czwartek, 16 sierpnia 2012

Rozdział 74

                                                                         Muzyka
Każdy kolejny dzień zaczynał się tak samo. Budziłam się w objęciach Niall’a i zastanawiałam się dlaczego nie ma tu Harry’ego. Kiedy w końcu docierało do mnie, że Harry mnie zostawił szłam pod prysznic i siedziałam tam tak długo do momentu w którym Niall pukał do drzwi i zapraszał na śniadanie.
Brakowało mi zapachu perfum Harry’ego, jego śmiechu i czułości, brakowało mi jego ust i ramion w których czułam się bezpieczna. Aby jakoś poradzić sobie z tą sytuacją a przede wszystkim aby przestać o tym myśleć pracowałam w ogrodzie. Praca całkowicie mnie pochłonęła z czego się cieszyłam  bo po dwóch dniach plac za domem zmienił się nie do poznania.
Tego ranka było inaczej. Budząc się zastałam puste miejsce obok siebie. Nie było ani Niall’a ani Harry’ego. Spojrzałam na kalendarz. Poniedziałek. To właśnie dziś zaczynają dwa tygodnie pracy a potem wakacje… Chyba jednak będę musiała zmienić plany bo z tego naszego wyjazdu z Harrym nie wyjdzie raczej nic realnego. Zapewne przeleżałabym cały dzień w łóżku ale obudził mnie dzwonek do drzwi. Powoli naprawdę powoli zwlokłam się  łóżka i doszłam do drzwi.
- James? A co Ty tu robisz?- zapytałam leniwie ziewając
- No przecież umawialiśmy się na pójście do szkoły zanieść papiery i takie tam…-
- Cholera. Zapomniałam, wejdź- wskazałam mu salon- rozgość się a ja pójdę się umyć i ubrać- krzyknęłam będąc już w drodze na górę Wskoczyłam szybko pod prysznic myśląc w co się ubrać. Za oknem nie była najładniej więc zdecydowałam się na coś cieplejszego. Po około 20 minutach byłam na dole z teczką w której były moje dokumenty.
- Jadłaś coś w ogóle?- zapytał chłopak
- Nie… -
- Wiedziałem. Bierz co masz wziąć i chodź- chłopak pociągnął mnie za rękę a ja zdążyłam chwycić potrzebne rzeczy i już nas nie było. Kierowaliśmy się do jego domu.
- Ale ja nie mogę tak. James!- powiedziałam próbując się wyrwać chłopakowi jednak ten okazał się za silny i po chwili byliśmy u niego w domu.
- Mamo! Kolejna chudzina do wykarmienia!- krzyknął chłopak a ja uderzyłam go w żebra
- Emmo!- kobieta w średnim wieku wyszła jak mniemam z kuchni- Jest mi niezmiernie miło w końcu Cię poznać- podała mi rękę- Karen Scott. -
- Mi również miło Panią poznać, Emma Novak- uśmiechnęłam się i poszłam za jej synem do jadalni. Dom był przecudnie wykończony. Dominowało drewno i ciepłe kolory takie jak beż, brąz oraz błękit.
- Mama pracuje jako nauczycielka w moim wkrótce również Twoim liceum. W wakacje gotuje dla bezdomnych lub pochodzących z ubogich rodzin dzieci.- opowiadał mi James. – Wybacz mi to, że potraktowałem Cię tak brutalnie ale nie mogłem pozwolić abyś wyszła bez śniadania- gdy to powiedział Karen przyniosła do jadalni duży talerz tostów, dżem, masło orzechowe i trochę warzyw. Do tego była kawa zbożowa i mleko.
- Jedz, śmiało. Taka chudzina jak Ty powinna dużo jeść- zaczęła mówić kobieta a chłopak aby dodać mi otuchy również jadł tosty.
Bardzo podobało mi się u nich. Było czuć tę rodzinną więź, która jest pomiędzy matką a synem. W końcu gdy zjedliśmy śniadanie pożegnaliśmy się z Panią Scott i ruszyliśmy spacerkiem do szkoły.
