piątek, 20 kwietnia 2012

Rozdział 6

Byłam bardzo ciekawa dokąd Lou mnie zabierze. Jechaliśmy już spory czas i ciągle nie zapowiadało się na to abyśmy mieli zakończyć naszą wycieczkę.
- Lou.. Możesz mi powiedzieć dokąd jedziemy?- zapytałam z nadzieją, że odpowie
- No przecież to niespodzianka Em..- odpowiedział Lou
- No to chociaż powiedz mi czy będzie też tam reszta Twojego zespołu- chciałam uzyskać chodź jedną krótką informację
- Nie, nie będzie ich tam. Jak mógłbym zabrać towarzystwo na pierwszą randkę?- pytając spojrzał na mnie tak jak niegdyś Patryk
- Więc to nasza pierwsza randka?- spytałam uśmiechając się do niego. Nie odpowiedział nic tylko uśmiechnął się i włączył radio. Właśnie leciała piosenka  ,,She Will Be Loved " bardzo ją lubiłam więc bez dłuższego zastanawiania się zaczęłam śpiewać. Po chwili Lou dołączył do mnie i powstał na prawdę interesujący duet. Gdy piosenka ucichła Lou powiedział
- Dziewczyno! Ale Ty masz głos! -
- Ja?- speszyłam się- No coś Ty.. To było tylko wygłupianie się- odpowiedziałam czyją, że się rumienię
- Tak, tak.. Za niedługo mnie z branży wygryziesz- zaśmiał się Lou a ja pokazałam mu język- Czego ja o Tobie jeszcze nie wiem?- zapytał a ja zaczęłam myśleć. Nie wiesz o mnie tego, że jestem sama na tym świecie i jak to określiła Jessica jestem bardzo uboga. Nie wiesz, że moją pasją jest taniec. O właśnie! Musze poszukać szkoły w tym tygodniu.. Nie wiesz, że jak kogoś pokocham to na wieki... Niewiele myśląc wyciągam portfel i szukam naszego zdjęcia. Patrzę na nie i widzę jak uśmiechamy się do obiektywu.. Patrzymy na niego tak jakbyśmy mieli być ze sobą do końca świata a nawet dalej. Nikt nie spodziewał się, że tak szybko los nas rozdzieli.
- Poznaj mnie a się przekonasz- odpowiadam po chwili namysłu i chowam zdjęcie do torebki.
Samochód powoli skręca, na dworze zapada zmrok a Londyn już dawno znikł za nami. Spoglądam na tabliczkę informującą mnie o nazwie miejscowości ,, Cotswolds". Coś mówi mi ta nazwa ale nie potrafię sprecyzować co.Lou zatrzymuje auto, wysiada, otwiera moje drzwi i podaje mi rękę. Jak dobrze jest móc wyprostować nogi!
- Las na końcu świata?- pytam lekko rozczarowana
- Poczekaj.... Troszkę zaufania i cierpliwości - mówi Lou i zakrywa mi oczy dłońmi. Jego ręce pachną lasem.. Pachną brzozami, które tak bardzo uwielbiam. Raz po raz potykam się o jakieś gałęzie ale nie przejmuję się tym bo wiem, że Lou mnie złapie. Po kilku minutach Lou odsłania mi oczy a ja jestem w szoku...
- Jejku Lou.. Ale to piękne... - tylko tyle udaje mi się wypowiedzieć.
- Tak piękne jak Ty.- mówiąc to daje mi buziaka w policzek i chwyta za dłoń. Moje oczy nie wierzą w to co widzą. Przede mną rozciąga się Tamiza a my stoimy na starym pomoście, który jest oświetlony tysiącami malutkich świeczek. Pośrodku pomostu stoi stolik dla dwóch osób. Po lewej są dwaj skrzypkowie, którzy powoli zaczynają grać delikatną melodię. Czuję się najszczęśliwszą kobietą na świecie. Po chwili ogarnia mnie ból w sercu... Miesiąc temu straciłam rodzinę i chłopaka a już umawiam się z kimś innym i jestem szczęśliwa! Tak nie powinno być. Powinnam teraz leżeć w pokoju i wspominać rodziców. Powinnam czuć niechęć do życia a ja co? Chcę żyć i się cieszyć.. Z zamyślenia wyrywa mnie głos Lou
- Usiądziesz?- pyta zatroskany
- Tak, tak oczywiście. Po prostu jestem w szoku. Tak to wszystko pięknie wygląda. - i znów nie mówię prawdy... Muszę coś z tym zrobić. Nie mogę go okłamywać w nieskończoność, że wszystko jest dobrze. W tym samym czasie kelnerzy przynoszą jedzenie i nalewają nam po lampce czerwonego wina. Mama zawsze odkąd skończyłam 13 lat serwowała mi do obiadu lampkę wina. Mówiła, że woli żebym w domu nauczyła się pić a nie gdzieś na ulicy tanie wino. I miała rację. Dzięki niej teraz wiem jak się zachować.
Jedzenie było bardzo pyszne. Zaserwowano nam kaczkę w ziołach z pieczonymi ziemniakami a na deser była szarlotka z waniliowymi lodami.
- Wszystko było bardzo pyszne- mówię do Lou
