czwartek, 7 czerwca 2012

Rozdział 43

Koniecznie przesłuchaj!Zapowiadał się naprawdę pracowity dzień. Trzeba zrobić zakupy a to łączy się z gigantycznymi kolejkami w sklepach, trzeba dokupić potrzebne rzeczy do prezentów no i w końcu trzeba zacząć sprzątać, piec gotować i… Mój Boże sukienka na wesele! Muszę wyglądać naprawdę olśniewająco na weselu więc nawet nie ma mowy abym założyła coś starego. Wchodząc do domu krzyknęłam:
- Ciociu! Zakupy! Teraz, już, natychmiast!-
- A od kiedy to ci się tak do zakupów śpieszy? – zapytała zdziwiona ciocia
- A od wtedy kiedy mnie Louis zaprosił na ślub- powiedziałam zadowolona
- Na ślub? To jedziemy, jedziemy po sukienkę- krzyknęła ciocia i zaczęła się zbierać
- Chwila! Trzeba zrobić listę zakupów na święta i takie tam. Ok.?-
- Jasne. Emmo nie bądź na mnie zła ale może byś w końcu zaprosiła tego chłopaka abym mogła go poznać? Niezręcznie byłoby mi Cię puszczać z kimś kogo nie znam na ślub a tym bardziej muszę go poznać bo nasłuchałam się już jaki to on jest boski- powiedziała Lucy szykując kartkę
- Dobrze, akurat dzisiaj ma przyjść wieczorem to może kolacja?-
- Świetny pomysł. Zamówimy coś bo nie będzie czasu na to aby coś ugotować. No to mów co tam trzeba- zaczęła ciocia a ja dyktowałam jej listę potrzebnych składników i rzeczy, które trzeba kupić.
- A co z choinką? – zapytałam
- A choinkę przywiezie Josh. Nie martw się. Wszystko w swoim czasie- powiedziała Lucy i zaczęła się zbierać. Pobiegłam na górę aby sprawdzić stan moich kosmetyków, dodatków i śmiało mogę stwierdzić, że brakuje mi wszystkiego. Wybiegając zamknęłam drzwi na klucz i pełna pozytywnej energii wsiadałam do auta.
Święta są takim okresem w roku kiedy nienawidzę robić zakupów. Gdy widzę ile ludzi krząta się od sklepu do sklepu i te roześmiane twarze dziecięce robi mi się słabo. Nie lubię bliskiego kontaktu z obcymi ludźmi. Gdy czuję, że dotyka mnie ktoś obcy spoconymi rękoma mam ochotę zwymiotować. W tym roku zapewne też nie obejdzie się bez takich. Wciągam przez nos mroźne powietrze. Liczę do dziesięciu i zaczynam zakupowy szał.
* Louis*
Nie mogłem przestać się śmiać z miny Emmy. Wiem, że jestem okropny ale ona była taka zmartwiona, przestraszona i zawstydzona, że nie mogłem inaczej postąpić. Czuję jak śnieg topi mi się pod bluzką. Malutkie strużki wody płyną po plecach a następnie zanikają w głębi spodni. Podjeżdżając pod dom widzę auto ojca. Chyba pierwszy raz w życiu cieszę się na jego widok. W końcu będę mógł porozmawiać z jakimś mężczyzną. Wchodząc do domu opuścił mnie dobry humor. Mama siedziała i płakała a ojciec stał nad nią i coś mówił.