Po drodze kupiliśmy sobie po dużym kubku kawy i opowiadaliśmy o swoim życiu. Tak naprawdę to nie wiedziałam nic o przystojnym chłopaku z sąsiedztwa.
- Urodziłem się w Edynburgu, ale nie pamiętam nic z tych czasów, w których tam mieszkaliśmy. Miałem zaledwie dwa latka gdy opuściliśmy tamto miasto i przyjechaliśmy do Londynu- po nowe życie. Ojciec odszedł od nas gdy miałem 14 lat czyli 4 lata temu. Do tej pory nie mam z nim kontaktu mimo iż usiłowałem takowy nawiązać. Ale po co mi on skoro jestem szczęśliwy mieszkając z mamą? Co do rodzeństwa to mam starszą siostrę i młodszego brata. Tak naprawdę nigdy nie zaznałem prawdziwej miłości. Ciągle szukam czegoś co naprawdę pochłonie moje życie i mnie odmieni ale raczej to nie nastąpi szybko bo.. jestem strasznie nieśmiały-
- Że co?!- o mało nie wybuchłam śmiechem- Że niby Ty?!- spojrzałam na chłopaka a ten skinął głową. Wiem, że z mojej strony było to niegrzeczne ale zaczęłam się śmiać. Nie mogłam się opanować a ludzie omijali mnie z dziwną miną- Przepraszam ale coś mi tu nie gra. Ty chłopak, który może mieć każdą dziewczynę przyznajesz się do tego, że jesteś nieśmiały? Sorry za śmiałość ale takie ciacho jak Ty.. Po prostu to nie możliwe, że jesteś nieśmiały- powiedziałam
- Em Ty chyba naprawdę mnie nie znasz. Od kiedy pamiętam miałem problem z nawiązaniem kontaktu z płcią przeciwną…-
- A ja to niby chłop jestem? Do mnie podszedłeś bez problemu, zagadałeś…-
- Ale z Tobą było inaczej. Potrzebowałaś pomocy i to był naturalny odruch a nie potrzeba flirtu-
- James… Wiesz ilu kolesi chciałoby być na Twoim miejscu? Posiadać Twoją urodę i wyrywać na nią panienki? Nawet mój Harry stał się o Ciebie zazdrosny-
- Co? Harry? To nie możliwe-
- A jednak- uśmiechnęłam się do niego. Po prostu nie mogłam w to uwierzyć. To było tak absurdalne… To najzwyczajniej w świecie do siebie nie pasowało. W pewnym sensie to czyniło tego chłopaka wyjątkowym bo połączenie nieśmiałość i super urody jest skazane na porażkę.
- No i oto jesteśmy na miejscu Panno Novak- chłopak zasalutował przede mną a ja spojrzałam na szkołę. Kolejna szkoła z tradycją do której zapewne jest cholernie trudno się dostać.
- Chodź Chodź, chodź.- James był niemożliwy. Dopiero co zaczęły się wakacje a ten już biegnie do szkoły. Szłam powoli, rozglądając się dookoła mnie i podziwiając okolicę.
W szkole jak to w szkole. Nic ciekawego. Szafki, szafa z  pucharami, gazetki, klasy, ławki i jakieś krzesła. – Idę z Tobą. W końcu musisz zrobić dobre wrażenie- brunet uśmiechnął się i bez pukania wtargnął do gabinetu dyrektora. Czyli już na stracie jestem na przegranej pozycji. Mimo to próbowałam jakoś naprawić swoją i tak beznadziejną sytuację
- Ja przepraszam za tego chłopaka ale..- zatkało mnie to co tam ujrzałam
- Wchodź Emmo. Nie krępuj się- za biurkiem siedziała MAMA James’a- Pani Scott
- Ale jak to? Myślałam, że Pani jest nauczycielem- zaczęłam
- Ale również dyrektorem. Uczę matematyki. James Ci nie wspomniał?-
- Och mamo to taki mały szczegół więc nie musiałem mówić- chłopak uśmiechał się zadziornie a ja miałam ochotę go uderzyć teczką, która znajdowała się pod moją pachą.
