sobota, 21 kwietnia 2012

Rozdział 7

- To znów jakaś bajka tak? Chcesz abym Ci uwierzył i żeby wszystko było ok? Ale tym razem Ci tak łatwo nie pójdzie.- mówi Lou a ton jego głosu jest tak bardzo zmienny, że nie wiem co myśleć.
- Louis to nie jest żadna kolejna bajka. Zdaję sobie sprawę z tego, że powinnam była powiedzieć Ci to wcześniej ale bałam się Twojej reakcji. Bałam się, że znów zostanę sama.- mówię łamiącym się głosem.
- A na jakiej podstawie mam Ci w to uwierzyć? -
- Proszę, wysłuchaj mnie chociaż a potem nasze drogi mogą się rozdzielić.. Ale chcę mieć tę świadomość, że usiłowałam to naprawić.- błagam go.. dosłownie go błagam
- Dobrze, skoro tego chcesz to wysłucham Cię- mówiąc to siada na trawie i zakłada ręce na nogi. Robię to samo i zaczynam moją opowieść.
- Pamiętasz gdy się pierwszy raz spotkaliśmy? W tym samym dniu uśmiechnęłam się po raz pierwszy od miesiąca. Miesiąc wcześniej zginęła moja rodzina i Patryk w wypadku samochodowym. Przeżyłam tylko ja.- w moich oczach zbierają się łzy ale nie dbam o to. - Pewnego dnia obudziłam się w szpitalu ze złamaną ręką i poobijanym ciałem. Na skraju łóżka usiadła nieznana mi kobieta i powiedziała, że zarówno moi rodzice jak i Patryk nie przeżyli wypadku. Ciągle nie dopuszczam  do siebie tej myśli, że już ich tutaj nie ma. Tak bardzo za nimi tęsknię... - głos załamuje mi się w gardle a po policzkach płyną łzy- Nie byłam na ich pogrzebie bo po prostu nie mogłam tego znieść. To jest forma takiego wiecznego pożegnania a ja chcę aby oni ciągle byli przy mnie.. Tacy realni i żywi a nie zamknięci w drewnianych skrzyniach. Takim oto sposobem znalazłam się w Londynie. Opiekuje się mną siostra mojego taty. Mieszkam wraz z nią, pustą blondynką i jej bratem no i oczywiście całym gmachem służby. Ciotka ma taką pracę, że ciągle jej nie ma w domu więc jestem sama. Nie mam przyjaciół i zostałam sama. Ale tego dnia gdy Cię poznałam coś pękło we mnie i zrozumiałam, że to nie polega na tym żeby stać ciągle w miejscu i wspominać. Zrozumiałam, że trzeba iść do przodu mimo iż serce pęka...- nie daję już rady. Ukrywa twarz w dłoniach.
- A co z tym chłopakiem?- pyta Lou a sądząc po jego głosie jest zszokowany.
- Z Patrykiem? Ciągle stoję w tym samym miejscu czyli nie potrafię zapomnieć. Byliśmy parą 3 lata... Nie da się przestać kochać kogoś w jeden dzień.. Powoli uzmysławiam sobie, że jego już nie ma a on chciałby abym była szczęśliwa... Rozumiesz już mnie?- Spoglądam na niego a on na mnie i dostrzegam w jego oczach łzy.
- Boże jak ja Cię skrzywdziłem.. Ja na prawdę nie chciałem...- mówi Lou
- Daj spokój Lou. Rozumiem Cię i Twoje zachowanie. Sama pewnie tak samo bym się zachowała gdybyś pokazał mi zdjęcie jakiejś dziewczyny i powiedział, że ona jest Twoja. Bardzo chciała Ci powiedzieć o tym ale nie w takich okolicznościach. Po prostu Lou bałam się, że Cię stracę. Bałam się, że stracę po raz drugi kogoś na kim mi zależy. Nie czułam się tak dobrze przy nikim jak przy Tobie od śmierci rodziców. Ta dziura, którą teraz mam w sercu- mówiąc to wskazuję na serce- jej nie ma kiedy jestem przy Tobie.-
- Em... To co mówisz na prawdę jest cudowne.. Nie zasługuje na żadne słowo, które pada z Twoich ust. Okazałem się dupkiem mówiąc tak o Tobie. Nie powinienem tego robić. Mi na Tobie również zależy, 
nawet nie wiesz jak bardzo i wtedy jak powiedziałaś, że to Twój chłopak coś mnie cholernie ukuło w sercu i stąd moje takie dziwne zachowanie. Mam nadzieję, że mi wybaczysz kiedyś to zachowanie.-
- Lou, wybaczam Ci to tu i teraz- mówię mi i zanoszę się tak okropnym płaczem, którego sama nie rozumiem. W tym samym momencie Lou obejmuje mnie mocno swoim ramieniem i szepce do ucha
,, Nie pozwolę Ci więcej być smutną w swoim życiu. Daj mi tylko jedną, ostatnią szansę". Kiwam głową na znak zgody i wtulam się w jego ciepłe ciało. Po chwili płacz ustaje a ja zasypiam.
                                                                  ***