- Co tu się dzieje?- zapytałem wytrącony z równowagi
- Cześć Synu!- przywitał się ojciec i chciał mnie przytulić, ale ja go odepchnąłem i spojrzałem głęboko w oczy
- Dlaczego mama płacze?- zapytałem
- Kochanie to łzy szczęścia- powiedziała mama i udawała, że się uśmiecha
- Nie kłam mamo! Przecież widzę, że między wami jest coś nie tak! Nie musicie udawać niczego. Widziałem mamo jak chodzisz i płaczesz po kątach tuż po tym jak tata dzwonił. A Ty? Ty nawet się nie zainteresowałeś, co u Twoich dzieci! Taki z Ciebie ojciec?- wykrzyczałem im prosto w twarz i pobiegłem na górę. Rzuciłem się wprost na łóżko i zacząłem płakać. Moja rodzina się rozwala. Najzwyczajniej w świecie tracę rodzinę. I pomyśleć, że niecałą godzinę temu mama była wesoła i roześmiana a teraz? Siedzi i płacze przez ojca w salonie.
- Louis!- do pokoju wpadła zapłakana Charlotte – Tata się pakuje! Zrób coś!-
krzyknęła dziewczyna a ja wstałem i poszedłem do sypialni rodziców.
- Co Ty robisz?- zapytałem ojca
- Synu- tata usiadł na rogu łóżka – jesteś już na tyle dorosły i za chwilę pewnie sam będziesz zakładał rodzinę więc mogę z Tobą szczerze porozmawiać. Ja i mama postanowiliśmy rozwieść się. – te słowa uderzyły we mnie bardzo mocno- Czasami już tak w życiu jest, że trzeba podjąć odpowiednią decyzję. Sam widziałeś, że od dawna nam się nie układało. Doszliśmy do takiego wniosku, że tak będzie najlepiej-
- Najlepiej?! Ciekawe dla kogo. Chyba tylko dla was bo dla nas już nie! Pomyślałeś chociaż przez moment jak to zaboli dziewczynki? Pomyślałeś przez chwilę jak to zaboli mamę, jak to zaboli mnie?! To miał być jakiś cholerny prezent pod choinkę?! Wcale Ci się nie dziwię bo całe życie myślałeś tylko o sobie a o nas już nie. Może to i lepiej? W końcu zawsze sam musiałem sobie radzić ze wszystkim w domu. Nie miałem żadnego autorytetu męskiego. Zawsze zazdrościłem moim kolegom dobrych stosunków z ojcami. Nienawidzę Cię. Wynoś się stąd. Nikt Cię już tu nie chce!- powiedziałem ojcowi prosto w twarz a ten zalała się łzami. W drzwiach pokoju stała mama
- Louis! To nie tak!- krzyczał ojciec ale ja już nie słuchałem. Chwyciłem kurtkę i wyszedłem z domu- Aleś go wychowała- usłyszałem od ojca na odchodne. Wsiadłem do auta i pojechałem przed siebie.
* Emma*
Pierwszym sklepem jaki odwiedziłyśmy był sklep za art. Spożywczymi. Przez całą, okrągłą godzinę błąkałyśmy się między pułkami z różnymi rzeczami. W końcu dotarłyśmy do kasy. Nasz koszyk był wypełniony po brzegi a ludzie dziwnie na nas spoglądali. Gdy udało się nam zapłacić i wypchnąć wózek ze sklepu od razu postanowiłyśmy wrzucić wszystko do bagażnika. Po kolejnych 15 minutach byłyśmy pozbawione swego rodzaju ciężaru. Kolejnymi sklepami,  które udało się nam odwiedzić były sklepy z sukienkami. Było wiele sukienek, które wpadły mi w oko ale niestety nie było mojego rozmiaru. W końcu pozbawiona wszelkiej nadziei weszłam do ostatniego sklepu i wtedy ujrzałam ją. Była idealna w każdym calu KLIK. Jednak jej cena zwaliła mnie z nóg.
- No bardzo ładna. Jest Twój rozmiar?- zapytała stojąca za mną Lucy
- Tak jest, ale spójrz- pokazałam jej metkę
- Nie martw się o cenę tylko leć i ją przymierz – powiedziała i wepchnęła mnie do przymierzalnia. Założyłam ją i stwierdziłam, że idealnie pasuje a na dodatek ładnie w niej wyglądam. To niesamowite. Wyszłam z przymierzalnia i zawołałam Lucy.