- No to pokaż co Ty tam masz- podałam kobiecie dokumenty a ta uważnie się przyglądała. Wiedziałam, że moja sytuacja nie jest najlepsza ale liczyłam na to, że dostanę szansę.- Masz jakieś konkretne przedmioty, które chciałabyś rozszerzać?- zapytała mnie Karen
- To znaczy chciałabym mieć rozszerzoną biologię i matematykę.- James spojrzał na mnie dziwnie
- A nie chcesz chodzić na język polski? Jesteśmy jedyną szkołą, która ma taki przedmiot-
- Z wielką chęcią!- powiedziałam i ucieszyłam się. W końcu ojczysty język… Już zapomniałam jak on brzmi.
- No to cóż Panno Novak witam na pokładzie- kobieta podała mi rękę a ja o mały włos nie zemdlałam ze szczęścia- Cieszy mnie to tym bardziej, że będziesz z James’em w klasie. -
- Naprawdę?- spojrzałam w kierunku bruneta a ten rozłożył ręce w geście dezaprobaty. Niewiele myśląc przytuliłam go ale po chwili oderwałam się od jego sylwetki pamiętając, że jestem w gabinecie dyrektora.
- Zapraszam Cię we wrześniu. Tu masz wykaz książek potrzebnych do nauki, kod do szafki a plan zajęć będzie we wrześniu. Jestem zadowolona, że mamy taką uczennicę- przejęłam od kobiety wszystkie rzeczy i jeszcze raz dziękując wyszłam z gabinetu. James chwilę został aby porozmawiać z mamą więc mogłam odetchnąć i nacieszyć się swoim sukcesem. Przy okazji zorientowałam się gdzie będzie moja szafka.
- Zadowolona?- zapytał chłopak idąc w moją stronę
- Nawet nie wiesz jak! I w ogóle jak mogłeś mi nie powiedzieć o swojej mamie?!- uderzyłam go teczką
- No to przecież nieistotny szczegół!- zaczął się śmiać a ja po raz drugi uderzyła go teczką
- Ci dam nieistotny szczegół. Mało mnie nerwy nie zeżarły a Ty mówisz, że nieistotny szczegół.- zaczęłam się śmiać i dopiero teraz się zorientowałam, że nie myślałam o Harrym od dobrych czterech godzin. Chyba mój rekord.
- Och przepraszam- powiedziałam słysząc dźwięk telefonu. Dzwonił Zayn. Jeszcze tylko rozmowy z nim mi brakowało do pełni szczęścia.
- Halo?- odebrałam w końcu
- (..) Ale ja naprawdę nie mogę tam wrócić. Wiem, że ją zraniłem i to cholernie mocno i nie potrafiłbym stanąć z nią twarzą w twarz i powiedzieć przepraszam bo to nie załatwi sprawy. *A dlaczego w ogóle to zrobiłeś?*- zapyta Zayn- Nie jestem dla niej wystarczająco dobry. Wiedzę jak ona każdego dnia cierpi a ja najzwyczajniej nie mogę jej pomóc bo nie potrafię. Tak strasznie ją kocham i tak mi jej brakuje i….- Harry zaczął płakać- głupi byłem wychodząc wtedy z domu. Niall opiekuj się nią. *O nie kolego masz w końcu się zebrać i przyjść do niej. Kwiaty w dłonie i przeproś bo ona nie daje po sobie poznać, że cierpi ale ja to widzę. Nie jest sobą. Jesteście dla siebie stworzeni* Ale Niall póki co zrób to o co Cię prosiłem. I jak możesz nie mów nic o tej rozmowie. * Styles wiesz, że jesteś egoistą? Jak mogłeś ją zostawić po czymś takim co jej Ci faceci wyrządzili? * - warknął Zayn- To chyba był główny powód mojej ucieczki z domu. Uciekając myślałem, że zostawię problemy za sobą. Bałem się, że ona zamknie się w sobie i będzie tak jak po śmierci Lucy, bałem się, że nie wytrzymam i załamię się przy niej a ona i tak ma wystarczająco skomplikowane życie więc….- połączenie się urwało. Stanęłam i ciągle trzymając telefon przy uchu uroniłam kilka łez.
