieloma dziewczynami ale za każdym razem porównywałem je do Em i nic z tego nie wychodziło. Ona była niezastąpiona. Wstałem rano z zamiarem odwiedzenia naszej chorej ale wolałem najpierw zadzwonić i dowiedzieć się czy czasami nie ma tam Louisa. Wolałem nie spotkać go u niej. Zbliżała się 12 godzina gdy postanowiłem do niej zadzwonić. Każdy kolejny sygnał wydawał się wiecznością.  Za pierwszym podejściem nie odebrała, o dziwo za drugim też nie. Postanowiłem dać sobie spokój bo może spała. Leniwie zabrałem się za konsumowanie śniadania, które przygotował mi tata. Gdy zanosiłem naczynia do zmywarki moim oczom ukazała się mała, biała kartka papieru i pochyłe pismo taty.
Harry, wiem, że zapewne masz inne plany na wieczór ale może byśmy wieczorem ubrali choinkę? Postaram się być w domu przed 20.00. Proszę bądź również i Ty. Kocham, tata  xoxo
Kiedy ostatni raz spędziłem trochę czasu z tatą? Od czasu gdy wyrzucił z domu mamę nie potrafiłem z nim rozmawiać. Ta sprawa ciągle mnie bolała na tyle mocno, że poświęciłem dobre kontakty z ojcem aby zapomnieć o tym wszystkim. Skoro chciał pobyć ze mną, może nawet porozmawiać to czemu nie? W końcu niecodziennie udaje mi się być z nim sam na sam. Ponownie wybrałem numer Em.
- Aleś Ty jesteś natrętny- usłyszałem zaspany głos Em
- Tak myślałem, że śpisz. Nie przeszkadzam?- zapytałem niepewnie
- Skąd, właśnie śniłam o klacie Malika, to nic takiego- odpowiedziała z przekąsem
- Hahaha- zaśmiałem się- Przejdźmy do rzeczy. Jak się czujesz?-
- Hmm… Bywało lepiej- powiedziała smutnym? Głosem
- Mogę wpaść?- wypaliłem znienacka
- Tak, właśnie Louis mnie popuścił bez słowa więc przyda się ktoś komu będę mogła się wypłakać. Za ile będziesz?-
- Wiesz… Za godzinę?-
- Ok. Tylko nie jedz nic na mieście. Będę czekać z obiadem-
- Tak jest żono- odparłem i rozłączyłem się. Od razu pognałem  na górę myśląc w co się ubiorę. Musi być to coś na luzie, nie chcę aby zauważyła, że się stroję czy coś. W końcu zdecydowałem się na coś w tym stylu : KLIK. Postanowiłem skoczyć jeszcze do cukierni po jakiś ciastko i już jechałem do Em.
* Emma*
Tuż po tym jak Lou odjechał bez słowa poszłam do siebie aby zatopić swoje smutki i smuteczki w czekoladzie. Gdy tak siedziałam i opychałam się nią poczułam okropne zmęczenie i zamknęłam na chwilkę oczy. Dosłownie na chwilkę.
Obudziła mnie wibracja telefonu. To był Hazza. Po krótkiej rozmowie zdecydowaliśmy się na to aby przyjechał. Spojrzałam w lustro. Byłam wczorajsza. Blada skóra, podkrążone oczy a powyżej w oczach łzy. Sukienka pomięta, na czubku głowy gniazdo a do tego odwinięty bandaż.
- Ogarnij się kobieto- powiedziałam sama do siebie dodając lekko otuchy mojemu ciału. Szybki prysznic i ,, W co by się tu ubrać?’’ Po intensywnym grzebaniu w szafie wzięłam sweter KLIK i jakieś zwykłe, czarne jeansy. Na nogi założyłam kolorowe ciapki i pomaszerowałam do kuchni. W domu nie było znów cioci. Jakieś ważne zebranie jak zwykle. A kto mi pomoże w takiej beznadziejnej sytuacji? Nie kto inny jak Harry. Ugotowałam dla nas i dla mojego rodzeństwa pomidorówkę i zrobiłam nuggetsy z kurczaka oraz sałatkę. Po chwili do kuchni wbiegła Jess a za nią Cris.
- 4 nakrycia? Przecież nie ma Lucy- zapytała Jess
- Będziemy mieć gościa- odparłam nakrywając do stołu
- Lou?-
- Nie tym razem – odpowiedziałam tajemniczo się uśmiechając
- A wiesz, że zdrada  nie popłaca?- zagadną Cris
- Ale ja mu się nie mogę oprzeć- powiedziałam i w tym samym momencie zadzwonił dzwonek do drzwi- O wilku mowa!- krzyknęła i pognałam do drzwi
* Jess*