Budzę się w całkowicie innym miejscu. Nie jesteśmy już nad rzeką tylko w pokoju z bardzo dużym łóżkiem. Rozglądam się za Louisem. Jest tuż obok mnie i smacznie śpi. Dookoła mnie panuje półmrok. Jedynym źródłem światła jest tu naftowa lampa ustawiona w rogu pokoju. Spoglądam na Louisa i dostrzegam, że drży. Bez namysłu oddaję mu swoją kołdrę a sama biorę koc. Składam delikatny pocałunek na jego policzku i zasypiam. Kolejny raz budzi mnie tym razem słońce i zapach w domu. Przekręcam się na  drugą stronę i dostrzegam, że Louisa nie ma. Gdzie on znikł? Czyżby doszedł do wniosku, że nie warto być z kimś takim jak ja i odszedł? Tak bez słowa? Nie... On nie mógłby tak... Przykrywam się kołdrą po czubek nosa i czekam aż ktoś mnie i moje bezsensowne życie dobije...
Po chwili słyszę otwierane drzwi i kto w nich stoi? Nikt inny tylko Lou. Jego uśmiech zwalcza wszelkie złe myśli a taca i pyszności, które na niej trzyma wywołują u mnie burczenie w brzuchu.
- Chyba przyszedłem w porę mały głodomorze -
- O tak tak! Nie znęcaj się już nade mną tylko daj mi tę tacę- mówię mu śmiejąc się
- W życiu nie ma nic za darmo - mówiąc to nadstawia policzek a ja ofiaruje mu buziaka. W zamian za to dostaję tacę z jedzeniem. Czego na niej nie ma? Jest wszystko począwszy od pieczywa a skończywszy na owocach. Lou kładzie się obok mnie i zajadamy się pysznościami. Po kilku minutach wszystko znika a taca lśni czystością.
- Wow... Ale się najadłam.. Takie pyszności można jeść codziennie-
- O tak! Musimy tu częściej wpadać.-
- A tak w ogóle to gdzie mu jesteśmy?- pytam zdezorientowana
- Jesteśmy u mojej mamy przyjaciółki. Wczoraj tam nad rzeką zasnęłaś mi na kolanach więc zadzwoniłem do niej a ona zaoferowała mi pomoc. Nie powiem, że łatwo mi było Cię tu donieść ale jakoś dałem radę- śmieje się Lou a ja już wiem, że za to będą tortury w postaci łaskotek. Jak postanawiam tak robię. Po chwili Lou błaga o litość a ja odnoszę zwycięstwo.
                                                                       ***
Około południa zbieramy się od znajomej Lou i kierujemy się w kierunku auta.
- No to wycieczki ciąg dalszy- mówi Lou i tajemniczo spogląda na mnie
- Co?!- pytam zdziwiona- ale jak to?-
- No tak to... Znam świetne miejsce a muszę Ci coś bardzo ważnego powiedzieć...- mówi tajemniczo
- No dobrze... Skoro musisz to jedźmy- wsiadamy do auta i kierujemy się na południe.
Broadway Tower o zachodzie słońca wygląda niesamowicie. Mimo iż wieje niemiłosiernie cieszę się, że mam u boku Louisa cieszę się, że mogę się do niego przytulić.
- Wiesz jest tu takie miejsce w którym podobno spełniają się życzenia. Legenda głosi, że kiedyś pewien zakochany młodzieniec przyszedł właśnie pod tę wieżę i napisał na kartce swoje skryte pragnienie. Włożył ową kartkę pod kamień i odszedł. Po kilku dniach jego życie się zmieniło bo spełniło się jego życzenie. Więc mam propozycję. Napiszmy to o czym marzymy i włóżmy pod ten kamień. Wiem, że może to jest głupie i banalne ale ja wierzę w to.- mówiąc to dał mi kartkę i długopis. Długo się zastanawiałam co mam napisać. Na początku pomyślałam o rodzicach a potem o Patryku. W końcu uświadomiłam sobie, że to bez sensu bo ich i tak już tu nie ma więc spojrzałam na Lou i wtedy uświadomiłam sobie w jakim  miejscu teraz jestem. Zależy mi na Lou i to bardzo. Nie kocham go ale pewnego rodzaju więź pociąga nas coraz bardziej ku sobie. Szybko napisałam na kartce ,, Chcę aby Lou pokochał mnie taką jaką jestem i chcę abym w końcu była szczęśliwa''. Wkładam bez namysłu kartkę pod kamień i szukam Lou. Znów zniknął! I wtedy do głowy przychodzi mi pomysł. Pod który kamień on wsadził tę cholerną kartkę? Jest jest! Otwieram ją i czytam szybko co tam naskrobał. To co tam pisze odmienia moje życie na zawsze....

-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
I jest kolejny! Długi nawet za długi ale to chyba dobrze będziecie mogli poczytać sobie i żyć w nieświadomości co on tam napisał bo kolejny rozdział pojawi się dopiero we wtorek.. Niestety.. Przepraszam was wszystkich serdecznie ale takie jest nasze życie.
Miłego czytania :)

                                                                       

4 komentarze:

  1. Mam żyć w nieświadomości aż do wtorku? To trochę sadystyczne, ale mówi się trudno. Może jakoś wytrzymam.

    OdpowiedzUsuń
  2. Mam nadzieje że to co zobaczyła jest pozytywne. Rozdział jak zawsze świetny. Tak trzymaj!!!

    Edzia

    OdpowiedzUsuń
  3. Przesuperowoextraśny! ( hahah,ale mieszanka słów niestety inaczej nie da się opisać tego bloga jest supcioo!! <33 mam nadzieje, że kiedyś też będe tak pisać( mój blog. http://love10-onedirection.blogspot.com/) :)

    OdpowiedzUsuń