- Em wszystko ok.? Kto dzwoni?- zapytał James a ja otrząsnęłam się, otarła łzy i powiedziałam:
- Mmm.. Ankieta, wygrałam naszyjnik- wymusiłam uśmiech i gdy zapaliło się zielone światło przeszliśmy na drugą stronę.
- Chcesz kłamać? Kłam, ale rób to dobrze- powiedział chłopak ciągle spoglądając na mnie
- Słuchaj bo nie będę dwa razy powtarzać- chwyciłam go za nadgarstki- pokłóciłam się z Harrym tuż po tym jak przyjechaliśmy ze szpitala. On nawet nie tłumacząc się stwierdził, że musi ode mnie odejść i od kliku dni nie mamy kontaktu ze sobą. Dostałam telefon od przyjaciela, Zayna w którym słyszałam jak Harry mówi, że żałuje tego wszystkiego. Nie wiem co mam robić, nie wiem jak mam funkcjonować a teraz dzięki Tobie chodź na chwilę zapomniałam o tym co złe i poczułam się dobrze. Więc proszę Cię nie dopytuj się o powód moich smutków bo teraz już wiesz- puściłam go i zaczęłam iść do przodu. Wszystkie emocje mieszały się we mnie. Byłam zła, zrozpaczona, smutna ale gdzieś w tym wszystkim była obecna radość i szczęście spowodowane tym telefonem.- Przepraszam, nie jestem sobą- powiedziałam odwracając się do przyjaciela. Czy w ogóle mogłam go tak nazwać? Wydawało mi się to jak najbardziej na miejscu ale kto to wie jak James by na to zareagował.
- Silna jesteś- chłopak pocierał nadgarstki, które były czerwone.- Ale za to Cię lubię.  W ramach przeprosin za nachalność daj się zaprosić na ciastko- zrobił słodkie oczy a ja kiwnęłam głową na tak. Chyba przyda mi się chwila wytchnienia.
Nie musieliśmy długo iść bo przed nami wyrosła kawiarnia dosłownie znikąd. Postanowiliśmy usiąść na zewnątrz. Było tu dużo wolnych stolików więc zapewne środek było okupowany przez innych. Powoli ale naprawdę powoli słońce zaczęło przedzierać się przez chmury, wiał ciepły wiatr, w powietrzu unosił się zapach pieczywa a nieopodal nasz staruszek grał na akordeonie. Zamówiłam tiramisu i Cytrynową herbatę a James poprosił o sernik po wiedeńsku i kawę. Siedząc tak rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym. On poznawał mnie ja poznawałam go. Nie zadawał zbędnych pytań i umiejętnie omijał temat Harry’ego.
- No to może opowiesz mi o tym zespole?- zapytał w końcu rozsiadając się wygodnie w fotelu
- Cóż. Jest to brytyjsko- irlandzki zespół. Powstali podczas bodajże 6. edycji X- Factor’a. Śpiewa tam pięciu kolesi i naprawdę dobrze im to wychodzi. Są w trakcie nagrywania płyty. I chyba tyle.- nie chciałam się rozgadywać
- Tylko tyle? Może opowiedz mi o tych kolesiach, co?- naciskał chłopak.