Ciekawiło mnie to z kim się tam moja siostra umówiła. Z przedpokoju dobiegał męski głos więc może to jakieś ciacho? Szczerze powiem, że przez ten dom nigdy nie przewinęło się tylu mężczyzn do czasu gdy przyszła do nas Em. Ale to dobrze, zawsze można było wyrwać jakiegoś. Moje zdziwienie musiało być ogromne gdy przed nami stanął nikt inny jak
- Harry?- zapytałam – To ten gościu warty zdrady?-
- No tak. Po prostu uwielbiam go całego- odparła Em i pocałowała go w policzek. No to ładnie. Siostrzyczka bawi się dwoma chłopcami na raz… Ciekawe co by na to powiedział Louis…
- Jemy już?- zapytał Cris
- A ten to jak Niall. Ciągle tylko jeść, jeść i jeść. – zaśmiała się Harry a tuż po nim Em. – Poczekaj! Pomogę Ci!- krzyknął za znikającą w kuchni Em Styles
- Dziwne…- szepnęłam spoglądając na Crisa
- Ale, że co dziwne?-
- No to wszystko. Wczoraj Louis, dzisiaj Harry. A jutro kto?-
- Daj spokój. Oni się tylko przyjaźnią-
- A ja tam w to wątpię… Zobaczysz. Jeszcze coś z tego wyjdzie.
* Tymczasem w kuchni*
- Jess tak zawsze reaguje na gości płci przeciwnej?- zagadnął chłopak dziewczynę nalewającą zupę do wazy
- Wiesz. Ona zawsze była dziwnie nastawiona do ludzie więc dziwisz się? A może Ty się jej podobasz? – zaśmiała się i spojrzała na chłopaka oblewającego się szkarłatnym rumieńcem
-  Daj spokój. Ostatnim razem dała już popis swoich możliwości. Patrz co Ci przyniosłem chorowitku- powiedział i postawił przed nią papierowe pudełko
- Dla mnie? A co to takiego?-
- Otwórz i zobacz- powiedział i spojrzał na nią. Jej twarz zalewał uśmiech od którego nie można było oderwać oczu. Była taka śliczna gdy się uśmiechała.
- Miodownik?- pisnęła z wrażenia- Harry skąd Ty wiedziałeś, że uwielbiam to ciasto?-
- Zasadniczo jesteśmy do siebie podobnie- odparł chłopak przytulając dziewczynę. Wydawała się mu taka krucha gdy trzymał ją w ramionach. W końcu spojrzał jej w oczy i powiedział:
- Nie dzielimy się prawda?-
- Oczywiście, że nie – zaśmiała się i pokierowali się z jedzeniem do jadalni.
* Jess*
- Daj spokój. Spójrz na nią i na Louisa a potem na nią i na Harry’ego. To całkowicie dwa inne światy, dwie inne bajki. -
- No może i masz rację ale to nie zmienia faktu, że Em wprost uwielbia tego lokowatego małolata. – odpowiedziałam i spojrzałam w kierunku drzwi. Słychać było śmiech dochodzący z kuchni i po chwili wróciła do nas roześmiana para. Jedzenie naprawdę było smaczne. Po skończonym posiłku chcieliśmy odnieść talerze do kuchni ale Em krzyknęła:
- Zostawicie! My posprzątamy, prawda Harry?-
- Tak.- odpowiedział chłopak i spojrzał na nią. W ich spojrzeniu było coś niepokojącego. Spoko, skoro chcieli sprzątać ten bałagan proszę bardzo. Ja spadam na miasto.
* Harry*
Gdy Jess i Cris udali się do siebie ja z Em szybko zapakowaliśmy naczynia do zmywarki, zrobiliśmy herbatę i wraz z ciastem pognaliśmy na górę. Widać było, że coś się działo bo wokół łóżka walały się puste opakowania po czekoladzie.
- No to słucham Cię moja najdroższa- powiedziałem i słuchałem każdego jej słowa. Nie poganiałem jej, cierpliwie czekałem aż wysmarka nos lub otrze łzy. Kiedy było naprawdę z nią krucho chwytałem jej dłoń lub po prostu przytulałem.
- I tak to właśnie wygląda- zakończyła w ten sposób swoją opowieść. Szczerze powiem, że nie rozumiałem Louisa. Bo jak można ranić  ten sposób swoją dziewczynę?
- A u Ciebie ok.?- zapytała w końcu ucinając tym samym wypowiedź na temat swojej osoby. Opowiedziałem jej wszystko od A do Z. Potem nastąpiła przyjemniejsza część wieczoru a mianowicie ta, w której ogląda się komedie, płacze wyłącznie ze śmiechu i zajada się pysznym ciastem w obecności świetnej dziewczyny. I właśnie dzięki takim dniom zbliżaliśmy się do siebie niesamowicie szybko.