- Aż tak źle?- zapytałam patrząc na nią i jej minę
- Dziecko. Ściągaj ją i pędzimy do kasy. Jest kapitalna!- powiedziała urzeczona moim wyglądem Lucy
- Ale ciociu cena…- powiedziałam spoglądając na cenę ponownie
- Nie chcę abyś wyglądała gorzej od innych ani tym bardziej aby Louis zostawił Cię dla jakiejś dziewczyny, która będzie wyglądać lepiej od Ciebie- powiedziała ciocia i tym samym ucięła dyskusję. Grzecznie się przebrałam i zaniosłam ją do kasy. Żal mi się trochę zrobiło, że ona kosztowała aż tyle ale… była watra swojej ceny. Kolejnym punktem był Rossmann i zakup kosmetyków dla mnie, dla cioci no i kosmetyków dla chłopców jako uzupełnienie prezentu. Każdemu z nich wybrałam taki zapach, który najbardziej kojarzył mi się z nimi. Dla dziewczyn zgarnęłam trochę kosmetyków do twarzy i takie tam i pobiegłam do kasy. Następnie rozdzieliłam się z ciocią. Poszłam do sklepu ze słodyczami. Koniec końców wyszłam z trzema torbami słodyczy wypchanymi po brzegi. Zdałam sobie sprawę, że potrzebuję biżuterii więc wpadłam na samym końcu do sklepu z biżuterią. Kupiłam to co było mi potrzebne i zaczęłam poszukiwania ciocia. W końcu odnalazłam ją w sklepie z książkami i pojechałyśmy do domu.
* Louis*
Chciałem pojechać od razu do Em ale nie chciałem jej zawracać głowy moimi problemami. Sama przeszła niedawno utratę rodziny więc ma zbyt dużo swoich problemów. Postanowiłem, że pojadę zrobić zakupy jak gdyby nigdy nic. Święta to czas radości a nie czas smutku. W końcu dojechałem pod centrum handlowe i zaparkowałem auto. Mimo wszystko trzeba widzieć pozytywne strony tego wydarzenia. W końcu mama może będzie szczęśliwa. Nagle pośród wszystkich twarzy patrzących dziwnie na mnie zobaczyłem tę jedną i niezapomnianą. Pośród tłumu stała Eleonora.
* Zayn*
- Jak ja nienawidzę zakupów!- krzyknąłem wchodząc do domu. W ogóle kto wymyślił, żeby tyle jeść podczas świąt? Nie mam pojęcia. No i te prezenty- masakra. Ledwo zdążyłem ściągnąć buty a mama znów wygoniła mnie po zakupy. Zabrakło jej maku i bakalii. Super. Gdy dojechałem już po raz drugi pod to samo centrum nie mogłem uwierzyć oczom. Czy tam stał Louis i przytulał się do Eleonor? Nie chciałem jakoś za specjalnie wierzyć własnym oczom więc wysiadłem z auta i skierowałem się do owej pary.
- Louis?- zapytałem niepewnie
- O Zayn!- powitał mnie lekko przestraszony i zarazem smutny chłopak- Pamiętasz Eleonor?- zapytał
- Tak, pamiętam. Miło Cię znów wiedzieć El.- powitałem dziewczynę przyjacielskim uściskiem
- Mi również Ciebie miło widzieć Zayn.- powiedziała
- Lou, można na chwili?- zapytałem i odciągnąłem chłopaka na bok- Co Ty wyprawiasz? A co z Emmą? Przecież jak was zobaczą fotoreporterzy to już po was. Opanuj się chłopie-
- Ale my przecież stoimy i rozmawiamy- odparł chłopak nie widząc nic złego w swoim zachowaniu
- To Ty zawsze wszystkie swoje znajome tak obejmujesz? Nie wydaje mi się- odpowiedziałem i poszedłem po ten cholerny mak i bakalie.