- Więc jest Louis może nie będę mówić nazwisk bo i tak nie zapamiętasz, Liam, Zayn, Niall no i Harry. Obecnie tylko Liam ma dziewczynę no i Harry ale sama nie wiem jak to jest więc powiedzmy że on też. Wszyscy są moimi przyjaciółmi ale to Zayn jest najbliższy mojemu sercu. Louis uwielbia marchewki, Liam boi się łyżek, Zayn jest tym ładnym a Niall pochłania tony jedzenia i to nie jest żadna hiperbola! Tak jest naprawdę.- uśmiechnęłam się na samo wspomnienie blondyna
- A Harry? Przepraszam, że pytam ale tak naprawdę nic o nim nie wiem-
- Harry uwielbia koty. O Mój Boże!- krzyknęłam podnosząc się raptownie.
- Co się stało?!- James był spanikowany tak samo jak ja
- Marley! On został w tamtym domu! Musze natychmiast tam jechać!- rzuciłam na stół pieniądze za nasz lunch i zaczęłam szybko iść
- Em! Em poczekaj! Pójdę z Tobą!- chłopak dogonił mnie- Możesz wytłumaczyć mi kto to jest Marley?- oddychał szybko
- Marley to mój kot. Zapomniałam o nim.. Całkowicie i….- spojrzałam w kierunku tłumu ludzi- Co się tam dzieje?- ciągle przyglądając się grupie podeszliśmy i zaczęliśmy rozglądać się. W końcu gdy tłumek zaczął się rozciągać usłyszałam dobrze znaną mi piosenkę. Pisk dziewcząt o mało mnie nie ogłuszył. Tak, to byli oni. One Direction
- Chodź to ich zobaczysz!- pociągnęłam chłopaka za rękę bliżej barierki. Po chwili staliśmy tuż naprzeciwko sceny i szukaliśmy wzrokiem chłopaków. Wpadli na scenę jak zwykle zarażając swoim pozytywnym nastawieniem do świata. Pokazałam James’owi, który z nich to który i gdy akurat spojrzałam na Harry’ego on również podniósł wzrok i nasze spojrzenia skrzyżowały się. Natychmiast spojrzałam w inną stronę i zaczęłam przepychać się aby znaleźć się jak najdalej od nich.
- Em! Em nie odchodź!- krzyknął lokowaty chłopak do mikrofonu co lekko zdezorientowało występ. Wszyscy spoglądali na mnie a ja zdobyłam się tylko na to aby pokiwać głową. Chwyciłam James’a za rękaw i pognałam do autobusu, który właśnie jechał w kierunku starego domu. Uważnie aby tylko siedzący obok mnie chłopak nie zauważył uroniłam kilka łez. Kilka samotnych łez, które wyrażały tęsknotę i dezaprobatę. Chciałabym aby było tak jak kiedyś. On ja- idealna para. Zero kłótni, zero ograniczeń, czysta miłość i dużo szczęścia. Naprawdę brakowało mi w tym wszystkim dobrego oparcia. Nie to, że Niall był do niczego pocieszycielem ale wolałam wypłakiwać się w ramiona pewnego muzułmanina.
- Em to ta ulica- James szturchnął mnie po czym pośpiesznie łapiąc torebkę wyszliśmy z autobusu. Szliśmy dobrze znaną mi ulicą. Dopiero teraz zatęskniłam za tym miejscem. Tęskniłam jak za Wrocławiem, jak za domem z czerwonej cegły, jak za Patrykiem.
- To tu- wskazałam na opuszczoną posiadłość. Trawnik powoli zarastał, żywopłot zaczął się deformować a kwiaty już dawno uschły. Poruszyłam furtką na co ona odpowiedziała mi skypnięciem.
Idąc żwirową dróżką przypominałam sobie każdy moment spędzony w tym domu. Pierwszą wigilię, pierwszy pocałunek z Louisem, tę noc gdy Harry czekał na mnie cały pokryty śniegiem niczym bałwan, bitwę na śnieżki oraz moment przyjazdu do domu.
Nie wiem dlaczego ale ciągle nosiłam w torebce klucze do tego domu. Może to była kwestia przyzwyczajenia albo…. Może miałam nadzieję, że tutaj wrócę? Może żyłam nadzieją, że Lucy tak naprawdę nie umarła tylko pojechała na wczasy i zaraz wróci? Nie wiem czemu tak było ale teraz te klucze się przydały.