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Uwielbiam dla was pisać. Sprawia mi to taką przyjemność jak jedzenie lodów w gorące, letnie wieczory siedząc w Parku i śmianie się z ludzi. Tak, mam dobry humor. Dzięki za ponad 5000 wejść! Jesteście niesamowici. Za niedługo po raz kolejny zrobię zestawienie blogów bo przybyło kilka dobrych więc jeśli chcecie jakoś swój wypromować to piszcie w komentarzach adres lub wysyłajcie na pocztę : enjoy17@wp.pl
Kocham, miłego czytania xoxo

8 komentarzy:

  1. Błagam Cię, zawsze dodawaj takie piosenki do bloga. Kiedy czytam bardzo mnie nastraja, pewnie inni też się ze mną zgodzą. Jesteś cudowna!

    OdpowiedzUsuń
  2. TAAAAAKKK !!
    Kurcze ja chcę Em i Harry' ego .. Oni są dla siebie stworzeni i już :P

    Jeżeli miałabyś ochotę zapraszam Cię również na swoje drugie opowiadanie, które dopiero dziś zaczynam pisać : youknowiwilltakeyoutoanotherworld.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. rozdział świetny jak zawsze;) już nie mogę doczekać się następnego

    Iza

    OdpowiedzUsuń
  4. Rozdział jak zwykle świetny!! :D
    mam tylko małą prośbę... mogłabyś napisać co się dzieje u innych członków zespołu? bo dawno Em się z nimi nie spotkała ani nic. ale to tylko taka moja mała sugestia ;pp

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobrze, dobrze :) Powoli sama zauważyłam, że skoncentrowałam się tylko na Emmie i Louis'ie ale zapewniam Cię już wkrótce będziesz miała dość tej słodkiej piątki :D

      Usuń
  5. Świetny blog. ! ;) Jej dopiero na niego weszłam i mam nadzieję, że mniej niż w tydzień przeczytam wszystkie rozdziały ;) ;* Zapraszam do mnie . http://more-than-this-onee.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niezmiernie mi miło, że Ci się spodobał:) Oczywiście, że skorzystam z zaproszenia :D Już biorę się za czytanie :)

      Usuń