* Emma*
Dzisiaj jest już 20 grudnia. Za całe 4 dni święta a ja? Coraz bardziej się stresuję. W końcu udało się nam dojechać do domu. Dosyć opornie szło nam to znoszenie zakupów ale po ok. 30 minutach wszystko odnalazło swoje miejsce w kuchni. Moje rzeczy zaniosłam na górę i zaczęłam pakować prezenty. Cieszyłam się jak małe dziecko. Włączyłam radio i w ten sposób wprowadziłam się w iście świąteczny nastrój. Za oknem zaczął sypać śnieg. Malutkie śniegowe płatki tańczyły w blasku słońca. Nagle poczułam, że opuściły mnie wszystkie troski i zmartwienia. Poczułam się szczęśliwa wiedząc, że dzisiaj spotkam się z moim chłopakiem i razem spędzimy ten zimny, grudniowy wieczór.
Było kilka minut po 17 gdy skończyłam pakowanie. Ogarnęłam pokój wzrokiem i stwierdziłam, że jednak nie obejdzie się bez miotacza ognia. Zeszłam na dół i wniosłam do pokoju odkurzacz. Ciuchy poskładałam do szafek a moją nową zdobycz powiesiłam na honorowym miejscu w szafie kosmetyki trafiły do łazienki a talerze do kuchni. Na samym końcu odkurzyłam podłogę i poszłam się wykąpać.
Po umyciu się włosy wysuszyłam i związałam je niebieską wstążką, która stanowczo nie pasowała do moich włosów. Ubrałam niebieską sukienkę z kokardą w talii, makijaż wykonałam pod kolor sukienki i zeszłam na dół aby nakryć do stołu. Gdy zeszłam na dół dało się wyczuć zapach lasu.
- Choinka!- krzyknęłam niczym małe dziecko i pognałam do salonu. Na kanapie siedziała ciocia z lampką wina w ręku.
- Mówiłam, że będzie choinka?  Proszę bardzo jest. Josh jeszcze jakbyś mógł znieść ozdoby ze strychu to byłabym okropnie wdzięczna- zwróciła się do mężczyzny stojącego tuż obok choinki. Josh skinął głową i już go nie było.
W kominku palił się ogień. Teraz salon wydawał się o niebo przytulniejszy niż zawsze. Poszłam do jadalni z zamiarem udekorowania stołu jednak było już to zrobione.
- Ty nakryłaś do stołu? – zapytałam ciocię
- Ach tak. Strasznie dawno tego nie robiła. Mam nadzieję, że się nie gniewasz-
- Nie skąd. Dziękuję- powiedziałam i podeszłam do niej dając jej buziaka w policzek. Pachniała słodkim winem- ale stanowczo nie pij już- zaśmiałam się i podeszłam do okna. Spojrzałam na zegarek. Dochodziła 18.30. Wybrałam numer do Louisa
- Tak?- odezwał się po kilku sygnałach
- Cześć kochanie. To co? O której się widzimy?- zapytałam
- Całkowicie zapomniałem o spotkaniu!- krzyknął chłopak do słuchawki- przepraszam Cię. Postaram się być za jakąś godzinę, dobrze?-
- Jasne, tylko uważaj na siebie. Jest strasznie ślisko-
- Ja zawsze uważam na siebie. Do zobaczenia- powiedział chłopak i rozłączył się. W szybie zobaczyłam Josha. Stał u wejścia salonu z ogromną ilością pudeł. Podbiegłam do niego i przejęłam kilka. Gdy zaczęłam ubierać choinkę w końcu poczułam się jak w domu.
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Cóż tu powiedzieć? Brak mi słów do siebie i swojego stanu.
Keep and eat chocolate :]

2 komentarze:

  1. Cudne jak zawsze.

    Pozdrawiam : http://youthislikediamondsinthesun.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Ale si rozszalałaś, wychodzę na mecz z kolegami i śpię u koleżanki a ty tyle działów naskrobałaś. :)

    OdpowiedzUsuń