Wewnątrz nic się nie zmieniło no może oprócz zapachu i ton kurzu oraz pajęczyn.
- Marley! Kici kici! Marley!- wołałam kota a w ślad za mną poszedł James. W końcu gdy dom okazał się być pusty wyszłam na dwór i ponowiłam te czynność. Jak okazało się była ona zbyteczna. Zrezygnowana i smutna z powodu utraty przyjaciela zabrałam swoje rzeczy i zamykając drzwi ruszyłam do wyjścia.
- Panienko Novak! Panienko Novak!- usłyszałam za sobą. Odwróciłam się i ujrzałam naszą sąsiadkę
- Witam Pani Black. Jak zdrowie?- zapytałam z troską
- Och czuję się niczym dwudziestolatka ale nie o mnie tu mowa. Jak mniemam szukasz swojego kotka.- oznajmiła rezolutna staruszka
- Tak, chciałam go zabrać do domu ale nie mogę go znaleźć. Wtedy wszystko tak szybko się działo, że całkowicie o nim zapomniałam-
- Nie martw się, u mnie jest Twoja zguba- kobieta odsłoniła sztuczne zęby w niesamowitym uśmiechu
- Naprawdę? A czy mogę go zabrać?- zapytałam uradowana
- Oczywiście, zapraszam- przeszliśmy szybko przez malutką furtkę i po chwili trzymałam już w swoich dłoniach małego, rudego kotka. Cieszyłam się niczym małe dziecko, które dostało watę cukrową. Pożegnawszy się ze starszą Panią udaliśmy się do domu.
- Planujesz sprzedać ten dom?- zapytał mnie chłopak
- Tak, muszę go sprzedać. Zawsze to troszkę pieniędzy na start będzie- uśmiechnęłam się
- Bo wiesz.. Znam kogoś kto może go kupić, jutro Cię z nim poznam- oznajmił
- Naprawdę? Nawet nie wiesz jaka jestem Ci wdzięczna- pocałowałam go w policzek i wsiedliśmy do autobusu.

---------------------------------------------------------------
Urodzinowy rozdzialik raz! Nie bójcie się, na tym nie poprzestaniemy :)

6 komentarzy:

  1. Jejejejej nawet nie wiesz jak się cieszę z tych urodzinowych rozdziałów! kocham, kocham i jeszcze raz kocham! świetny jest ten rozdział zapewne tak samo jak pozostałe ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. no to cóż... czekam na następny ? ;**

    OdpowiedzUsuń
  3. Jak zwykle świetny! Nie mogę się doczekać następnych ;)
    Po raz kolejny wszystkiego najlepszego ;*

    OdpowiedzUsuń
  4. Fantastyczny. Jeszcze raz wszystkiego najlepszego skarbie
    Kocham
    Emily <3

    OdpowiedzUsuń
  5. Wszystkiego najlepszego kochanannaa!!! rozdzial swietny, cudo!!! milo ze strony jamesa ze sie nia zajal, przyszedl po nia i nakarmił ja porzadnie!! nie wiedzialam ze dodalas nowy :) czy moglabys mnie w miare mozliwosci informowac ? :P zapraszam do mnie na 12 :P mysle ze przypadnie do gustu!! jeszcze arz wszystkiego naj, duzo weny i siły na komentarze u mnie :P :
    http://onedirection-moments-opowiadanie.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  6. ah! Czekałam na moment, kiedy James i Emma połączy jakakolwiek więź. Harry, oh Harry, co ty narobiłeś. Dobrze, że masz chociaż takich przyjaciół jak Zayn, Liam, Niall (nie wiem, czy pisać o Lou) bo inaczej zapadłbyś się w Sobie :<
    100 LAT! 100 LAT! Jeszcze raz kochana! Wszystkiego co najlepsze!:*

    OdpowiedzUsuń