- Tak, mi też bardzo smakowało. To co? Może teraz opowiesz mi coś więcej o sobie? Może coś o rodzinie? - czuję ukłucie w sercu ale teraz już jest najwyższa pora aby to zrobić. Najwyższa pora aby powiedzieć całą prawdę. Wyjmuję portfel a z niego zdjęcia rodziny i Patryka.
- To jest moja mama Ewa.- mówiąc to wskazuję na kobietę o rudych włosach i pięknej twarzy. Bardzo bym chciała móc ją zobaczyć jak zwykle uśmiechniętą od ucha do ucha z konewką w ręce, brudnych od ziemi ogrodniczkach i słomianym kapeluszu.
- Bardzo ładna. Już teraz wiem po kim odziedziczyłaś swoją urodę.- mówi Lou
- To mój tata Karol.- wskazuję na mężczyznę w okularach przeciwsłonecznych szczerzącego się do obiektywu. Właśnie to cały tata.. Wariat jakich mało- Tu z kolei są moje siostry, bliźniaczki Oliwia i Matra- pokazuję mu na zdjęciu dwie dziewczynki przebrane za wróżki. Miały proste blond włosy po tacie.. Zawsze ich im zazdrościłam. - I cóż. To cała moja rodzina.-
- A to kto? To Twój brat?- pyta Lou spoglądając na zdjęcie Patryka.
- Nie Lou, to nie jest mój brat. To mój by... - nie nie mogę wypowiedzieć słowa były... nie potrafię..- To mój chłopak Patryk- spoglądam na nas... Jak ja chciałabym poczuć jego zapach. Móc włożyć jego koszulę i pograć na konsoli. A wieczorem móc wyjść na spacer z psem i pocałować go na dobranoc.
- To Ty masz chłopaka?- Pyta zdziwiony Lou. Nawet nie czeka na odpowiedź tylko odchodzi od stolika pozostawiając mnie samą. Nie mam siły wstać i gnać za nim, chociaż tak bardzo chcę.
- Lou! To nie tak! Poczekaj!- krzyczę za nim ale on mnie już nie słucha. Jego już tu nie ma.
                                                                      ***
Mija godzina. Jego ciągle nie ma. Zapłakana siedzę przy stoliku sącząc gorzkie wino. Obsługa dawno już odjechała a ja zostałam znów sama. Postanawiam poszukać Lou i jakoś wyjaśnić mu to wszystko.., Tylko czy on będzie chciał mnie słuchać?
Noc jest bardzo ciepła i gwieździsta. Słychać żaby i inne nocne zwierzęta. W oddali dostrzegam postać rzucającą kamienie do rzeki. Tak się cieszę, że to Lou. Podchodzę do niego, kładę rękę ja jego ramieniu ale on ją odtrąca.
- Lou- usiłuję powiedzieć cokolwiek sensownego- to na prawdę nie jest tak jak myślisz.-
- A jak?! Jak to jest?!- krzyczy Lou
- Posłuchaj...- zaczynam ale nie jest dane mi skończyć
- Nie, to Ty posłuchaj. Przyjeżdżasz do Londynu, spotykasz sławnego gościa, który o dziwo zaczyna coś do Ciebie czuć a Ty co? Ty masz chłopaka, który czeka gdzieś tam na Ciebie w Polsce i nawet nie raczysz o tym powiedzieć! Spotkałem wiele takich dziewczyn jak Ty ale na prawdę myślałem, że jesteś inna! Nawet nie wiesz jak ja się teraz czuję! - krzyczy Lou i dostrzegam na jego twarzy łzę.
- Ale Lou. Pozwól mi powiedzieć.-
- Nie. Nie chcę już słuchać jakichkolwiek wymówek od Ciebie. Jesteś taka sama jak te wszystkie inne fanki- mówi to spoglądając mi prosto w oczy i odchodzi. Zostawia mnie tak samą nad tą rzeką i po prostu odchodzi.
- Lou- zaczynam- oni nie żyją. - mówię to i zalewam się łzami. Najwyraźniej to co powiedziałam trafiło do niego bo się zatrzymuje i patrzy w moją stronę.
- Co takiego?- pyta zdziwiony
- Moi rodzice, rodzeństwo i ten chłopak nie żyją- mówię po raz kolejny a słowa te wychodzą ze mnie jak żyletki.
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Dzisiaj nieco dłużej a tego przyczyną jest to, że prawdopodobnie przez kolejne 3 dni nie wstawię żadnego rozdziału bo jadę w góry. Przepraszam was najmocniej. Dziękuję za wszystkie komentarze na prawdę wiele radości daje mi każde słowo.
Miłego czytania, komentować i dobranoc :)

3 komentarze:

  1. Super, super, super! Świetnie piszesz!

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdział ci się udał ;D Sama wzruszyłam się całą tą sytuacją .. ;** Czekamy na kolejne rozdziały!

    OdpowiedzUsuń
  3. Wspaniała niespodzianka! Masz niesamowitą wyobraźnię. Mam nadzieje że oni będą razem. Wyruszyłam się trochę. Cudowny rozdział
    Pozdro Edzia

    OdpowiedzUsuń